Opinie
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

A jednak świeca zgasła

Tuż przed święceniami kapłańskimi Przemka jego koledzy z roku drukowali mu obrazki prymicyjne - na szybko, trochę po amatorsku. Żartowali, że jest już prawie księdzem, a przed nimi jeszcze rok nauki. - Zostaję księdzem, bo nie wiem, czy dożyję waszych święceń - odpowiedział.

Chociaż bieg czasu zamazuje szczegóły, o odchodzeniu syna, dzień po dniu, Alicja i Stanisław Skolimowscy mogą opowiadać długo. Tak naprawdę trwało ono od chwili, kiedy w lubelskim szpitalu stwierdzono u 12-letniego Przemka ostrą białaczkę szpikową. Potem były kolejne etapy leczenia i remisja choroby, wraz z którą przyszła nadzieja, że może udało się ją zażegnać.

– Chętnie się uczył, miał świetną pamięć. Cechował go wielki spokój, a przy tym ugodowość i umiejętność zażegnywania konfliktów w grupie. Jednym słowem, nie sprawiał żadnych kłopotów, był po prostu dobrym dzieckiem – tak wspominają go rodzice. Jak przyznają, dość wcześnie zauważyli, że życiową drogą najstarszego z trójki dzieci będzie kapłaństwo. – To nie było trudne: palił się do służby w kościele, był nawet prezesem koła ministrantów. Powtarzał, że najbardziej lubi służyć na sumie, bo ma wtedy najwięcej funkcji – wspomina pani Alicja. Potem przyszły wyjazdy na oazy i zaangażowanie w Ruch Światło-Życie. Do tego udział w pielgrzymkach do Częstochowy. – Później, już jako kleryk, organizował nawet wyjście pielgrzymkowe z samego Terespola, żeby było dalej, trudniej – dodaje.

Oddany Bogu

Białaczka wróciła, kiedy Przemek był na trzecim roku studiów w siedleckim seminarium. Leczony był w Warszawie, w szpitalu na Banacha. Chociaż rozważano przeszczep szpiku, do którego jako dawcę zakwalifikowano młodszego brata Piotra, okazało się, że jest na to za późno. ...

Monika Lipińska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł