A może Bóg chce, bym została… zakonnicą? (IV)
Chrystus daje nam odczuć namiastkę szczęścia wiecznego, dając Siebie w Komunii św., która jest życiem Boga. Każdy chyba, kto właściwie przeżył spotkanie z Nim w tym Chlebie, mógł czuć, że On jest zaspokojeniem pragnień serca. Szkoda, że życie nie składa się z samych takich chwil, gdy On przychodzi, a my oczekujemy naprawdę.
Znów sobie postanawiam, że nie stracę Boga już nigdy więcej. To niemożliwe, nie pozwolę na to – ale mówię to już z pewną pokorą i świadomością własnej słabości. Jakże szczęśliwe były dla mnie te cztery dni! Niby nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Mam mnóstwo pracy przy odnawianiu mieszkania, a taka radość we mnie, że aż sąsiedzi zauważyli. Tylko że oni nie wiedzą, skąd ta moja radość pochodzi. Ostatnio jeden z nich powiedział: ta nasza dziewczyna co dzień to ładniejsza. Było mi miło, ale pomyślałam wtedy: to nie moja zasługa, w moim sercu jest Bóg, czy mogę nie promieniować? „Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus”. Tak właśnie jest ze mną. Modlitwa jest teraz dla mnie naturalną potrzebą. Moja dusza sama chce mówić do Boga, więc mówi. Idę do kościoła, choć na parę minut, coś mnie ciągnie tam, przed tabernakulum. Co też Pan Bóg zamierza wobec mnie? Powierzam się Jemu całkowicie. Na pomoc rodziców zbytnio liczyć nie mogę, więc… „liczę na Ciebie, Ojcze, liczę na miłość Twą”. „Jezu, ufam Tobie”. „Matko, która nas znasz, przyjdź i drogę wskaż”. Nigdy nie przestanę dziękować za dar wiary. Co ja bym bez tego zrobiła? Jakże puste byłoby moje życie. Nawet jeśli byłoby dostatnie, to broń mnie, Boże, przed takim dostatkiem, w którym brakuje Ciebie. (…)
25 sierpnia 1997
Siedzę sobie w parku, a moje myśli takie dziwne. Trochę się z rana pokłóciłam. Właściwie to często tak jest, gdy nie rozpocznę dnia od modlitwy. Postaram się to jakoś zmienić – koniecznie. Właściwie zawsze wstaję z myślą: „Oto jest dzień, który dał nam Pan” i znakiem krzyża dzień rozpoczynam, ale modlić się dłużej nie zawsze mi się chce. ...