Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

A robota… w polu

Wiosna opóźniła się o kilka tygodni. Niepokoi to rolników, którzy mając w perspektywie ogrom prac, muszą siedzieć w domu.

Zimowa pogoda uniemożliwia rozpoczęcie prac polowych. Wegetacja roślin jest opóźniona, w związku z czym można się spodziewać dużo słabszych zbiorów.

Trzeba siać, ale jak?

– To pewne – stwierdza Stanisław Stefaniuk, wójt gminy Huszlew, pytany o to, czy aura przełoży się na plony. Sam uprawia 4 hektary ziemi, ale jak zaznacza, to raczej odskocznia, hobby niepozwalające porównywać się z właścicielami wielkopowierzchniowych gospodarstw. – Takiej wiosny jak tegoroczna, jak żyję – nie przypominam sobie. Pamiętam, jak jeszcze mój ojciec mawiał, że grunt to zasiać zboża w marcu. Jak się to udało, był spokojny o to, czy uda się spichrz zapełnić Tymczasem zanosi się na to, że siewy wypadną dopiero w maju, co znacznie skróci okres wegetacji – podkreśla z uwagą, że ucierpią nie tylko rolnicy, ale też właściciele sadów i upraw warzyw. – Zauważyłem, że niektórzy wyszli w pole z nawozami. Rozsieli je w obawie przed spiętrzeniem prac, co jest raczej nieuchronne – podsumowuje. Przyznaje też, że niecierpliwość widać nie tylko na wsi. Zima przejadła się wszystkim.

Serce się ściska

– W zeszłym roku, o tej porze, zboża były już zasiane, pole pod kukurydzę się szykowało. W maju pola się zieleniły – wszystko w górę się ciągnęło, a kukurydza pięknie schodziła – mówi Adam Stępień, sołtys we wsi Kulczyn Kolonia w gminie Hańsk. Chociaż jest już rencistą, przyzwyczajony do gospodarskiej kalkulacji martwi się o to, czy będzie co zebrać z pola. – U nas na wsi bezruch. Jak ktoś ma pole na piaskach, bierze się za wywożenie obornika pod kukurydzę. Poza tym nic się nie dzieje – stwierdza. Chyba że szuka się roboty po to, żeby zabić poczucie niewykorzystanego czasu. – Wziąłem się z synem za naprawę przyczepy do wożenia bel – mówi pan Adam. – A wie pani, że wczoraj widzieliśmy tutaj u nas takie piękne stado bocianów. Dzieciaki podbiegły, a one zerwały się w górę, jakieś takie przestraszone. Aż serce się ściska na taki widok…

W ulach głód, miodu nie będzie

Piotr Pieńko, prezes Związku Pszczelarzy „Podlasie” w Białej Podlaskiej nie kryje obaw o pasieki. – Obawa, to za mało powiedziane! – rzuca. – O ile przyroda jakoś sobie poradzi z tym wiosennym poślizgiem, to pszczoła nie da rady. Proces rozwojowy młodych pszczół, gwarantujący odbudowę roju po zimie, wymaga określonego czasu. Póki co, ten rozwój jest zahamowany, i na pewno nie nadąży za rozwojem roślin – tłumaczy doświadczony pszczelarz. Zauważa, że z rachub tych z jego kolegów po fachu, którzy zdecydowali się na pobieżne przejrzenie uli, wynika, że padło około 15% pszczelich rodzin. – W tej chwili może się to tylko zwiększyć, dlatego podkarmiamy rodziny na potęgę, przeważnie ciastem miodowym. Ale zaglądanie do ula wiąże się z ryzykiem ochłodzenia gniazda. Mamy więc wątpliwości, czy podkarmiając w tej temperaturze, nie robimy pszczołom krzywdy – przestrzega. – Co z miodem? Ciemno to widzę – stwierdza prostolinijnie P. Pieńko. – Tego pierwszego, wiosennego, prawdopodobnie nie damy rady pozyskać.

KL