A to jednak nie masoneria?
Wrocławska wszechnica „wiedzy”, zwana pochlebnie uniwersytetem, zaczyna bić rekordy w promowaniu nowoczesności. Po zaproszeniu dawnego komunisty i unicztożika wolnościowego podziemia antykomunistycznego, oczywiście w ramach wybielania przeszłości i promowania postaw na wskroś patriotycznych w modernistycznym ujęciu, uczelnia ta sięgnęła teraz do osób mających stanowić „wzorzec” sukcesu życiowego i kariery we współczesnym świecie unioeuropejskim.
Jak doniosła prasa, wykład zatytułowany „Jak wzbudzać podziw? Jak wykorzystać social media do budowania wizerunku?” wygłosiła modelka Natalia Siwiec. Poza przebieraniem nóżętami na wybiegach oraz brylowanie w świecie (czy raczej półświatku) celebryckim, pani Siwiec może poszczycić się również nadzwyczajnym zainteresowaniem jej profilem na facebook.pl, gdzie zaprezentowała swoje nagie pośladki. Wow, podziw wzbudzony. Ciekawe zaiste okazały się jednak tezy owego „wykładu”, który była wygłosiła do spragnionej wiedzy studenckiej publiki wschodząca gwiazda polskiej nauki. Jedną z nich było twierdzenie, iż „faceci są wzrokowcami. Szukają tylko jednego: seksownych zdjęć pośladków i piersi”. Brać studencka mogła dzięki trudowi naukowemu pani wykładowczyni zdobyć tak konieczną w rozwoju wiedzy umiejętność „zdobywania lajków i bycia na topie”. Lecz moim zdaniem najbardziej odkrywczym w prelekcji „jutrzenki nowej nauki polskiej” było stwierdzenie, iż „można powiedzieć, że d.pa rządzi światem”.
Oczywiście Uniwersytet Wrocławski, jak tylko mógł, szybko odciął się od tej naukowej rewolucji. Jednakże umożliwienie odbycia takowego spotkania w murach uczelni jest jakimś przyzwoleniem i przytaknięciem tezom wygłaszanym na nim. Dla skrupulatności dodam tylko, że przecież niedawny wykład ks. prof. Bortkowskiego w Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu czy też organizacja II Konferencji Smoleńskiej były przecież oprotestowane jako nienaukowe i nienadające się do organizacji na terenie uczelni wyższej. Wniosek więc nasuwa się tylko jeden – pani Siwiec ze swoim tezami jest zdaniem uczelni nadodrzańskiej dopuszczalna na uniwersytecie jako choćby w minimalnym stopniu trącąca naukowością. To jednak nie dziwi, biorąc pod uwagę coraz liczniejsze gender i queer studies.
A ja jestem słowikiem
Jest w internecie pewna bajka mówiąca o tym, jak wstydliwe zakończenie ludzkich pleców próbuje udawać słowika. Przyznam się, że przypomniałem sobie ten właśnie filmik, gdy usłyszałem o naukowych zapędach polskiej modelki. Po zapoznaniu się jednak z jej wypowiedziami doszedłem do wniosku, że są one wręcz rewolucyjne. I myślę, że nie tylko ja mam podobne zdanie. Wypowiedź pani Siwiec o tym, kto lub co trzyma w rękach stery świata może być potraktowana na dwa sposoby: dosłownie i metaforycznie. Oba muszą wywołać konsternację u takich osób, jak chociażby Barack Obama, Władimir Putin czy Bill Gates. Patrząc na fizis owych panów, ciężko znaleźć jakieś podobieństwo do anatomicznego szczegółu ludzkiego ciała. Choć wielu zapewne by chciało. Pozostaje więc droga metafory. Tutaj jednak napotkać można również dwie możliwości: albo pani Siwiec chodzi o rodzaj nieudolności rządzących, albo też o jakiś ich związek z prostytucją (na ten ostatni wątek wpadł już dużo wcześniej niejaki Kazik). Nie wdając się w bardziej szczegółowe rozważania, można jednak stwierdzić, że oba wątki są jakoś ze sobą kompatybilne i można je przyjąć za pewnik. Ostatecznie wychodzi na to, że rządzą światem udawacze słowika: ich trele są niczym innym, jak tylko odgłosem… Używając stwierdzenia Osła ze „Shreka”: „No perfuma to to nie jest”. I w tych oparach przychodzi nam żyć. Ale spróbujmy „rewelacje” pani prelegentki potraktować trochę poważnie (choć zapewne przyjdzie to z trudem).
Międzynarodówka agresywnego durnia
Stwierdzenie, iż jesteśmy dzisiaj epatowani wręcz negliżem prawie równoznacznym z pornografią, buractwem przybierającym pozę mędrca, chamstwem nadętym butą, prostactwem ziszczającym Mrożkowego Edka, nie jest dla nikogo jeszcze myślącego niczym dziwnym. Tak po prostu jest. Dlaczego jednak tak się dzieje? Otóż dlatego zapewne, że jesteśmy dzisiaj traktowani przez wielkich tego świata jak dzicz czy stado ludzkie, któremu wystarczy zagrać na najniższych instynktach, aby poszło powolnie za każdą, nawet idiotyczną tezą czy programem. By sen o władztwie się ziścił do końca, podjęto działania, by już w wieku przedszkolnym wyjaśniać dzieciakom, jak funkcjonuje układ rozrodczy człowieka. Możesz być dyslektykiem, dysgrafikiem, dysortografem, możesz być obarczony dyskalkulią, obyś tylko nie był dysseksistą. Młodzi ludzie przed ślubem za najważniejszą rzecz uważają dopasowanie się płciowe, jakby od tego zależała ich harmonia małżeńska. Prace artystyczne, jak chociażby ostatnia „Adoracja” w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, to tylko wykwit kultury, jaką nam zafundowano. Młody człowiek w szkole przygotowywany jest nie do osiągania wyżyn wiedzy, ale do rozwiązywania testów gimnazjalnych lub maturalnych. A mądry pan z ministerstwa, konstruując reformę edukacji, stwierdził wyraźnie, że trzeba obniżyć wymagania naukowe dla uczniów, ponieważ trzeba ratować… wskaźniki liczby studentów. I nie ma co dziwić się potem, że gdy proponuje się dyskurs naukowy, to w ramach argumentacji strony przeciwnej na stół prezydialny wskoczy facecik w damskiej sukience koloru złotego, z krwistą szminką na ustach, i podchmielony będzie kręcił tym, co ponoć rządzi światem. A akademickie zajęcia obracać się będą niedługo nie wokół teorii naukowych z dziedzin wiedzy, takich jak fizyka, biologia, chemia, filozofia czy historia, lecz wokół radosnych wytworów fantazji podchmielonego lub naćpanego homo sapiens. I tak wychowane młode społeczeństwo ruszy gromadnie do demokratycznych wyborów, stawiając na happening, a nie na idee. W tym sensie pani Siwiec ma rację – d.pa rządzi światem.
A jaka na nich rada?
Pozwolę sobie zacytować wiersz Mariana Hemara z 1961 r.: „Muszę prawdę powiedzieć, wbrew ufności dziecięcej: niestety, nas jest za mało. Durniów jest znacznie więcej. My skłóceni, więc słabi; durnie zgodni, więc silni. My się często mylimy; durnie są nieomylni. My sceptycy, zbłąkani na ziemi i na niebie. A oni tak aroganccy i tacy pewni siebie, i tacy energiczni, że serce z trwogi mdleje. Ach, nie znam żadnej rady. Mam tylko jedną nadzieję. Żyję tylko tą drobną otuchą i nadzieją, że my umiemy śmiać się. A durnie nie umieją.”
Jeśli o nadziei można powiedzieć cokolwiek, to tylko tyle: brońmy naszych rodzin i naszych dzieci, wychowujmy je na mężnych ludzi, pewnych własnej wartości płynącej z mądrości i rzetelności charakteru. Tego nie możemy sobie odpuścić. Cóż, że w państwie, a nawet w Kościele, może zwyciężyć Edek. Nie pozwólmy, by wlazł do naszych rodzin.
Ks. Jacek Świątek