Historia
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Aby pamięć o bohaterach przetrwała

Dlaczego przyjął pseudonim Ostoja? Chciał, by jego żołnierze mieli pewność, że będzie dla nich ostoją i oparciem w walce z okupantem - mówi Robert Wysokiński, pasjonat lokalnej historii. 18 października mija 70 rocznica zamordowania przez Urząd Bezpieczeństwa legendarnego przywódcy Armii Krajowej z rezerwatu Jata kpt. Wacława Andrzeja Rejmaka.

Ostoja urodził się 24 września 1917 r. w miejscowości Sporniak pod Lublinem, gdzie spędził pierwsze lata swego życia. W latach 20 ubiegłego wieku zamieszkał wraz ze swoimi rodzicami w Motyczu, gdzie uczęszczał do szkoły powszechnej. W Lublinie ukończył najpierw gimnazjum, a w 1934 r. Seminarium Nauczycielskie. Następnie wstąpił do Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie, którą z drugą lokatą ukończył wiosną 1939 r.

Został skierowany do 19. Pułku Piechoty we Lwowie. Brał udział w kampanii wrześniowej, a jego szlak bojowy prowadził przez Bydgoszcz, Kutno, Puszczę Kampinoską, Modlin.

– Za wyjątkowe męstwo w walkach obronnych został odznaczony Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari V klasy. Ranny pod Modlinem dostał się do niewoli niemieckiej, z której z powodu choroby został zwolniony. Po pewnym czasie ponownie został zatrzymany przez Niemców i przewieziony do etapowego obozu w Radomiu. Dzięki interwencji u komendanta obozu nauczycielki języka niemieckiego z Seminarium Nauczycielskiego w Lublinie, został zwolniony. Wstąpił wówczas do Związku Walki Zbrojnej, późniejszej Armii Krajowej. Z tego okresu pochodzi pseudonim „Hiszpan”, później także „Ostoja” – przypomina R. Wysokiński. Z dowodzonym przez siebie oddziałem partyzanckim prowadził działania sabotażowo-dywersyjne w okolicach Lublina. Jego uzdolnienie wojskowe oraz autorytet wśród podkomendnych zostały docenione i w sierpniu 1943 r. otrzymał przydział na oficera dywersji w Obwodzie AK Łuków, gdzie do końca roku zorganizował dobrze funkcjonujący odział Kedywu (Kierownictwa Dywersji AK). Został po raz drugi odznaczony Krzyżem Walecznych. Wiosną 1944 r., po połączeniu się Kedywu z Oddziałem Leśnym z Jaty, powstał Oddział Partyzancki I Batalionu 35. Pułku Piechoty AK w Jacie, dowodzony przez por. „Ostoję”. Wkrótce „Ostoja” został awansowany do stopnia kapitana.

Ostoja i oparcie dla żołnierzy

– Główna działalność oddziału koncentrowała się na dywersji drogowej i kolejowej przeciwko okupantowi hitlerowskiemu. W obozie w Jacie „Ostoja” przygotował do akcji „Burza” oddział w sile 350 żołnierzy. Sam obóz położony pośród niedostępnych bagien urastał do rangi symbolu wolnej Polski. Z końcem lipca 1944 r., po tzw. „wyzwoleniu”, wyprowadził cały oddział z bazy w Jacie i zorganizował nową konspirację przeciwko okupantowi sowieckiemu. Wraz ze swoimi chłopakami – tak nazywał swoich podkomendnych – prowadził regularne bitwy z oddziałami UB i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) oraz Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR (NKWD) – zwraca uwagę R. Wysokiński.

10 września 1944 r. „Ostoja” został komendantem Obwodu AK Łuków i organizacji „Wolność i Niezawisłość”. 24 czerwca 1945 r. w Stoczku Łukowskim został aresztowany przez NKWD i wywieziony do sowieckiego więzienia w Warszawie, a następnie do więzienia UB w Lublinie. – Jak wspominał aresztowany wspólnie z „Ostoją” kpt. Edmund Sułkowski ps. Marek: „Lubelskie UB biło nie gorzej niż NKWD, a może nawet lepiej”. Miesiąc później, na mocy amnestii, obaj zostali zwolnieni. „Ostoja”, po pertraktacjach z UB oraz rozmowach m.in. z Przewodniczącym Komisji Likwidacyjnej w Warszawie gen. Chruścielem ps. Monter, ujawnił się wraz z całym swym oddziałem. Po zakończeniu prac Komisji Likwidacyjnej AK w Obwodzie Łuków zamierzał wraz ze swoimi podkomendnymi osiedlić się na Ziemiach Zachodnich – wspomina R. Wysokiński.

– Dlaczego przyjął pseudonim „Ostoja”? Chciał, by jego żołnierze mieli pewność, że będzie dla nich ostoją i oparciem w walce z okupantem. I taki był. Jako dowódca mówił krótko, zwięźle, dobitnie, donośnym głosem, jednocześnie dbał o warunki bytowe, materialne, wyszkolenie bojowe i bezpieczeństwo swoich „chłopaków” – dodaje łukowianin.

18 października 1945 r. na drodze Lublin – Warszawa, w pobliżu miejscowości Pociecha, kpt. W. Rejmak „Ostoja” został wraz ze swoim adiutantem por. Mieczysławem Kańskim ps. Czeczot bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy UB.

W celu upamiętnienia legendarnego dowódcy AK R. Wysokiński nie tylko przygotował rocznicowe uroczystości, ale także zaangażował się w powstanie filmu o „Ostoi”. – Producentami są Maria Wiśnicka i Andrzej Wyrozębski, którzy zrealizowali niedawno film pt. „Kasanci z Jaty”. Obecnie nagrywają zdjęcia z ostatnimi żyjącymi podkomendnymi kpt. Rejmaka. Kolejnym etapem będą prace związane ze zobrazowaniem faktów i wydarzeń z życia kpt. „Ostoi”. Film ten wymaga wiele pracy, wysiłku i nakładów finansowych. Mimo to wierzymy, że powstanie kolejny dokument, dzięki któremu pamięć o naszych lokalnych bohaterach przetrwa wśród naszych dzieci i wnuków – zdradza.

Skrawek wolnej ojczyzny

Upamiętnienie legendarnego dowódcy to nie pierwsza ani jedyna inicjatywa R. Wysokińskiego mająca na celu ocalanie przeszłości regionu od zapomnienia.

Zaczęło się kilka lat temu, kiedy poproszono go o udokumentowanie na taśmie video pobytu członków Łukowskiego Koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w rezerwacie Jata. – To wydarzenie wywarło na mnie duże wrażenie. Razem z ludźmi, którzy walczyli o wolną ojczyznę, stałem w miejscu, w którym w czasie okupacji znajdował się obóz partyzancki żołnierzy AK. Jeszcze większe emocje odczułem, gdy usłyszałem z ust tych ludzi pieśni partyzanckie. Kiedy popłynęły w las, dało się odczuć ducha czasu i miejsca, które kiedyś było schronieniem dla walczących z okupantem i – jak powiedział jeden z przewodników – „tutaj zawsze był skrawek wolnej ojczyzny.” To właśnie wtedy po raz pierwszy miałem możliwość wysłuchania wspomnień Jana Dębskiego i Stanisława Osypińskiego. Obaj z bagażem trudnych doświadczeń lat okupacji. Pierwszy z nich to uczestnik Powstania Warszawskiego i więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego, drugi – żołnierz z Jaty i więzień sowieckiego łagru. Obaj przeżyli. Mimo wielu trudnych doświadczeń zachowali optymizm i głęboką wiarę w drugiego człowieka – wspomina R. Wysokiński. To pierwsze spotkanie zaowocowało następnymi znajomościami. – Nieco później poznałem Ryszarda Grafika, syna bohaterskiego żołnierza AK. Potrafi on, jak mało kto, przekazywać historyczną wiedzę z kronikarską dokładnością. Z czasem nasze znajomości przerodziły się w swego rodzaju powiernictwo i, chyba mogę użyć tego słowa, przyjaźnie – podkreśla.

Jednym z pierwszych historycznych przedsięwzięć, w których przygotowaniu wziął udział pasjonat historii z Łukowa, była uroczystość w Jacie, nieopodal obozu partyzanckiego, upamiętniająca 70 rocznicę powołania Armii Krajowej. – Zgromadziła wielu uczestników, również tych, dla których to miejsce w czasie okupacji było schronieniem. Apelowali oni u schyłku swojego życia, aby pamięć o tych, którzy złożyli swe życie na ołtarzu ojczyzny, była przekazywana z pokolenia na pokolenie. W homilii wygłoszonej podczas tej uroczystości ks. Stanisław Chodźko powiedział: „Walka o Boga, o honor, o ojczyznę trwa. A my wszyscy jesteśmy dzisiaj żołnierzami w tej walce. Obojętnie, czy w mundurach, czy bez.” To wydarzenie uświadomiło nie tylko mi, ale wielu osobom, że zostało już niewielu bezpośrednich świadków dramatycznej historii i jednocześnie bohaterów, dzięki którym żyjemy w wolnym kraju – zaznacza R. Wysokiński.

Potem, przy współpracy z gminą Łuków i Nadleśnictwem Łuków, nastąpiły kolejne inicjatywy. W latach 2012-2014 była to seria tzw. żywych lekcji historii, podczas których młodzież miała możliwość spotkania oraz rozmowy z kombatantami; uroczystości związane z rocznicą wysiedlenia w latach 50 mieszkańców Jagodnego czy utworzenia w Jacie obozu partyzanckiego AK.

Pamiętać o bohaterach

To właśnie rezerwat Jata, niemy świadek historii, stanowiący schronienie dla ukrywających się w nim najpierw powstańców styczniowych z dowódcą ks. Stanisławem Brzóską, a potem żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) i Armii Krajowej, zajmuje szczególne miejsce w działalności R. Wysokińskiego. – Warto pamiętać, że tutaj także stacjonował mały sowiecki oddział wywiadowczy, który, jak się później okazało, był przyczyną wielu dramatów ludzi z AK, NSZ czy Batalionów Chłopskich (BCH). Jata to jeszcze do niedawna mało znane miejsce, gdzie historia i przyroda są nierozerwalne – zwraca uwagę łukowski pasjonat historii i poleca wędrówkę po wytyczonych szlakach – do pomnika ks. Brzóski czy upamiętniającego żołnierzy AK.

R. Wysokiński zaangażowany jest również w przywracanie należnego miejsca w historii żołnierzom wyklętym. – Przez długi czas nazywano ich bandytami lub wrogami ludu. Tak naprawdę byli to wielcy synowie polskiej ziemi, którzy po zakończeniu okupacji niemieckiej nie złożyli broni, ale raz jeszcze poszli do lasu, aby tym razem walczyć z sowieckim okupantem, by bronić miejscową ludność przed krzywdami ze strony Milicji Obywatelskiej, UB i NKWD. Za to byli ścigani, katowani, po sfingowanych procesach mordowani w ubeckich więzieniach, a ich ciała grzebano w utajnionych i w większości nieznanych do dziś miejscach. Mimo długich lat kłamstw, pamięć o nich przetrwała. Dzięki żołnierzom wyklętym patriotyzm staje się dziś na nowo ważną wartością, a nie sprawą wstydliwą, jak nam to próbowano przez lata wmawiać. To ważne, abyśmy pamiętali o bohaterach, dzięki którym Polska przetrwała, a my możemy mówić i pisać w naszym ojczystym języku – wyjaśnia.

Historię piszmy sami

R. Wysokiński ma już plany kolejnych przedsięwzięć. Towarzystwo Przyrodniczo-Historyczne „Orlik”, którego jest jednym z inicjatorów, przygotowuje na 10 listopada w Krynce (gm. Łuków) wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych przy ognisku. – Chcemy, aby uczestnicy tego wydarzenia w mroku nocy i blasku ognia przenieśli się w czasy, gdy w lasach przy ognisku zasiadali nasi przodkowie, którzy na przestrzeni wieków walczyli o niepodległość naszej ojczyzny – podkreśla. Spotkanie zostanie poprzedzone Mszą św. za ojczyznę w miejscowym kościele.

Łukowski pasjonat, pytany o kultywowanie pamięci dotyczącej historii lokalnej ojczyzny, nie ma wątpliwości, że to bardzo potrzebna działalność. – Józef Piłsudski ostrzegał: „Historię piszcie sami, bo inaczej za was napiszą ją inni i źle” – podsumowuje R. Wysokiński.

HAH