Adopcja… na odległość
Na Wybrzeżu Kości Słoniowej s. Tomasiak przebywa od 1996 r. – Z 5-letnią przerwą na czas pracy w Togo – zastrzega, wyjawiając, że prowincja afrykańska Córek Maryi Wspomożycielki obejmuje również Benin i Mali. – Na misji prowadzimy Centrum Nauki Zawodu wraz z kursami alfabetyzacji dla około 200 dziewcząt, które nie poszły do szkoły w wieku 6 lat. Oprócz tego mamy dom dla zagrożonych ulicą i sierot. Obecnie jest ich 30 w wieku od 5 do 16 lat – uściśla.
Obiad za zeszyt
Zanim poda przykłady realnych działań płynących z akcji na odległość, ustosunkowuje się do zapotrzebowania na „grupowość”. – Adopcja imienna związana była z przesyłaniem pomocy dla konkretnego podopiecznego. Nam sprawiało to pewną trudność – nie ukrywa. I zaznacza, że w Afryce dzieci nie zawsze „należą” do rodziców. – Tradycja niektórych plemion pozwala na powierzenie ich komuś z dalszych krewnych. Nieraz z dnia na dzień. Odmienną kwestią jest sprawa zatrudnienia. Z braku pracy rodziny są zmuszone do przemieszczania się, więc zdarza się, że maluch po półrocznym okresie przestaje uczęszczać do szkoły i musimy wstrzymać akcję. A rodzice adopcyjni bardzo przeżywają to rozstanie – potwierdza. Decydując się na formę grupową, sponsorzy mogą mieć pewność, że ich wysiłek nie pójdzie na marne. – Wówczas, nawet jeśli któreś z dzieci wyjedzie, inne może otrzymać pomoc na jego miejsce. A wszystko bez konieczności przeprowadzania dodatkowych formalności związanych ze zmianą podopiecznego. ...
Agnieszka Warecka