Kultura
Źródło: ARCH
Źródło: ARCH

Aktorstwo jest ich pasją

Wartka akcja i ciekawa intryga rozbawiły publiczność do łez. 2 lutego amatorski teatr „Niby Nic” z Żelechowa wystawił swój premierowy spektakl.

Tym razem artyści w sali widowiskowej Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury zaprezentowali sztukę pt. „Poprawka, czyli jak się pozbyć narzeczonej”. Sceniczną adaptację dwuaktowej komedii przygotowała liderka aktorskiego zespołu. Jak sama przyznaje, tego typu lekki gatunek literacki stał się znakiem rozpoznawczym teatru. - Takie jest zapotrzebowanie naszych mieszkańców - mówi Anna Kapczyńska. Spektakl opowiadał o tym, że miłość nie ma terminu przydatności i może zdarzyć się w każdym wieku. Obserwując przebieg akcji, widzowie mieli okazję poznać zabawne perypetie głównych bohaterów. Piękna i pełna energii dziewczyna (w tej roli Weronika Opala) postanowiła uwieść starszego od siebie mężczyznę (Łukasz Bogusz). Ale czy uda im się nawiązać relację, gdy tuż za ścianą stoi nadopiekuńcza i zrozpaczona córka mężczyzny? Publiczność, która wytrwała do końca, mogła dowiedzieć się, czy parę rzeczywiście połączyła miłość, a może tylko pieniądze?

Doskonała gra aktorów i dopracowane role sprawiły, że nikt nie miał problemów ze zrozumieniem sztuki. Potwierdzeniem świetnej zabawy widzów były salwy śmiechu, którymi raz po raz wybuchała sala. A okazji do takich reakcji nie brakowało. – Z moich obserwacji wynika, że najśmieszniejsza okazała się scena masażu dziadka i babci – ocenia reżyser.

 

Tylko sztuki wieloobsadowe

Publiczność nagrodziła trwający ponad dwie godziny występ żelechowskich aktorów owacjami na stojąco. To dla zespołu nie nowość, bo podobnie kończą się wszystkie premiery. Szczególną radość twórcom stwarza już sama możliwość wystawienia jakiegokolwiek spektaklu, bo nie jest łatwo do takiej grupy dobrać odpowiednią sztukę. – Gustujemy tylko w sztukach wieloobsadowych, których niestety jest coraz mniej. Spośród nich wybieram takie, które są możliwe do zrealizowania ze względu na scenografię i predyspozycje naszych aktorów – wyjaśnia reżyser.

Największym skarbem szefowej teatru są jednak ludzie. – Wszyscy są oddani swojej pasji i poświęcają jej cały wolny czas. Na przykład Weronika musi do nas przyjechać z Lublina, bo tam studiuje. A Łukasz dzieli grę z obowiązkami burmistrza. Cieszę się, że mimo objęcia takiej funkcji nie zostawił naszego teatru – przyznaje A. Kapczyńska.

 

Sami gromadzą rekwizyty

To właśnie względy zawodowe spowodowały, że przygotowania do spektaklu trwały dość długo. – Zaczęliśmy w październiku. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, a od grudnia próby odbywały się częściej i ciągnęły się nawet trzy, a czasem i cztery godziny – tłumaczy reżyser. Inaczej się nie dało. Czas był potrzebny, bo niektórzy aktorzy mieli do przyswojenia olbrzymią ilość tekstu. – Podziwiam ich za to. Schodzili ze sceny dosłownie na chwilę i znów wracali – mówi A. Kapczyńska.

Przedsięwzięcie jest za każdym razem efektem wspólnej pracy całego zespołu. Oczywiście pierwsze skrzypce gra reżyser, ale i aktorzy mają wiele do powiedzenia. – Wsłuchuję się w ich pomysły i wspólnie ustalamy przebieg przygotowań – tłumaczy szefowa „Niby Nic”.

Jedynym problemem, który wymagał najwięcej zaangażowania, były stroje i rekwizyty. – Wszystko gromadzimy własnymi siłami. Każdy przynosi to, co ma, ale pożyczamy też od znajomych i  kupujemy za własne pieniądze – opowiada reżyser.

 

Kolejne premiery niebawem

Efekt kilkumiesięcznych prac docenili widzowie. Zainteresowanie spektaklem przeszło najśmielsze wyobrażenia. Chętnych, by obejrzeć sztukę, było tylu, że po raz pierwszy teatr zdecydował się wprowadzić bilety. Ale te i tak wyprzedały się zaledwie w ciągu kilku dni. Taki zabieg organizatorów miał jednak swój cel. – Na poprzednich spektaklach było tylu ludzi, że brakowało miejsca siedzącego. Tłok i ścisk powodowały dyskomfort i brak możliwości przewietrzenia sali. Bilety dały tę możliwość, by każdy miał swoje miejsce i większą swobodę podczas oglądania sztuki. A zgromadzonych pieniędzy nie weźmiemy dla siebie. Przeznaczamy je na potrzeby teatru, czyli zakup oświetlenia, szafy w garderobie i kolejnych rekwizytów – zdradza szefowa „Niby Nic”. Sądząc po dużym zainteresowaniu, zamiar powinien się udać. Spektakl zostanie bowiem jeszcze kilkakrotnie wystawiony. Najbliższe terminy są planowane na 23 i 29 lutego oraz 1 marca, a kolejne premiery ylko kwestią czasu.

Tomasz Kępka