Alarmujące sygnały
A okazuje się, że było ich całkiem sporo, włącznie z tym największym. „W środę [11 września] wydaliśmy ostrzeżenia III stopnia dla południa kraju - zarówno hydrologiczne, jak i meteorologiczne. W tych ostrzeżeniach meteorologicznych każdy dzień, do niedzieli, był rozpisany. Trzeci stopień to stopień najwyższy, mówiący o tym, że występuje zagrożenie życia i zdrowia” - mówił Grzegorz Walijewski, rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Mimo to dwa dni później Donald Tusk wypowiedział pamiętne słowa: „prognozy nie są przesadnie alarmujące”. Po kilku dniach wybrzmiała również inna informacja. Komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego Janez Lenarčič powiedział w Parlamencie Europejskim, że Komisja Europejska – na podstawie danych z europejskiego systemu ostrzegania przed powodzią działającego w ramach systemu satelitarnego Copernicus – alarmowała o niebezpieczeństwie od 10 września. W przypadku Polski także.
Wiecie, co powiemy
Z czasem, gdy woda wdarła się m.in. do Lądka Zdroju, niszcząc wszystko na swojej drodze, pojawiło się więcej zarzutów – o zbyt późne włączenie do akcji wojska, helikopterów, o brak komunikacji. By odwrócić uwagę od działań nieadekwatnych do zagrożenia, pojawiły się informacje o tym, że prezydent nie przyjedzie do zalanych miejscowości. Brak troski, niezainteresowanie itp. – to tylko niektóre wnioski, jakie pojawiały się w mediach. Tymczasem prezydent jasno zadeklarował: „Udam się na tereny objęte powodzią, kiedy minie stan bezpośredniego niebezpieczeństwa. Teraz moja obecność odciągałaby uwagę ratowników i mieszkańców”. ...