Komentarze
Ale…

Ale…

Wiem, to powoli staje się nudne. Czepiłem się tego Barei, jak rzep psiego ogona. Ale co ja poradzę, że każdy absurd, który pojawia się dziś w przestrzeni publicznej, kojarzy mi się z filmami nakręconymi przed laty przez mistrza Stanisława i spółkę.

Sam zresztą załapałem się jeszcze na końcówkę PRL i na własnej skórze doświadczałem niektórych jego „dobrodziejstw”. Stąd też porównywanie tego, co się obecnie dzieje, do realnego socjalizmu, który był wyśmiewany w obrazach Barei, nie jest żadnym nadużyciem, ale - cytując innego klasyka - oczywistą oczywistością. Kilka dni temu minister od środowiska i klimatu Anna Moskwa obiecała publicznie, że jej rodakom opału na zimę nie zabraknie. Jest jednak kilka „ale”. Po pierwsze Polkom i Polakom potrzeba cierpliwości.

Pani minister poinformowała bowiem, że węgiel jest do nas sukcesywnie dostarczany ale… „trzeba na niego trochę zaczekać i złamać dotychczasowe przyzwyczajenia, związane z zaopatrywaniem się w opał we wrześniu”. Szefowej resortu klimatu wtórował inny członek rządu – wiceminister od kultury – który także zapewnił, że węgla będzie pod dostatkiem, ale… – Ludzie, którzy opalają swoje domy węglem, przyzwyczajeni są do tego, że kupowali cały zapas węgla na najbliższą zimę we wrześniu. W tym roku sytuacja jest wyjątkowa. Nie wszyscy we wrześniu będą mogli nabyć węgiel. Ale będą mogli go nabyć jeszcze przed zimą – tłumaczył Jarosław Selin. A że zgodnie z kalendarzem gregoriańskim początek astronomicznej zimy przypada na 356 (w latach przestępnych w 357) dzień roku, to ze znalezionego dwa dni później – w wigilijny wieczór pod choinką – wora wypełnionego po brzegi czarnym złotem, rodacy będą się zapewne cieszyć jak…., no nieważne.

Kolejne „ale” dotyczy ceny. Węgiel z importu jest droższy, ale… – jak podkreśliła minister Moskwa – on już jest. Ten z importu jest wprawdzie gorszy, z niższą zawartością węgla w węglu (lider związku zawodowego Sierpień 80 twierdzi, że to, co przypływa statkami, to nie węgiel, a błoto), ale… dzięki temu starczy nam go na dłużej, bo – jak wiadomo – wysuszenie błota i wyłuskanie z niego grudek węgla zajmie trochę czasu, tym bardziej, że od kilku dni słońce jakby krócej gości na nieboskłonie.

Dalej pani minister zaleca zmianę naszych przyzwyczajeń. Gazu, prądu, peletu, węgla, drewna, oleju, LPG i wszystkiego, co nadaje się do palenia, a nie jest oponą (tych prosił nie palić prezes Kaczyński) będzie pod dostatkiem, ale… tylko wtedy, gdy zmienimy swoje przyzwyczajenia i obniżymy temperaturę w przestrzeniach wspólnych do 17oC, a tych częściej użytkowanych do 19oC. – Można się do tego przyzwyczaić. To zdrowa temperatura dla organizmu – wyznała pani Moskwa.

I tu przypomniał mi się dialog dwóch bohaterów serialu „Alternatywy 4” z odcinka pod znamiennym tytułem „Dwudziesty stopień zasilania”. Kiedy grany przez Jacka Fedorowicza dyspozytor elektrociepłowni uświadomił swojemu szefowi, że w zakładzie brakuje węgla, „temperatura dawana na mieszkania” została obniżona do zaledwie 15oC, a do tego straty produkowanej energii cieplnej sięgają 150%, dyrektor elektrociepłowni natychmiast nakazał wyłączyć kolejny kocioł grzewczy, by zaoszczędzić na węglu. Na szczęście nasza pani minister wykazała się ciepłym podejściem do obywateli i proponuje nam temperaturę aż o dwa stopnie wyższą. No, ale…

 

Leszek Sawicki