Ale pan!
A skoro dla kompanii Cygan dał się powiesić, to nie ma mowy „kieliszeczka” odmówić. Zwłaszcza że alkoholową prinukę też mamy nieźle opracowaną: „A kto nie wypije, tego we dwa kije, łupu cupu, łupu cupu, póki nie wypije”. Jakby jednak delikwent chciał się mocno opierać, to „niech pod stołem zaśnie”. A jakby już na amen nie potrafił z kompaniją się bratać, to można mu i znacznie cięższą wersję powyższego hitu przedstawić. Sporo w repertuarze biesiadnym jest przechwałek. „Wódki nie piję (w małych ilościach)” - deklaruje rozbiesiadniony dowcipniś.
Jak się takich deklarantów trochę zbierze, to przepowiednia: „Przepijemy naszej babci domek cały” może się okazać nad wyraz prorocza. Ale kto by się tym przejmował. Wszak „Skoro się przymknie ręka do butelki,/ Znika natychmiast z serca smutek wszelki”. I zostaje już tylko przyjazny staropolski „Kurdesz nad kurdeszami”.
W materii „podnoszenia się na duchu” mamy sporą tradycję. „Teraz jest wojna, Kto handluje, ten żyje, Jak sprzedam rombankę, słoninę, kaszankę, to bimbru się też napiję” – optymistycznie głosi wojenna piosenka. I choć poziom przywołanych tu wiktuałów i zapojki z najwyższej półki nie jest, to nie wypada narzekać. „Tak krawiec kraje…”
Przyznać jednak należy, że jest też w narodzie świadomość ciężkiego pijackiego losu: „Komu dzwonią, temu dzwonią, mnie nie dzwoni żaden dzwon, Bo takiemu pijakowi jakie życie taki zgon”. Mimo to nie odpuszcza. Wyznaje zasadę „coś za coś”. Stąd ostatnia prośba: „A nad grobem zaśpiewajcie: Umarł pijak, ale pan”.
A bycie panem to jest to! Stąd też pojawiające się w biesiadnych piosneczkach przestrogi i ostrzeżenia: „Pij, pij, pij, bracie pij, Na starość torba i kij” albo „Od wódki rozum krótki”, albo „Picie skraca życie” kapitulują pod naporem pieśni zachwalających kompanijno-biesiadne uroki.
Jest taka, chyba trochę zapomniana, książka Wiktora Woroszylskiego dla młodzieży „I ty zostaniesz Indianinem”. Tam mocno podejrzany typ częstuje 11-latka alkoholem i nie może zrozumieć, kiedy ten odmawia. Jeszcze bardziej jest zdziwiony, gdy chłopak mówi mu, że w jego rodzinie nikt alkoholu nie pije. „Znaczy, wszyscy chorzy” – kwituje typ.
Automatyczne stwierdzenie choroby albo przynajmniej zapytanie o nią nadal mogą usłyszeć ci, którzy na tzw. imprezach odmawiają wypicia „tego jednego”. I chociaż zdarzają się (z akcentem na „zdarzają”) bezalkoholowe wesela, a przymus gromadnego picia zdaje się ustępować, to problem jednak pozostał. Tyle że zmienił miejsce i upudrował twarz. Picie niekoniecznie jest dziś elementem publicznego świętowania, bardziej oznaką – często ukrytej w czterech ścianach – słabości. Wmawiania sobie, że eliminuje wszechobecny dziś stres.
Jest sierpień. Wiele osób ślubuje w tym miesiącu trzeźwość. Szkoda, że po tym czasie wracają do starych nawyków. Bycia „panem” nic nie przebije?
Anna Wolańska