Komentarze
Antywłamaniowa noc

Antywłamaniowa noc

Wolnoć, Tomku, w swoim domku - mawiał klasyk. Może i wolno mi... Ale czy bezpiecznie? Złodzieje tylko czyhają na moje mienie.

Uaktywniają się zwłaszcza podczas upałów. I zamiast walczyć z solidnymi, wielkimi zamkami, pancernymi drzwiami lub innymi równie potężnymi zabezpieczeniami - chociaż co prawda profesjonalnego włamywacza z nowoczesnym sprzętem niewiele może zatrzymać (według statystyk wejście zajmuje mu ok. 40 sekund) - wykorzystują najsłabsze ogniwa i wchodzą do domów przez uchylone okna albo drzwi balkonowe.

W taki sposób, jak wynika z danych policji, odbywa się 80% włamań. Nocne odwiedziny mają miejsce zazwyczaj między drugą a piątą rano, kiedy zapadamy w najgłębszy sen. Najchętniej amatorzy cudzej własności wybierają domy jednorodzinne na uboczu. Nie pogardzą też mieszkaniem na parterze czy pierwszym piętrze.

– No, ale ty przecież mieszkasz na drugim – zauważyła przytomnie znajoma, której przedstawiłam zatrważające dane. A słysząc, że mnie to wcale nie uspokoiło, poradziła jeszcze: – Zamykaj okna i drzwi balkonowe na noc. I będzie po stresie.

Po stresie na pewno, ale przy okazji i po oddechu. Przy prawie 30 stopniach, utrzymujących się przez kilka godzin w domu, łatwo o zaburzenia podstawowych funkcji życiowych. Zatem po zmierzchu otwieram wszystko, co się da. Czuję przypływ chłodnego rześkiego powietrza. Parametry zdrowotne wracają do normy. I tak do jakiejś północy. Albo i dłużej… Przecież nie chcę, żeby słupek rtęci poszybował znowu w górę.

Mimo sprzyjających warunków, nie mogę zasnąć. O sforsowanie drzwi wejściowych nie boję się od czasu, kiedy mój tato przeprowadził psychologiczny eksperyment. Kazał mi wyjść na klatkę i spojrzeć na drzwi sąsiadów. Zapytał, do kogo łowca łupów wkradłby się najpierw. Oczywiście wskazałam drzwi, które broniły dostępu swoją grubością i dużą ilością zamków, bo to może świadczyć, że za nimi mieszkają zamożni ludzie, chroniący za wszelką cenę swoje dobra. Ja wielkich zabezpieczeń nie mam, więc teoretycznie mogę spać spokojnie. Za to mój ubezpieczyciel za brak na wyposażeniu każdego elementu opatrzonego przymiotnikiem „antywłamaniowy” każe płacić po kilkadziesiąt złotych rocznie.

No, ale wciąż myślę o balkonie. Do głosu dochodzi wyobraźnia. Przypominam sobie, że w jakimś mieście złodzieje dostali się do mieszkania znajdującego się na czwartym piętrze, spuszczając się z dachu bloku po linie. Biorę głęboki oddech. Przecież mieszkam na drugim. Jeśli już, zaczną od sąsiada z góry (chociaż nie życzę mu niczego złego). Próbuję zasnąć… oczywiście przy otwartych drzwiach balkonowych. Nic z tego. O drugiej nad ranem mam w głowie plan działania włamywacza. Stojąc na chodniku, zauważy, że powinien czuć się zaproszony, i będzie próbował się wdrapać. Średnio wysportowany młodzieniec bez problemu poradzi sobie z przejściem po balkonie na parterze, potem na pierwszym piętrze, a w końcu dotrze do mojego.

Aby odstraszyć potencjalnego rabusia swoją czujnością, siadam w odległości kilku metrów od źródła chłodnego powietrza i włączam telewizor. Jest trzecia nad ranem. Na jednym kanale szczery do bólu wróżbita Maciej mówi o sprawdzalności swoich przepowiedni, na innym – zgrabna blondynka namawia telewidzów do ułożenia hasła z rozrzuconych liter. Dochodzi czwarta. Uspokajam się, bo jest już widno, powoli zaczyna się ruch na osiedlu. Chyba już nikt o tej porze nie odważy się na realizację planu przejęcia mojego dobytku. Wracam do łóżka… Oczywiście na wszelki wypadek zamykam drzwi balkonowe. Na otrzymany trzy godziny później esemes od koleżanki z pytaniem, jak mi się spało, nie odpowiadam.

KO