
Apel jest aktualny
Wszystko po tragicznych zdarzeniach z listopada ubiegłego roku, kiedy to doszło do serii śmiertelnych zatruć - na skutek kontaktu z silnie toksycznymi środkami gryzoniobójczymi - wynikających z niewłaściwego użytkowania tej chemii. Fumiganty stały się popularne głównie ze względu na siłę działania nieporównywalną z preparatami sprzedawanymi w marketach.
Problem polegał jednak na tym, że środki zawierające fosforek glinu lub fosforek magnezu, który pod wpływem wilgoci rozkłada się na zabójczy fosforowodór, były dostępne w sklepach internetowych w zasadzie dla każdego, mimo iż – jak informuje Paweł Kaczmarczyk z Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa Żywności – preparaty fumigacyjne, w tym specyfiki do zwalczania szkodników i gryzoni, zaliczane są do środków ochrony roślin. By móc je zakupić, potencjalni nabywcy powinni przedstawić dokument w postaci specjalnego przeszkolenia poświadczającego, że mają odpowiednią wiedzę do stosowania chemicznych środków. W sieci jednak nikt tego nie weryfikuje, więc bez problemu można było nabyć truciznę.
Inspektorzy ruszyli w teren
Tuż po tragicznych zdarzeniach Główny Inspektorat Sanitarny wystosował apel o bezpieczny zwrot lub oddanie do utylizacji preparatów do fumigacji nabytych przez osoby nieuprawnione. Z kolei inspektorzy Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa, która powinna nadzorować użycie i funkcjonowanie tychże preparatów na rynku, przeprowadzili kontrole. Ich wyniki są alarmujące! Do pierwszych dni stycznia tego roku przeprowadzono ponad 1,5 tys. kontroli obrotu środkami ochrony roślin w punktach dystrybucji oraz ponad 4,5 tys. u nabywców środków ochrony roślin do fumigacji. Efekt? Blisko 2,2 tys. wystawionych mandatów. – Wzmożone kontrole zakończyły się stwierdzeniem wielu nieprawidłowości. Nabywcy często nie mają uprawnień do zakupu, a sprzedawcy tego nie sprawdzają. W związku z tym nałożono 40 mandatów na sprzedawców i 2123 mandaty na nabywców – informuje PIORiN.
Tylko w województwie lubelskim, gdzie również doszło z tego powodu do zgonu dziecka, ponad kilkaset kontroli zakończyło się wystawieniem 115 mandatów, głównie na właścicieli gospodarstw. – Dane pozyskaliśmy z punktów sprzedaży. Bierzemy kupujących pod lupę, sprawdzając, czy posiadają odpowiednie kwalifikacje do nabywania środków ochrony roślin. Pamiętajmy, że trujący fumigant zakupiony przez wiele osób w internecie jest bardzo groźny, a zgodnie z etykietą i instrukcją stosować go należy wyłącznie przy użyciu masek gazowych, kombinezonów – zauważa Mirosław Nakonieczny z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Lublinie.
Jest lepiej, ale…
P. Kaczmarczyk zapytany o aktualną sytuację na rynku odpowiada, że widzi zmianę. – Z internetu zostały wycofane wszystkie produkty z substancjami, które fumigują. To powoduje, że nie przybywa przypadkowych kupców bez uprawnień i odpowiednich szkoleń. A to już dużo, prawie sukces. Dlaczego „prawie”? Bo, owszem, kontrole trwają, sprawdzane są kwalifikacje, a brak uprawnień karany jest finansowo. Jednak nie ma informacji o tym, w jak dużym procencie te kontrole dotarły do miejsc, gdzie trujące środki mogą się znajdować. Przypomnijmy, że z bezpośrednich informacji od sprzedawców – zanim rozpoczęto akcję wycofania produktów – wynikało, iż sprzedano nawet kilka tysięcy opakowań trującego preparatu na polski rynek. Nie wydaje mi się więc, żeby były możliwe wizyty urzędników i inspektorów wszędzie i u wszystkich – zauważa pracownik EIBŻ.
Jednocześnie ekspert pociesza, że nagłaśnianie sprawy w mediach odbiło się – szczególnie w środowisku rolniczym – naprawdę dużym echem. – Ludzie dowiedzieli się, że to, co kupili, jest groźne i trujące. Jednak mimo apeli służb nie słyszałem o tym, by produkty lawinowo wracały do utylizacji. Raczej ich posiadacze – słysząc nie tylko o ich szkodliwości, ale i ewentualnych sankcjach związanych z bezprawnym zakupem – schowali je i wolą się nie ujawniać. I choć nie jest to, moim zdaniem, dobre rozwiązanie, to jednak najważniejsze, że nie odnotowano nowych tragicznych przypadków zatruć. I oby tak zostało – mówi P. Kaczmarczyk.
Bądźmy rozsądni!
Tym zaś, którzy mają zachomikowane w piwnicach, garażach czy komórkach środki na bazie fosforku glinu lub magnezu, radzi zachowanie ostrożności. – Oby nie było tak, że za jakiś czas, gdy sprawa przycichnie, trujący środek trafi w niepowołane ręce, np. dziecka – przestrzega pracownik EIBŻ. I apeluje: – Nie ma sposobu na bezpieczną utylizację preparatu we własnym zakresie. Próby wysypywania zawartości opakowania do śmieci gospodarczych czy innych nieuprawnionych miejsc będą wiązać się z tym, że groźne substancje dalej będą funkcjonowały w środowisku i stwarzały zagrożenie dla przypadkowych osób. Nie wiemy, kto taki produkt znajdzie i co z nimi zrobi. A samo opakowanie – wykonane z aluminium – może być łakomym kąskiem np. dla zbieraczy metalu. Przypomnijmy, że środek w kontakcie z wilgocią zamienia się w zabójczy fosforowodór. Może też reagować wybuchowo! Znany jest bowiem przypadek, że doświadczonemu specjaliście fumigant niemalże wybuchł w rękach.
– Pojęcie fumigacji nie jest w branży rolniczej niczym nowym. Nie od dziś walczymy ze szkodnikami w magazynach zbożowych. Problem pojawia się natomiast wtedy, gdy silnie toksyczne środki trafiają w niepowołane ręce. Myślę jednak, że z czasem to się zmieni. Z roku na rok ilość zabiegów z użyciem fumigantów spada. Po pierwsze – ze względu na dość wysoką cenę, a po drugie – na polski rynek wchodzą inne metody zwalczania owadów w zbożach, takie jak np. wygrzewanie, czyli osiąganie w określonych pomieszczeniach odpowiednio wysokiej temperatury (do 46°C) przez okres od kilkunastu minut do nawet dwóch-trzech godzin. To całkowicie ekologiczna, bezpieczna, a jednocześnie skuteczna metoda – zauważa P. Kaczmarczyk.
Ku przestrodze
GIS nadal ostrzega, że otwarte lub rozszczelnione opakowania środków ochrony roślin do fumigacji stanowią ryzyko wydobywania się z nich fosforowodoru i mogą stać się źródłem realnego zagrożenia dla zdrowia i życia. W związku z tym powinny być bezwzględnie przekazane do utylizacji podmiotom upoważnionym do odbioru odpadów niebezpiecznych. Pomoc w ustaleniu takich firm można uzyskać w placówkach inspektoratów ochrony roślin i nasiennictwa lub jednostkach wojewódzkich inspektoratów ochrony środowiska.
Iwona Zduniak-Urban