Artysta niedoceniony
Adam Weremczuk pochodził ze wsi Dołhobrody w powiecie włodawskim. Zmarł w 1985 r. Jak podkreślano podczas spotkania, twórczość rzeźbiarza wciąż jest mało znana i doceniana. Artysta był samoukiem, rzeźbił w drewnie i polnym kamieniu. Pasję odkrył w sobie w bardzo dojrzałym wieku.
Wcześniej – jak opowiadają jego krewni – pochłaniała go budowa domu i młyna oraz praca w gospodarstwie.
Na wystawie, wśród ok. 100 eksponatów, pokazano m.in. drogę krzyżową (płaskorzeźby) i figury Matki Bożej autorstwa A. Weremczuka. Twórca uwieczniał także ostatnią wieczerzę, sceny związane z Męką Pańską oraz Starym Testamentem. Odwzorowywał też zwyczajne życie; m.in. wesela i pracę w polu. Wszystkie prezentowane rzeźby pochodzą z kolekcji własnej MPP. Placówka posiada bowiem ok. 130 prac artysty.
Pierwotność i prostota
– Wystawą tą inaugurujemy jubileusz 50-lecia istnienia naszego muzeum. Pana Adama znałam osobiście. Pamiętam, że zdobywał czołowe nagrody w konkursach rzeźbiarskich. Mimo to trudno jest znaleźć o nim jakieś wzmianki w prasie – zauważyła Małgorzata Nikolska, dyrektor MPP w Białej Podlaskiej. – Był ogromnie oryginalnym artystą, a jego twórczość wciąż czeka na solidne opracowanie. Rzeźbił w kamieniu, co stanowi rzadkość wśród twórców ludowych. Rzeźba pana Adama jest minimalistyczna, prosta i surowa. Patrząc na te kamienie, mam skojarzenia z rzeźbą archaiczną. Reliefy przypominają naskalne malowidła, jak i te z piramid egipskich. Odbiorcę uderza prostota gestu i scen. Ta twórczość kojarzy się także z malarstwem wczesnochrześcijańskim i przywodzi na myśl stylistykę ikonową – dodała.
W wernisażu uczestniczyła m.in. Maria Sawczuk, córka A. Weremczuka. Wspominała, że przygoda jej ojca z rzeźbiarstwem zaczęła się od… pogłębiania stawu rybnego. – Tato wykopał wtedy duży kamień, na którym były rysy przypominające rzeźbę. Długo mu się przyglądał. Potem wziął inny kamień i dłuto i zaczął tworzyć coś własnego – opowiadała.
W czarnym dębie
Rzeźbienie w kamieniu było trudne, dlatego artysta zaczął też próbować swoich sił, tworząc w drewnie. – Kupował ciemne dębowe drewno, które latami leżało w Bugu. Potem ciął je na kawałki i suszył. Z czasem tworzenie figur i płaskorzeźb szło mu coraz lepiej – wyjaśnia córka artysty. – Zaczął jeździć na wystawy. Jego prace trafiały do muzeów i do tych, którzy interesowali się taką twórczością. Kiedy zobaczył, że ktoś to docenia, miał jeszcze więcej chęci do pracy. Niestety, zajęci wychowaniem dzieci nie do końca dostrzegaliśmy jego pasję i talent. Mama nie chwaliła go za rzeźbienie. Uważała, że trzeba pracować na roli. My, jako dzieci, często obserwowaliśmy go, kiedy tworzył. Cieszył się, gdy ktoś go chwalił, czekał na słowa uznania. Kiedy rzeźbił, stawał się młodszy; gdy był w swojej pracowni, jakby ubywało mu lat – podkreślała A. Sawczuk.
– Bardzo podobała mi się jego twórczość. Pamiętam, że często wyjeżdżał na wystawy – wspominała Katarzyna Weremczuk, synowa rzeźbiarza. – Nieraz proponował, że weźmie mnie ze sobą. Nie udało się, bo przy szóstce dzieci i gospodarstwie z 300 owcami trudno było wyrwać się z domu – przyznała.
Przelewał siebie w rzeźby
Adela Bychawska, wnuczka artysty, również nie kryła zachwytu nad pracami dziadka. Podkreślała, że był bardzo zdolnym człowiekiem, posiadał wiele umiejętności i talentów. – Pamiętam, jak babcia opowiadała mi, że dziadek sam budował dom i młyn. Kiedy był na zsyłce, nauczył się robić mosty. Początkowo nie docenialiśmy jego rzeźbiarskiej pasji. Dziadek miał specyficzny styl, na rzeźby przelewał swoje wnętrze. Miał w sobie wiele samozaparcia, ogromnej cierpliwości – opowiadała. – Jestem zachwycona, że dziś jego prace zostały pokazane w bialskim muzeum. Czuję wdzięczność także wobec prof. Stanisława Baja, który od wielu lat promuje twórczość dziadka. On naprawdę miał w sobie artyzm. Szkoda tylko, że odkrył go zbyt późno… – podsumowała.
Ekspozycję rzeźb Adama Weremczuka będzie można oglądać do 10 kwietnia.
MOIM ZDANIEM
Prof. Stanisław Baj – wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Europejskiej Akademii Sztuk
Adamowi Weremczukowi zależało, by to, co tworzył, było bardzo trwałe. Stąd pomysł na wykorzystanie polnego kamienia, który w tej okolicy jest najtrwalszy i najbardziej archaiczny, jeśli chodzi o obróbkę. W jego rzeźbach najbardziej fascynuje mnie prostota i archaiczność formy. Ta twórczość dotyka naturalnego, bardzo pierwotnego i indywidulanego sposobu wyrazu artysty. Trudno jest opisać fenomen A. Weremczuka polegający na prostocie, łagodności i powadze, sięgających nie tylko do głębi trzewi ludzkich, ale jednocześnie i do kultury. A. Weremczuk to artysta prawie nieznany, dlatego też chciałbym, aby na swój sposób tutaj zmartwychwstał. Znałem go osobiście, podpatrywałem jego pierwsze poczynania, zapał i pasję. To było na przełomie lat 60 i 70. Kolekcja jego rzeźb, która znajduje się w bialskim muzeum, może być znakomitą reklamą i wizytówką wschodnich stron Polski. A. Weremczuk był samoukiem. Pamiętam, jak prosił mnie o jakieś wzory. Potrafił korzystać z różnych podpowiedzi, był światłym człowiekiem. W pewnym momencie powiedziałem mu jednak, że taka wyobraźnia, jaką posiada, wystarczy za wszystko inne… Prawdziwa sztuka wyrasta bowiem z konkretu.
AWAW