Rozmaitości
Źródło: Archiwum
Źródło: Archiwum

Auto przez internet

Coraz częściej noszący się z zamiarem zakupu auta - po prostu odpalają komputer.

Pan Grzegorz rok temu stał się posiadaczem pięcioletniego samochodu. – Jest dokładnie takie, jak sobie wymarzyłem. Marka, kolor, przebieg, wyposażenie – zgadza się wszystko – wylicza właściciel zielonego renaulta. Na jedną z wielu internetowych giełd wszedł w piątek, a już w poniedziałek auto miał w garażu.

Jazda… na łącza

Potwierdzeniem rynkowych trendów są wyniki sondy przeprowadzonej na portalu www.motofakty.pl. Na pytanie o preferowane pośrednictwo przy zakupie samochodu, blisko połowa biorących udział w sondażu wskazała na internet. Na drugim miejscu (prawie 26%) zadeklarowała, że preferuje zakupy w salonie samochodowym, zaś na giełdę udaje się (bądź ma taki zamiar) prawie 10% kierowców. O dziwo – wielkiego powodzenia nie mają już zwykłe ogłoszenia prasowe; za zakupem z gazetą w ręce nie opowiedziało się nawet 5% odpowiadających. I wprawdzie można mieć wątpliwość co do precyzji pytania, ponieważ w odczuciu przeciętnego respondenta do salonu samochodowego wybierają się zazwyczaj ci, którzy planują zakup auta nowego (chyba że przy salonie działa sprzedaż używanych), a pozostałe opcje są dla zdecydowanych na samochód z drugiej ręki, jednak dane mówią same za siebie: z internetem jesteśmy coraz bardziej za pan brat, także w kwestii poważniejszych wydatków.

Dobry początek

– Na przekór powiedzeniu „Piątek – zły początek” jestem zadowolony z zakupu – śmieje się pan Grzegorz, opowiadając o tym, jak zabierał się za internetowe zakupy. Jak mówi, podstawa to wiedzieć, czego się chce. Kluczem do odnalezienia wśród tysięcy wystawianych na sprzedaż aut tego najbardziej pożądanego, staje się marka i zasobność portfela. To drugie kryterium zdeterminowane jest poniekąd rokiem produkcji, wiadomo – im mniejszym zasobem oszczędności się dysponuje, tym starsze auto. – Ilość samochodów, które wytypowałem do obejrzenia, ograniczyło jeszcze jedno zastrzeżenie: sprzedający musi mieszkać na Mazowszu albo Podlasiu. Postanowiłem, że nie pojadę na drugi koniec Polski, bo być może stan samochodu będzie daleki od mojego wyobrażenia, które wyrabiam sobie na podstawie kilku zdjęć. A na marnowanie czasu i pieniędzy na jeżdżenie to tu, to tam, po prostu mnie nie stać – uzasadnia mój rozmówca. Wybrał więc niewielką miejscowość pod Białą Podlaską, Parczew oraz Łosice. Najszybciej na spotkanie udało mu się umówić z mieszkańcem Parczewa, ruszył najpierw tam. I bez wahania dobił targu.

Nie kupuj kota w worku

Internetowe oferty zawierają przede wszystkim kilka dobrej jakości fotek – prezentujących różne ujęcia samochodu. To ich zadaniem jest wywrzeć na oglądającym dobre wrażenie. Ponadto właściciele zamieszczają krótki opis, łącznie z informacjami, czy auto zostało sprowadzone zza granicy, czy było „bite”, którym właścicielem jest jego posiadacz, oraz ceną – zwykle nieco wyższą od tej oczekiwanej. Zamieszczenie takiego ogłoszenia jest banalnie proste, a jego koszt to wydatek rzędu kilku złotych (często, dla uproszczenia procedury, płatne sms-em).

Odpowiedź na pytanie, co ma wpływ na podejmowanie decyzji o tak poważnym zakupie przy pomocy komputera, jest prosta. – Szukałem w internecie, ponieważ tak jak wielu ludzi nie miałem czasu jeździć po giełdach, komisach czy szukać ogłoszeń w gazetach. Tak było najprościej – uzasadnia jeden z użytkowników motoryzacyjnego forum, precyzując, że od trzech lat jeździ samochodem, który wybrał w ten sposób. Poza tym, jak przyznaje, w kupnie doradzał mu znajomy mechanik, który wraz z nim dokładnie obejrzał nabytek, jeszcze gdy stał na podwórku u poprzedniego właściciela. Dlatego – jego zdaniem – internetowa giełda nie ma nic wspólnego z kupowaniem kota w worku.

KL