Kultura
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Ażebyśmy tego bogactwa nie zagubili

Wśród polskich śpiewów kościelnych liczebnością dorównują im tylko pieśni maryjne. Od wieków śpiewają je bogaci, biedni, wierzący, wątpiący, ateiści. Ci, którzy uznali, że lepiej zrobią to fachowcy, słuchają z płyt. Ale nikt nie wyobraża sobie bez nich tej najważniejszej w roku nocy. One wnoszą spokój, dają nadzieję, są niekiedy odległą, ale niezapomnianą podróżą w lepszy, miniony czas. Kolędy.

Zapis tej najstarszej zachowanej w języku polskim - „Zdrow bądź, krolu anjelski, K nam na świat w ciele przyszły” - pochodzi z roku 1424. Wiek XV to także czas powstania znanej i śpiewanej do dzisiaj, a opartej na oryginalnym łacińskim chorale - kolędy „Anioł pasterzom mówił”, której tekst jest tłumaczeniem z łaciny średniowiecznego utworu bożonarodzeniowego „Dies est laetitiae”. Do dziś śpiewamy te, które powstały kilkaset lat temu: rozpoczynające zazwyczaj Pasterkę niebosiężne „Wśród nocnej ciszy” to kolęda z przełomu XVIII i XIX w., jeszcze starsze od niej jest dostojne „Gdy się Chrystus rodzi” czy skoczne „Przybieżeli do Betlejem”.

Skąd popularność kolęd? Pewnie stąd, że lubimy słuchać (i śpiewać) o biednym Dzieciątku, które „w żłobie leży”, któremu „w nóżki zimno”, a „mizerna” i „licha” „stajenka się chyli”. Może odzywają się w nas najpiękniejsze cechy, kiedy współczujemy Matce tak ubogiej, że „rąbek z głowy zdjęła, w który Dziecię owinąwszy siankiem Je okryła”? Która „truchleje i serdeczne łzy leje”? W kolędach i Jezus, i Maryja są tacy nasi, tacy bliscy, tacy – znajomi z sąsiedztwa. Można by nawet powiedzieć, że ma tu miejsce daleko idąca wobec świętości poufałość. To przecież nasz Pan Bóg nazywany jest w nich Jezuniem, dzieciąteczkiem i aniołeczkiem, perełką i pieścidełkiem, ma powieczki i usteczka. Jest malusieńki, ale taki piękniuchny, że „nad Nim anieli w locie stanęli i pochyleni klęczą”. Truchlejąca z lęku o Syna Maryja to dobrze każdemu znana Matula, Matusia albo Matusieńka. To nasi serdeczni, o których los się lękamy, którym współczujemy. Należy zatem opowiadać o tym, co się działo, „Gdy śliczna Panna Syna kołysała”, drżeć z niepokoju, bo „Jezus malusieńki leży wśród stajenki,// Płacze z zimna, nie dała mu Matusia sukienki”, razem z Maryją przytulić Go do serca i ukołysać nastrojowym „Lulajże, Jezuniu…”

 

Polonez, kujawiak, marsz

Obok wspomnianych rzewnych kołysanek mamy też kolędy z narodowym charakterem. Palmę pierwszeństwa dzierży tu bez wątpienia jedna z najbardziej uroczystych i majestatycznych, ta, bez której nie wyobrażamy sobie Pasterki – XVIII-wieczna „Pieśń o narodzeniu Pańskim”, znana pod bardziej swojsko brzmiącym tytułem „Bóg się rodzi”. Poetycki kunszt tekstu Franciszka Karpińskiego – zwłaszcza pierwszej, zbudowanej z szeregu oksymoronów zwrotki – uwydatnia znaczenie zaistniałego w betlejemskiej stajence cudu. Współbrzmiąca z tekstem, skomponowana przez Karola Kurpińskiego melodia podkreśla radość i doniosłość chwili, a skierowane do Nowonarodzonego słowa: „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą” są zawsze aktualną prośbą.

Charakter poloneza ma też inna znana polska kolęda – „W żłobie leży”, której słowa napisał nadworny kaznodzieja Zygmunta III Wazy, jezuita Piotr Skarga Powęski. Rytm tego staropolskiego tańca – tym razem skoczny – odnajdziemy także w kolędzie – „Dzisiaj w Betlejem”, głoszącej radosną nowinę o tym, że „Chrystus się rodzi”.

Z narodowych tańców możemy jeszcze odnotować cechy kujawiaka w kolędzie z XVIII w. „Jezus malusieńki”. Ten sam wiek przyniósł też taką, która jest marszem. Ale czy pieśń zaczynająca się od nakazu: „Pójdźmy wszyscy do stajenki” może mieć inny niż marszowy charakter?

 

Nie tylko kolęda sądecka

Najpopularniejsza polska kolęda powstała w XX w. to z całą pewnością „Nie było miejsca dla Ciebie”. Jest ona dziełem dwóch jezuitów nowosądeckiego klasztoru: o. Mateusza Jeża, który w 1932 r. napisał tekst, i o. Józefa Łasia, który w r. 1938 skomponował do niego muzykę. Powszechnie przyjęta wersja mówi, że pierwsze odśpiewanie kolędy miało miejsce 2 lutego 1939 r. w kaplicy szkolnej Domu Sodalicyjnego im. Piotra Skargi w Nowym Sączu. Jej wykonawcą był chór gimnazjalny z Mielca. Ta pieśń o odrzuceniu, o bezdomności bardzo szybko zyskała wielką popularność. Idealnie wpisywała się w wojenną i okupacyjną rzeczywistość, towarzyszyła więźniom hitlerowskich obozów i radzieckich gułagów. Była nie tylko pieśnią liturgiczną, ale też patriotyczną, narodową, polską.

Czas wojny i okupacji przyniósł zresztą wiele patriotycznych wersji znanych wcześniej kolęd. Przywołać tu można chociażby „Lulajże, Jezuniu, na polskiej ziemi” czy kolędową wersję popularnej piosenki „Serce w plecaku”, opowiadającą o wędrówce warszawskiego powstańca do Betlejem, gdzie Dzieciątko spośród wszystkich składanych Mu darów wybrało serce polskiego żołnierza. Z nieco wcześniejszej naszej historii warto przypomnieć rok 1918 i kolędę „Przybieżeli do Betlejem żołnierze”. Z najnowszej – kolędy stanu wojennego.

 

Wielonarodowościowa betlejemska noc

Nie będzie przekłamaniem stwierdzenie, że kolędy mają narodowy charakter, czyli zasadniczo przynależą do jednego kraju, popularne są na pewnym obszarze. Od każdej reguły są jednak, jak wiadomo, wyjątki. Wśród kolęd jest nim „Stille Nacht”, czyli „Cicha noc”. Można iść o zakład, że gdyby zapytać Polaków o narodowość tej kolędy, wielu wskazałoby Polskę. Pewnie zresztą i inne narody chętnie by się do niej przyznały. Bo „Cicha noc” – jak żadna inna kolęda – znana jest na całym świecie. Ogólnoświatowy ranking bożonarodzeniowych pieśni z pewnością by dziś wygrała.

A ma już swoje lata. Jej pierwsze wykonanie to 24 grudnia 1818 r. w kościele św. Mikołaja w Oberndorfie, niewielkiej austriackiej miejscowości w pobliżu Salzburga. Autorem słów był wikary wspomnianego kościoła Joseph Mohr, zaś muzykę skomponował posługujący w tej samej świątyni organista i nauczyciel z sąsiadującej wioski Franz Gruber. Historia powstania „Stille Nacht” brzmi jak naprędce wymyślona opowieść: w kościele św. Mikołaja popsuły się organy i nie było możliwości naprawienia ich przed świętami Bożego Narodzenia. Swój smutek z tego powodu młody wikary przekuł w tekst kolędy, a przyjaciel organista napisał – w ciągu zaledwie kilku godzin – muzykę. Zdążyli na Pasterkę. Z braku organów wikary grał na gitarze i śpiewał, organista też śpiewał i dyrygował towarzyszącym chórem, ludzie bili brawo. Po czym nastąpił triumfalny pochód kolędy przez świat.

W Polsce piękne tłumaczenie „Cichej nocy” przyczyniło się do jej popularności po II wojnie światowej.

Można by powiedzieć, że napisaniu „Stille Nacht” dopomógł przypadek. Można by, gdyby nie to, że… w życiu nie ma przypadków.

 

By uradować serce

Śpiewajmy więc wszyscy. O Zbawicielu, który tak nas ukochał, że „opuścił śliczne niebo i obrał barłogi”. O Maryi, która z pokorą wyznaje: „O, mój Synu, wola Twoja, nie moja się dzieje”. O Józefie świętym, który wraz z Maryją „ono Dzieciątko pielęgnuje”. Śpiewajmy serdecznie – z radością i Bożym w sercu pokojem. Wszak kto śpiewa, modli się dwa razy. No i nie od dziś przekonują nas, że „Gdzie słyszysz śpiew, tam śmiało wejdź,// Tam dobre serca mają,// Bo ludzie źli, ach wierzaj mi,// Ci nigdy nie śpiewają…”.

Błogosławionych, rozśpiewanych świąt!


Kolędy nie tylko należą do naszej historii kolędy, lecz poniekąd tworzą naszą historię narodową i chrześcijańską. Jest ich wiele, ogromne bogactwo. Od najdawniejszych, staropolskich, do tych współczesnych, od liturgicznych do pastorałek, jak choćby ta, tak zwana góralska, której tak bardzo lubimy słuchać: „Oj Maluśki, Maluśki”. Trzeba, ażebyśmy tego bogactwa nie zagubili. Dlatego też, łamiąc się dzisiaj z wami opłatkiem wigilijnym, życzę, abyście wszyscy, Drodzy Rodacy, czy w kraju, czy też w Rzymie, czy gdziekolwiek na świecie, śpiewali kolędy, rozmyślając na tym, co one mówią, nad całą ich treścią, i byście w nich odnajdywali prawdę o miłości Boga, który dla nas stał się Człowiekiem.

Jan Paweł II podczas wigilijnego spotkania z rodakami 23 grudnia 1996 r. w Watykanie

Anna Wolańska