Region
Źródło: TK
Źródło: TK

Babcia zawsze czekała z herbatą i ciastem

Spokojem i cierpliwością imponowała każdemu. A sprawy wiary były dla niej na pierwszym miejscu. 6 lipca Władysława Cieśla ze Starej Rokitni obchodziła 100 urodziny.

Dostojnej jubilatce najbliższa rodzina zgotowała huczną fetę. Odbyła się ona 4 lipca w remizie OSP, gdzie zjechało prawie 80 osób. Jednak nie ma w tym nic dziwnego, bo pani Władysława doczekała 12 wnucząt, 25 prawnucząt i 11 praprawnucząt. Razem z rodziną gromkie „200 lat” zaśpiewali również wójt Stężycy Zbigniew Chlaściak oraz radna powiatowa Hanna Czerska.

Miłość silniejsza niż wojna

 

Nestorka rodu Cieślów przyszła na świat w skromnej, robotniczej rodzinie Błachniów z Brzezin. Jej biologiczną matkę Marię wcześnie zabrała śmierć, ale ojciec Michał ożenił się powtórnie. Z drugą żoną Józefą prowadzili małe gospodarstwo rolne i dodatkowo pracowali. Przybrana matka troszczyła się o Władysławę. Szyła jej ubranka i posłała do sześcioklasowej szkoły podstawowej. – Nie wiem, czy moja własna mama byłaby dla mnie tak dobra jak ona – mówi jubilatka. Podziw dla macochy był uzasadniony. Władysława nie była jedynym dzieckiem. Józefa i Michał doczekali też córki Teodory.

W wieku 20 lat Władysława wyszła za mąż za Wacława Cieślę. Razem prowadzili gospodarstwo, ale spokojne życie zakłóciła wojna. – Lata okupacji mama przesiedziała w domu. Miała małe dzieci i musiała się o nie troszczyć. Pozasłaniała więc okna, żeby nie narażać siebie i ich na niebezpieczeństwo – opowiada córka Bogusława Celej.

Władysława z mężem i dziećmi doczekała końca wojny. Strachu napędzili jej tylko Rosjanie, gdy w 1945 r. zatrzymali się właśnie u niej. – Chcieli, żeby zrobiła im rosół. Babcia bała się i nie miała z czego go ugotować. Ale gdy nałapali kur i oskubali je, nastawiła gar. Sołdaci wyłamali jeszcze sąsiadowi drewniany płot, by było na czym rozpalić ogień. Później zjedli rosół i odjechali – mówi prawnuczka jubilatki Marta Ciołek.

 

80 lat w kółku różańcowym

 

Po wojnie życie toczyło się zwyczajnym torem. – W latach 60 i 70 mama pracowała w szkole w Brzezinach i Rokitni jako woźna – wspomina córka. Razem z tatą doczekali się czwórki dzieci. – Śmierć jednak często nawiedzała naszą rodzinę. Dziś już troje z nas nie żyje. Mój brat Marian i siostry Kazimiera i Krystyna zmarły w wieku od 61 do 67 lat. Nie żyje też trzech zięciów mamy, w tym mój mąż. Z dzieci jestem tylko ja i moja bratowa Krystyna – opowiada B. Celej.

W 1977 r. zmarł mąż pani Władysławy. – Miał udar. Rano zachorował, a wieczorem już nie żył. Od tamtego czasu wszystkim zajmowała się mama. Obrządek nie był duży, bo tylko jedna krowa i pięć świń. Żyło się łatwiej dzięki rencie rodzinnej po tacie – wspomina córka seniorki. – Teraz mama jest ze mną. Zajmuję się nią cały czas. Ostatnio wymaga więcej opieki – dodaje B. Celej.

Krewni jubilatki nie mają wątpliwości, że to postać wyjątkowa. – Zawsze kiedy ją odwiedzałam, czekała na mnie herbata, kawa i ciasto. Oczywiście własnego wypieku – zaznacza wnuczka Ewa Ciołek. Najbliżsi podziwiają też inne cechy pani Władysławy. Są to pogoda ducha i cierpliwość. Ale wszyscy są zgodni, że najważniejsze w życiu jubilatki były sprawy wiary. – Mama należała do kółka różańcowego ponad 80 lat. Kiedy do niego wstąpiła, była jeszcze panienką. W każdą niedzielę chodziła na Sumę. Od trzech lat nie może już tego robić, ale bardzo ucieszyła się z Mszy z racji 100 urodzin – zapewnia córka.

Tomasz Kępka