Będącym w drodze…
Tego dnia również podczas posiedzenia komisji kultury i środków przekazu zaplanowane zostało pierwsze czytanie poselskiego projektu uchwały w sprawie upamiętnienia św. Maksymiliana Kolbego w 80 rocznicę śmierci. Kościół wspomina tego świętego wybijającego się w szerzeniu kultu Maryi w dniu jego męczeńskiej śmierci – 14 sierpnia. Sierpień to w polskiej pobożności i tradycji miesiąc równie maryjny jak maj czy październik. Zapewne za sprawą aż trzech świąt ku czci Matki Bożej: 15 sierpnia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 22 – Matki Bożej Królowej i 26 – Matki Bożej Częstochowskiej. Na marginesie wspomnę, że jestem w trakcie czytania biografii świętego męczennika autorstwa Tomasza Terlikowskiego. Polecam te 663 strony lektury książkowej nie jako pokutę, a dla własnego rozwoju, by jak pisze autor, dedykując książkę swoim dzieciom, „miały odwagę naśladować radykalizm Maksymiliana”. Słowa te są aktualne również dla nas. Swoją drogą zastanawiam się, ile bibliotek publicznych posiada tę pozycję w swoich zbiorach.
Sierpień to też miesiąc pielgrzymek na Jasną Górę. Historia pielgrzymek do cudownego wizerunku Maryi jest prawie tak stara, jak samego sanktuarium. Pierwsza zorganizowana pielgrzymka przyszła do sanktuarium już w 1434r., kiedy po odrestaurowaniu obrazu Matki Bożej, zniszczonego po rabunkowym napadzie na klasztor, w uroczystej procesji przeniesiono ikonę z królewskiego Krakowa do Częstochowy. Inne źródła podają rok 1626. Mieszczanie Gliwic z wdzięczności za uratowanie miasta przed wojskami duńskimi podczas wojny 30-letniej udali się na Jasną Górę. Na podium znajduje się również piesza pielgrzymka z Kalisza. Pierwszy raz ruszyła w 1637 r. Do najstarszych należy również pielgrzymka z Łowicza (od 1656 r.). Jedna z najbardziej znanych – Warszawska Pielgrzymka Piesza na Jasną Górę pierwszy raz wyruszyła 6 sierpnia 1711 r. i była wypełnieniem ślubowania za uwolnienie miasta od zarazy. Chciałoby się napisać komentarz polityczny, ale obiecałem i powstrzymam się. Warto pamiętać, że ruch pielgrzymkowy nie zamarł podczas II wojny światowej, nie wyłączając 1944 r., gdy wybuchło powstanie warszawskie. Na tym tle „nasza” Piesza Podlaska Pielgrzymka jest nadal młoda. Po raz pierwszy wyruszyła 1 sierpnia 1980 r. Liczy sobie 41 wiosen.
W swoim życiu odwiedziłem rowerem, samochodem lub uczestniczyłem w pielgrzymkach autokarowych do wielu sanktuariów – tak w Polsce, jak i poza granicami, np. Wilno, Lwów, Medjugorie, Rzym, Loreto itd. Niektóre sanktuaria w Polsce odwiedzałem wielokrotnie: Częstochowa, Licheń, Kalwaria Zebrzydowska, Łagiewniki, Święta Lipka, Kalwaria Pacławska, Święty Krzyż, Gietrzwałd, Wambierzyce. Nim jednak poznamy najważniejsze sanktuaria w Polsce, Europie czy na świecie, warto poznać historię i odwiedzić nasze diecezjalne, te znajdujące się najbliżej naszego miejsca zamieszkania, a często niedoceniane: Kodeń, Leśna Podlaska, Orchówek, Wola Gułowska. Osobiście ze względu na sentyment bardzo lubię to znajdujące się najbliżej mojego miejsca zamieszkania i najczęściej odwiedzane – w Woli Gułowskiej oraz sanktuarium Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Pratulinie. Po pierwsze – ponieważ znajduje się tam drewniany kościół z XVII Iw. przewieziony ze Stanina – mojej rodzinnej miejscowości i postawiony na miejscu zbroczonej krwią unitów cerkwi. Po drugie – dzięki ks. Henrykowi Wierzejskiemu, ówczesnemu proboszczowi w Staninie – wziąłem udział w 1988 r. w pielgrzymce do Rzymu, gdzie miałem zaszczyt wręczyć kopię obrazu „Męczeństwo Unitóww Pratulinie” Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Dziś nie mam wątpliwości: ta pielgrzymka odmieniła mnie i moje życie. Jej organizatorem był ks. Józef Szajda – niezłomny postulator uczczenia pamięci i beatyfikacji męczenników z Pratulina. Zarówno czytelników gazety, jak i mediów społecznościowych zapraszam serdecznie do odwiedzenia tych wymienionych oraz innych sanktuariów diecezji siedleckiej.
Na zakończenie felietonu muszę się przyznać, że ani razu nie uczestniczyłem w pielgrzymce pieszej do Jasnogórskiej Pani. A mam za co dziękować i o co prosić. Liczę, że nie będę musiał długo namawiać mojej żony (kilkakrotnie uczestniczyła w pieszych pielgrzymkach) na wspólną pielgrzymkę pieszą do Częstochowy. Najpierw jednak pokonam ją – wzorem mojego dziadka Józefa – rowerem (dziadek rowerem pokonał trasę Stanin – Częstochowa w latach 30 XX w.). Może trudniej będzie o wspólne przejście Drogi św. Jakuba z Lourdes do Santiago de Compostela. Wiem, że warto mieć marzenia. A tymczasem wszystkim będącym w drodze na pielgrzymim szlaku życzę BuenCamino („Szczęśliwej Drogi”).
poseł Sławomir Skwarek