Rozmaitości
Źródło: MORGUEFILE
Źródło: MORGUEFILE

Będziemy walczyć o swoje

Obecna sytuacja na rynku skupu jabłek jest tragiczna. Cena, jaką proponują skupy owoców, w żaden sposób nie rekompensuje nakładów poniesionych przez sadowników. Problem jest szerszy, bo rosyjskie embargo obejmuje również inne polskie artykuły - mówi Stanisław Daniłoś, prezes Zrzeszenia Producentów Owoców i Warzyw SAD-POL w Polubiczach.

Dla wielu producentów to jedyne źródło dochodu. W tym roku, zamiast zarobić, będą musieli do interesu dołożyć. Być może niedługo znajdą się jakieś dodatkowe środki na wsparcie tego segmentu rynku, ale na razie nic w tej kwestii nie wiadomo.

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

Jak skomentuje Pan słowa ministra Sawickiego o polskich rolnikach – frajerach?

Uważam je za trafione, ale tylko dlatego, że polscy sadownicy nie walczą o swoje. W tym kontekście ma, niestety, rację. Nie potrafimy się zorganizować, jak producenci rolni z innych państw. Nie może być tak, że Unia Europejska traktuje nas jak kraj drugiej kategorii. Podobnie nasz rząd. Kiedy do Warszawy przyjeżdżają protestować górnicy, natychmiast znajdują się duże pieniądze na ratowanie kopalni. I trzeba podkreślić, że są to środki na wsparcie nierentownych zakładów pracy. A dla polskich rolników nie ma. Dlatego musimy zacząć walczyć o swoje.

Co z kwestią rosyjskiego embarga? Czy sytuacja ulegnie zmianie?

To problem do rozwiązania nie na najbliższe tygodnie czy miesiące, ale na lata. Bo odbudowanie rynku eksportu trwa. Mało kto wie, że w ostatnich latach polskie sadownictwo wspaniale się rozwinęło, dając pracę wielu osobom. Bo to nie tylko producenci jabłek, ale i osprzętu, środków ochrony. I o tym się w ogóle nie mówi. Szukanie nowych rynków zbytu na pewno trochę potrwa.

To może warto rozdawać jabłka? Na przykład w szkołach i przedszkolach? Ludzie chętnie kupują soki tłoczone z jabłek – może to jest jakaś alternatywa?

Nie jestem zwolennikiem tego typu praktyk. Rozdawnictwo uczy, że należy nam się coś za darmo. Co wtedy z produktami sprzedawanymi? Ludzie nie będą chcieli ich kupować, a przecież nie o to chodzi. Chwilowe wsparcie tego typu – tak, na dłuższą metę to jednak niedobre rozwiązanie. Podobnie z sokami tłoczonymi – to jest jakaś alternatywa, ale nie dla każdego i nie przy tych ilościach surowca. Eksport do Rosji zagospodarowywał ogromną część naszej produkcji jabłek i nie da się natychmiast znaleźć rozwiązania na taką skalę.

Ale jak wytłumaczyć klientom, że choć jabłka są tak tanie, soki w sklepie wcale nie tanieją?

To kolejny problem naszego rynku. Cena produktu końcowego ma się nijak do ceny surowca. Nie dziwię się ludziom, że – słysząc, jak tanie są jabłka – nie kupują w sklepie drogiego soku. To szerszy problem i dotyczy wielu produktów, nawet chleba. Po prostu zarabiają pośrednicy, nie wytwórca produktu czy surowca.

Czy sytuacja na rynku owoców i warzyw zakończy się protestami?

Tak, planujemy kolejne protesty, ale nie takie delikatne, jak dotychczas. Niedawno gościliśmy w naszej gminie Francuzów, którzy byli pod wrażeniem naszych jabłek, ich jakości i smaku. Powiedziałem im, że skoro UE nas lekceważy, przyjedziemy do Paryża i będziemy promować swoje jabłka, rozdawać pod wieżą Eiffla, żeby przekonać Francuzów do naszego produktu.

Dziękuję za rozmowę.

JAG