Bez marnacji
Kumulacja naszych świąt na początku maja robi niezłe wrażenie. Jak ktoś się pofatyguje, to i cały tydzień z - wow! - nawet dwoma weekendami na wolne wydrzeć może.
Trochę gorzej jest z tymi, co służbę narodowi obiecywali albo ślubowali nawet. Taki to nie ma wtedy wcale dla siebie czasu, bo z uroczystości na uroczystość, z imprezy na imprezę gnać bez końca musi. A nie wiadomo, czy jeszcze gorzej nie ma, jak się - co mu nie daj Bóg! - rozchoruje. A już całkiem najgorzej, to jak się naprawdę stara, a obywatele nie uszanują go.
Trochę gorzej jest z tymi, co służbę narodowi obiecywali albo ślubowali nawet. Taki to nie ma wtedy wcale dla siebie czasu, bo z uroczystości na uroczystość, z imprezy na imprezę gnać bez końca musi. A nie wiadomo, czy jeszcze gorzej nie ma, jak się - co mu nie daj Bóg! - rozchoruje. A już całkiem najgorzej, to jak się naprawdę stara, a obywatele nie uszanują go.
Taka jak ta ostatnia przypadłość spotkała w pierwszy majowy weekend Marcina Kierwińskiego – człowieka oblatanego w polityce i noszącego nie byle jaką, bo ministerialną tekę. A nawet jakby dwie, bo nie tylko tę od spraw wewnętrznych, ale i administracji. ...
Anna Wolańska