Kościół
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Bez pożegnania

Półtora roku temu w szpitalu odchodziła moja mama. I choć był to najboleśniejszy moment w moim życiu, jestem wdzięczna, że ja, mój brat, rodzeństwo mojej mamy mogliśmy z nią być. Trzymać za rękę, razem się modlić. Dziś pacjenci w szpitalach umierają samotnie, bez pożegnania, pojednania z Bogiem.

To doświadczenie towarzyszenia w agonii było jedną z najtrudniejszych lekcji, jaką zafundowało mi życie. Jednocześnie nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie nie być przy łóżku mamy. Choć prawie dwa dni spędziłam na twardym taborecie, półprzytomna ze zmęczenia, żalu, strachu przed tym „jak poukładam sobie ten świat bez niej”, nigdy bardziej nie doświadczyłam rzeczywistości Życia niż wtedy. I mimo że ta śmierć pozostawiła w moim sercu wyrwę, dzisiaj wiem, iż mogąc być przy mamie, dostąpiłam przywileju i łaski. Mogłam poczuć ostatni raz ciepło jej dłoni, powiedzieć, że kocham, trwać przy niej na modlitwie, dziękując jednocześnie za duchowe wsparcie, którym nie tylko mama, ale i cała moja rodzina była w tamtym czasie otoczona. Wspomnienia tamtych majowych dni szczególnie mocno towarzyszą mi w ostatnich miesiącach, kiedy z powodu pandemii zamknięto szpitale dla odwiedzających i rodzin pacjentów, którzy chorują i odchodzą z tego świata samotnie.

I nawet jeśli lekarz, pielęgniarka czy opiekun medyczny chcieliby wziąć go za rękę – nie sposób poczuć ciepła dotyku, bo nie przeniknie ono przez ochronną rękawiczkę. Pozostaje nadzieja, że medycy zdołali pomóc umierającemu na tyle, by nie cierpiał fizycznie. Ale jest też pytanie: co z jego cierpieniem psychicznym i duchowym? I jak czują się z tym wszystkim bliscy chorego, dla których sytuacja ta jest również dramatyczna, ponieważ ostatni raz widzieli go w drzwiach karetki?

– Czasami rodzina dzwoni i pyta, jak wyglądały ostatnie minuty, godziny ich bliskich. Chcą wiedzieć, jak odeszli, co mówili. Przede wszystkich chcą wiedzieć, czy nie cierpieli, jak wyglądała ich reanimacja, jak długo trwała – opowiada jeden z lekarzy pracujących w siedleckim szpitalu. – Próbujemy delikatnie odpowiadać, ale jeśli słyszymy pytanie, czy mogą zobaczyć ciało, a chory był zakażony, musimy odmówić. Niestety, nie ma możliwości pożegnania, wejścia na oddział, by towarzyszyć umierającemu. Ostatnio, kiedy musiałem odmówić rodzinie, usłyszałem, że nawet na froncie nie zostawia się konającego żołnierza samego. Takie sytuacje są bolesne także dla nas, personelu medycznego. Jednak, niestety, nic nie możemy zrobić – podkreśla. ...

Jolanta Krasnowska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł