Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Bez satysfakcji

Spoglądając na polską politykę w ostatnim czasie dochodzę do wniosku, iż rację miał Shakespeare, twierdząc że „więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom”.

Nie chodzi jednak tylko o granice ludzkiej wyobraźni, gdyż ta dostępna jest co najwyżej umistycznionym poetom proweniencji mitologicznej, lecz dotyczy to raczej logiczności myślenia, dla której zasadniczym jest umiejętność jasnego i krytycznego wyrażania sądów o rzeczywistości bez przyjmowania czegokolwiek na wiarę lub wynajdywania twierdzeń wziętych z sufitu. Niestety, z przykrością należy stwierdzić, że nie do końca z tą logicznością w naszej polityce mam do czynienia.

Ludzie, zejdźcie z drogi…

…bo listonosz jedzie – chciałoby się zacytować szlagier polskiego zespołu pod wpływem inicjatywy byłego prezydenta, który pozazdrościwszy pewnej fundacji zainicjował pisanie listów. Adresatem jednak dla niego nie były rządy poszczególnych krajów, łamiących podstawowe prawa człowieka, lecz jeden z bardziej znanych zespołów muzycznych. Inicjatywa okazała się tak „trafiona”, że natychmiast w internecie pojawiły się propozycje, by wspomniany polityk swoją twórczość epistolarną kontynuował, rozsyłając swe przemyślenia i apele do innych muzyków, a nawet do celebrytów znanych z tego, że są znani, jak np. Paris Hilton. Można mieć, nawet zdaniem niektórych polityków opozycji, nadzieję, że spotka się ta akcja z odzewem ze strony adresatów, nawet jeśli będzie to tylko „znaczące chrząknięcie” w czasie występu. Cóż, taki chyba jest współczesny świat ludzi ukształtowanych przez ilość lajków oraz innych polubień na tym czy innym portalu społecznościowym. Robienie z siebie idioty wpisuje się jakoś we współczesną kulturę, stając się dominantą zachowań ludzkich. Z ogromną łatwością nawet „mędrcy Europy” sprowadzają się do poziomu fornalstwa, które charakteryzuje się oczekiwaniem poklasku ze strony ogółu. Zresztą temu trendowi poddają się nie tylko politycy. Jedna z liderek zapomnianej już dziś Partii Kobiet z upodobaniem w ostatnich czasach, zapewne nie mogąc wydać z siebie jakiejkolwiek logicznej myśli, używa wulgarnych zbitek słownych, by dokopać liderowi formacji prawicowej. Poklask, którego się spodziewa zapewne, jest jedynym uzasadnieniem, by pisarka zdominowała swój język wyrażeniami gawiedzi. Bo widać o gawiedź chodzi. Bycie na ustach i bycie zauważalnym jest jedynym uzasadnieniem dla tego typu odruchów, cokolwiek niezbyt ludzkich. Wracając jednak do epistolarnej twórczości polskiego polityka, warto pokusić się o znalezienie jakiegoś racjonalnego uzasadnienia dla jego działań.

 

Jak ja kaszlałem w Krakowie…

Woody Allen w swoich przemyśleniach na temat istnienia Absolutu (chodzi o Boga, a nie o trunek) apeluje do istoty najwyższej, by dała jakiś znak swojego istnienia, np. drobne kaszlnięcie. Stanowić to ma dla niego dowód wystarczający dla przyjęcia do wiadomości jej istnienia. Wydaje się, że to jest również dostateczne uzasadnienie podejmowanych przez polityków pokroju naszego „pisacza listów” akcji. Zaistnienie w przestrzeni społecznej w każdy sposób i w każdej formie to gwarancja dla nich bytowania jako takiego. Zapomnienie jawi się bowiem im jako zejście ostateczne. A im bardziej spektakularne i szokujące jest przypomnienie o własnym istnieniu, tym lepiej. Społeczność dzisiaj nie jest w stanie zauważyć wszystkich dziejących się spraw, więc głośne wykazanie własnego istnienia jest jak najbardziej wskazane. Im „kaszlnięcie” już nie wystarcza. Problem jednak jest nie tylko w tym, że – wydzierając się z trwożącego ich niebytu – wprowadzają element komiczny do polskiej polityki, lecz o wiele gorszym skutkiem takiej ich działalności jest trywializacja i ośmieszenie działań politycznych w ogóle. Owszem, można mieć zastrzeżenia i obiekcje odnośnie tego, co dzieje się na scenie politycznej, lecz ośmieszanie tego prowadzi do zaburzenia jednego z filarów społeczeństwa jako takiego, a mianowicie idei troski o dobro wspólne, będącego zasadniczym celem istnienia każdej społeczności jako takiej. Społeczeństwo pozbawione tego czynnika gubi się w samym uzasadnieniu swojego istnienia, a poprzez sprowadzenie działań politycznych do nieustannego kabaretonu uodparnia się na delikatną kwestię dostrzegania prawdziwych motywów postępowania dążących do władzy czy ją sprawujących. Ośmieszenie polityki przez samych polityków nie jest jej krytyką, lecz pierwszym krokiem do ubezwłasnowolnienia społeczeństwa. To, co winno być domeną satyryków lub dziennikarzy, nie może być domeną samych parających się politycznym działaniem.

 

Edek na topie

W Mrożkowym dramacie, w czasie gry w karty, jedna z postaci, odnosząc się do zachowań wspomnianego wyżej Edka, oświadcza: „Nie grymaś. Pan Edek wie, co robi”. Wbrew pozorom nie jest to zdanie nic nie znaczące. Dojście do terroryzowania domu swoich chlebodawców w końcówce sztuki wydaje się tym stwierdzeniem właśnie uzasadnione. To, co było tylko przeczuciem na początku, okazuje się faktem na końcu. Można i należy o tym pamiętać właśnie w życiu społecznym. Strywializowanie polityki wcześniej czy później kończy się jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem. Nie jest to totalitaryzm z lat ubiegłych, przykładający pistolet do potylicy czy też tworzący łagry, ale system doskonale kontrolujący jednostki, sterujący ich działaniami lub niepozwalający na indywidualizację postępowania. W takiej formule życia społecznego Matka Boska w klapie jawi się jak kwiatek przy kożuchu. Niby ozdoba, lecz w gruncie rzeczy szyderstwo.

Strywializowanie polityki wcześniej czy później kończy się jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem.

Ks. Jacek Świątek