Komentarze
Bezcenne

Bezcenne

Wieczór wyborczy spędziłem w autokarze, wracając z Jasnej Góry, gdzie kończyliśmy nasze kapłańskie rekolekcje. Trasa tej pielgrzymki, w 15 lat po święceniach prezbiteratu, wiodła szlakiem raczej mało uczęszczanym przez pątników i wycieczki.

Ale w tym wszystkim znamienne było dotykanie tego, co stanowi żywą tradycję, czyli korzenie naszej wiary. Żywe nie tylko poprzez pamięć o tym, co minione, ale raczej poprzez nieustanne napawanie sokami życiodajnymi. Roślina odcięta od korzenia usycha, podobnie narody i cywilizacje. Dotykając nawet tego, co trudne w dziejach Kościoła, doświadczamy łączności z naszymi braćmi i ich więzią z Bogiem, poprzez co nasza własna nić wiary krzepi się i umacnia.

W codziennym zatroskaniu o historyczną pamięć w narodzie zapominamy często, że nie tylko sami tworzyliśmy nasze dzieje, ale również one były tworzone poprzez docierające do nas wieści, wśród których na plan pierwszy wybija się Dobra Nowina. Zaś dokonujące się pomiędzy nami wybory nie są tylko instrumentalnym wrzucaniem kart elektorskich do urn, ale raczej winny zawsze mieć głębsze podłoże. Władza sprawowana w społeczności nie jest tylko administrowaniem, ale uczestnictwem w stwórczym dziele Boga (czynieniem ziemi poddaną), zatem i akt wyborczy winien mieć swój mistycyzm.

Pielgrzymka

Pierwszy przystanek – Regensburg. Dawna Ratyzbona. Miasto mające blisko dwa tysiące lat historii. Zaczęło się od przyczółku rzymskich legionów, aby potem dojść do pełnej wolności. Ale nie to jest najważniejsze. Bo nić dziejów spaja to miejsce z naszym krajem. W VIII w. św. Bonifacy zakłada biskupstwo w Regensburgu. Zaś w IX w. przybyli do tego grodu czescy książęta, aby przyjąć chrzest i wiarę. A do nas wiara przybyła właśnie z Pragi czeskiej. Ciągłość przekazu wiary ukazuje swoją moc. Ci, co ją przyjęli, nie pozostawiają jej dla siebie, ale dzielą się z innymi.

Następnie jedziemy do Marktl am Inn, gdzie w 1927 r., w Wielką Sobotę, urodził się Joseph Ratzinger, dziś Benedykt XVI. Przy chrzcielnicy w kościele parafialnym odnawiamy nasze przyrzeczenia chrzcielne. Dziwne są dzieje tego źródła chrzcielnego. Po rozbudowie kościoła w latach 60-tych zostało przekazane do Heimatsmuseum. Dopiero po wyborze Benedykta XVI wróciła do kościoła. Jakby przypomniano sobie, że wyschnięte źródło chrzcielne nic nie znaczy. Jego miejsce jest we wnętrzu kościoła, aby nieustannie rodziło wyznawców.

Następny przystanek to Altötting, serce katolickiej Bawarii. Kaplica z figurą Czarnej Madonny zawiera cichą i przejmującą myśl. Maryja otoczona jest urnami z sercami władców bawarskich. Jakby sprawujący władzę nawet po śmierci wyznawali: „Gdzie skarb twój, tam będzie i serce twoje”. Na noc zatrzymujemy się w Monachium, które powstało dzięki mnisiej pracy (podobnie jak Europa Christiana), a wdzięczne za to do dnia dzisiejszego w swoim herbie zachowało postać zakonnika. Potem znajdujemy się w stolicy Burgundii – Dijon. I znowu odkrywanie ciągłości wiary. Katedra kryje szczątki św. Benignusa, który jest związany ze św. Ireneuszem i męczennikami z Lyonu. Sama katedra stoi u zbiegu dwóch rzek, które dzisiaj wyschły. Jakby skropione krwią męczenników zmieniły się w opokę, na której fundamencie można stawiać trwałe budowle.

W Ars św. Jan Maria Vianney uczy nas, że nie trzeba być celebrytą, aby doświadczać radości życia, a pełnię wiary można znaleźć nie tylko w Rzymie, ale i na „zapadłej wiosce”. Bo wiarę nosi się w sobie. Potem Turyn, w którym nie tylko spoczywa niemy świadek zmartwychwstania – całun, ale również obok siebie spoczywają w jednym kościele mistrz i uczeń – św. Jan Bosco i św. Dominik Savio. Blisko siebie na ziemi i blisko siebie w niebie. To chyba marzenie każdego duszpasterza. W Mesero idziemy na cmentarz parafialny, aby pomodlić się przy grobie św. Joanny Beretty Molla, która oddała swoje życie za dziecko mające przyjść na świat. Za życie warto ponieść śmierć. Za życie wieczne i za życie drugiego.

W potężnej katedrze w Mediolanie spoczywa św. Karol Boromeusz. Kardynał, który założył w Mediolanie seminarium duchowne, gdzie przyszli kapłani kształcili się w filozofii i teologii. Oddany Kościołowi bez reszty (nienawidził karierowiczów), doktor obojga praw, lubił też polowanie, grę w szachy, umiał grać na wiolonczeli, znał się na sztuce. Natomiast Padwa to miejsce spoczynku św. Antoniego, Portugalczyka, który chciał nawracać muzułmanów w Afryce, ale Bóg zaplanował dla niego nawracanie lichwiarzy na włoskiej ziemi.

Kapłan to nie tylko ten, kto głosi prawdę o Bogu. Musi również głosić prawdę o ludziach, także w życiu społecznym. Choć od XIII w. dzieli nas szmat czasu, to się nie zmieniło. Wszak parę dni wcześniej błogosławionym został ogłoszony ks. Jerzy Popiełuszko. To także znak. Na koniec Mariazell i Jasna Góra. Bliźniacze sanktuaria, w których prawda jednoczy ludzi różnych języków i różnych narodów. Jedno położone w dolinie, drugie na wzniesieniu. Ale oba niwelujące ścieżki dla Pana.

Co do tego mają wybory?

Wydawać by się mogło, że refleksje po tych rekolekcjach nijak się mają do wyborczego spektaklu w Polsce. Wracając, słuchaliśmy radia i pierwszych powyborczych opinii. Dominował w nich nurt „gwiazdorski”, podsycanie emocji, ustawianie podium i namaszczanie zwycięzców, wiwaty i owacje, myślenie o zagrywkach w II turze, aby „nasz” wygrał. I wtedy właśnie pojawiła się refleksja, że mistyka wyborów nie leży w doraźnym sukcesie, ale w odpowiedzialności. Nie jesteśmy atomami w czasie. Nie jest ważna tylko sprawa tego, co teraz, ale wpisujemy się w rytm dziejów. Nasze groby będą ołtarzami albo zostaną zapomniane. Swoista „mistyka polityki” leży w naszym rozumie, który nie tylko oblicza dzisiejsze sukcesy i korzyści, ale zważa na pamięć o naszych korzeniach. Ci, przy których sarkofagach stanęliśmy, też dokonywali wyborów. To one zaważyły na ich życiu i życiu tych, którzy po nich przychodzili. Wiedzieli jednak, że za swoje działanie będą musieli odpowiedzieć. Przed Najwyższym. I to ich łączyło w jedną rodzinę. Jeszcze jedna refleksja. W wiedeńskim metrze zobaczyłem młodego chłopaka, którego uszy zatkane były słuchawkami odtwarzacza. Wyszedł na Stephansplatz i obojętnie minął katedrę, która lśniła swoim pięknem. Może właśnie dlatego nie widzimy piękna i nie podejmujemy odpowiedzialności? Bo nie słuchamy tego, co nie minęło, ale dzięki tym, co byli przed nami, nieustannie trwa. To też ważna refleksja wyborcza.

Ks. Jacek Świątek