Region
Bioasekuracja bądź likwidacja

Bioasekuracja bądź likwidacja

Mając na celu profilaktykę przeciwko afrykańskiemu pomorowi świń (ASF), Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Łukowie kontroluje gospodarstwa pod kątem stosowania zasad bioasekuracji. Rolnicy, którzy nie spełniają jej kryteriów, otrzymują decyzje o likwidacji stad.

Kilka miesięcy temu na terenie powiatu łukowskiego stwierdzono wirusa ASF u dzików. W poszczególnych gminach wprowadzono więc strefy ochronne - żółtą i czerwoną z ograniczeniami. Jak sytuacja wygląda obecnie? - W gminie Łuków nie ma ognisk ASF wśród świń, zdarzają się natomiast chore dziki - mówi wójt Mariusz Osiak. Wydawałoby się, że logicznym uzasadnieniem takiego stanu rzeczy powinno być pozwolenie rolnikom na spokojną hodowlę trzody, bez potrzeby zabijania zwierząt. Sytuację mamy jednak zgoła inną. Kilka tygodni temu weszło w życie rozporządzenie ministerstwa rolnictwa, na mocy którego podjęto szeroko zakrojone działania zorientowane na ograniczenie możliwości rozprzestrzeniania się wirusa.

W praktyce wygląda to tak, że rolnik, którego hodowla nie spełnia zasad bioasekuracji, otrzymuje decyzję o likwidacji stada. W najtrudniejszej sytuacji znajdują się małe gospodarstwa – do 50 sztuk świń. Dla ich właścicieli dostosowanie się do nowych wymogów wiąże się z olbrzymimi kosztami. – Nie wiadomo, czy te hodowle w ogóle przetrwają. Będzie im bardzo trudno – podkreśla wójt Osiak.

Kontrole prowadzone są w ekspresowym tempie, a rolnicy zdezorientowani. Nie brakuje głosów, że szybkość działań podyktowana jest dostępnością środków z Unii Europejskiej na odszkodowania. Rolnik, którego stado zostało wygaszone, może otrzymać 300 zł za sztukę dużą oraz do 190 zł za prosięta. Warunek jest jednak taki, że zwierzęta muszą być hodowane w okresie referencyjnym, a więc pomiędzy 1 lipca 2016 r. a 30 czerwca 2017 r. Wnioski o odszkodowanie można składać do 14 sierpnia. Nie ma natomiast żadnych pieniędzy dla tych gospodarzy, którzy chcieliby zmienić produkcję i zacząć hodować owce, kozy czy bydło.

 

Najtrudniej małym hodowcom

Bioasekuracja to szereg kryteriów mających na celu zapobieganie powstawaniu ognisk wirusa ASF wśród świń. Zakładają one m.in.: posiadanie przez rolników mat dezynfekcyjnych, szczelnych ogrodzeń, prowadzenie rejestru środków transportu do przewozu trzody chlewnej, utrzymywanie zwierząt w zamkniętych pomieszczeniach. Bardzo ważne są także zasady higieny, oczyszczanie i odkażanie narzędzi, odzież ochronna, karmienie paszą zabezpieczoną przed dostępem zwierząt wolno żyjących.

Właśnie pod kątem wypełniania wymienionych kryteriów prowadzone są kontrole weterynaryjne. Decyzja o wygaszeniu stada może zostać uchylona, jeśli hodowca spełni wszystkie zasady bioasekuracji. Każdy z przypadków rozpatrywany jest indywidualnie. – Nasze kontrole to forma skutecznej, mam nadzieję, profilaktyki. Staramy się zabezpieczać rolników oraz konsumentów, przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się wirusa w Polsce i Europie. Ogniska choroby nie mogą przeniknąć do dużych stad – stwierdza zastępca powiatowego lekarza weterynarii Lech Melaniuk, zgadzając się z tezą, że najtrudniej będzie dostosować się małym hodowlom, gdzie wprowadzenie bioasekuracji kłóci się z zasadami rentowności.

Rolnik, który otrzymał decyzję o likwidacji, może sprzedać zwierzęta, dokonać uboju na własny użytek, ewentualnie po zabiciu przekazać do zakładu utylizacji. Każde z działań należy konsultować z inspekcją weterynaryjną.

 

Brak alternatywy

Rolnicy są zaskoczeni tempem działań prowadzonych przez Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Łukowie. Mówili o tym podczas spotkań w Łazach, Kosutach i Dąbiu. – Dlaczego nagle trzeba likwidować małe stada? Mnie na bioasekurację nie stać, bo wiąże się ona z ogromnymi kosztami. Z czego będziemy żyć, skoro nie ma pieniędzy na przebranżowienie produkcji? – pytał jeden z rolników. – Wdraża się pewne działania, nie wypracowując żadnej alternatywy. Na pewno się są nią odszkodowania – dodał inny z hodowców.

– Nieznajomość prawa szkodzi – ripostował Lech Melaniuk.

 

Pytanie bez odpowiedzi

Hodowcy nazywają całą sprawę cyrkiem. Ostro na temat postępowania służb weterynaryjnych wypowiada się także starosta łukowski Janusz Kozioł. – Ludzi stawia się przed faktem dokonanym. To niedopuszczalne – podkreśla.

Problem jest bardzo złożony. Inspektorzy działają szybko i zdecydowanie, w myśl schematu kontrola – decyzja, hodowcy natomiast stoją przed dylematem, gdyż wprowadzenie bioasekuracji jest nieopłacalne. Za wygaszenie można otrzymać wprawdzie rekompensatę w postaci odszkodowania, lecz rolnicy woleliby pieniądze na zmianę profilu produkcji. Tych środków jednak nie ma. Inaczej mówiąc, wygasza się stada w małych hodowlach, nie dając rolnikowi żadnej alternatywy. Z czego będzie żył? Na tak postawione pytanie chyba nikt nie zna odpowiedzi. I na tym właśnie polega dramat całej sytuacji.

Marcin Gomółka