Bitwa na głosy
Jak każdy normalny człowiek po prostu wzruszam od niechcenia ramionami, bo każdy ma swój styl i każdy ma prawo realizować się na miarę swoich możliwości. Rzucając się od „dyplomatołków” do „motłochu”, człowiek mieniący się wykształconym ukazuje swoją cokolwiek mętnawą twarz. Jego wyznania zatytułowane „Warto być uczciwym” stają się w takiej sytuacji kolejną baśnią albo czarowaniem rzeczywistości. Można oczywiście zwalić to na karb postępującej starości, ale chyba nie do końca. Zauważmy, że jego wezwania do zachowań kulturalnych i apele skierowane do pewnej części społeczeństwa pojawiają się zazwyczaj, gdy pewna partia, a właściwie jej kierownictwo ma się nie najlepiej. Oznacza to, że mamy do czynienia z działaniem jednak politycznym, a nie tylko z pogranicza dobrego smaku i nienagannej etykiety. Należy zadać tym samym zasadnicze pytanie o cel tego politycznie ukierunkowanego działania. Po cóż to czyni? Owszem, niektórzy zapewne będą twierdzić, że jest to apelowanie w barwnym języku o przywrócenie „wyśnionej jedności narodowej” w czasie ważnych obchodów i świąt. Nie wydaje mi się jednak to prawdą. Bo jak można zagasić pożar, dolewając doń benzyny?
Buczenie a sprawa polska
Tym, co najbardziej rozsierdza dzisiaj naszego „wesołkowatego staruszka”, jest fakt wydawania przez pewną grupę ludzi charakterystycznych odgłosów, szczególnie gdy w czasie świąt narodowych pojawiają się określeni politycy. Ten gest, jakkolwiek ja się w nim nie odnajduję, nie stanowi jednak zagrożenia dla władców, a przynajmniej nie posiada waloru natychmiastowej i krwawej rewolty w świecie polskiej polityki. Ot, po prostu buczą. Powie ktoś, że na cmentarzu nie wypada. Owszem, i nie tylko na cmentarzu. Ale to jest kwestia manier i sposobów artykułowania swoich poglądów. Nie jest to jednak niedopuszczalne w przestrzeni publicznej. Skoro jeden polityk drugiego może nazwać publicznie chamem, a polski sąd uzna to za dopuszczalne (ciekawe, że wyrok działa tylko w jedną stronę, bo gdy drugi spróbuje tego samego, wówczas musi kajać się w telewizji, i to w czasie największej oglądalności), więc skoro tak dopuszcza się w polskim prawie, to dlaczego tłum ludzi nie może sobie po prostu pobuczeć? Nic wielkiego. Problem tkwi więc zupełnie gdzie indziej. Otóż wydaje mi się, a przyznam się, że od pewnego czasu utwierdzam się w swoim przekonaniu, iż wypuszczanie medialne wypowiedzi podobnych do słów Władysława Bartoszewskiego nosi znamiona po prostu prowokacji. Chodzi o sprowokowanie ludzi, by potem można było przedstawiać się w glorii iście wersalskich manier, a przeciwników łajać za wrodzone chamstwo i wyssaną z mlekiem matki mizerię kulturalną.
Wyj wyjcu!
Jasną dla każdego jest rzeczą, iż obrażony człowiek będzie poszukiwał sprawiedliwości. Nie odnajdując jej na normalnej drodze, czyli ścieżce sądowej, a nie mogąc również skorzystać z kodeksu honorowego, wybierze drogę manifestacji. Tak też rzecz ma się z buczeniem. Na marginesie przyznam się, iż nie mogę uwierzyć w całkowitą spontaniczność działania młodego człowieka, który ponoć straszliwie pobił dziennikarza pewnej stacji na Owsiakowym przystanku. Oglądając to wydarzenie, odniosłem wrażenie, że była to kolejna ustawka. Skandujący słowo „Przepraszamy” tłum młodzieży nie przedstawiał wizji nagle ukulturalnionego społeczeństwa, ile raczej spełniał swoisty akt ekspiacji za rozprzestrzenianą w przestrzeni społecznej tezę, iż ta telewizja mija się z prawdą. Uprawomocnienie się tych przeprosin ma zniwelować nośność powyższej tezy i niejako jej zaprzeczyć. Podobnie rzecz ma się z wyczynami przez rocznicą Powstania Warszawskiego. Sprowokowany przez medialnego staruszka tłum po prostu zacznie buczeć, co da asumpt do biadoleń i narzekań nad stanem kulturalnym tej części społeczeństwa, która dziwnym trafem akurat identyfikuje się z opozycją mającą szanse na wygranie następnych wyborów. Potem należy tylko sprawnie ugruntować w społeczeństwie twierdzenie: „My tu usilnie pracujemy i chcemy w powadze dzierżyć ster władzy, a dybią na nas chamy, i to jeszcze podwiezione autobusami na toruńskich numerach rejestracyjnych”. A dalej już samo będzie szło i nie trzeba czekać wiele, by z mediów dowiedzieć się, jak prostą jest droga od buczenia do faszyzmu.
Wesołe jest życie staruszka
Czy można jednak przeciwstawić się takim prowokacjom? Może i tak, tylko po co? W gruncie rzeczy również tłumaczenie się, a za takowe uznana zostanie próba wyciszenia odgłosów tłumu, też stanie się zwycięstwem stronnictwa „manier i ogłady”. Tłumaczysz się, więc jesteś winny. Ja osobiście uważam, że władcy tego świata muszą być uświadamiani przez swoich poddanych o przeżywanych przez nich emocjach. Buczenie może mieć znamiona odwagi cywilnej. I może dlatego, gdy nie da się go ośmieszyć czy wyciszyć, wówczas przystępuje się do aktów natury fizycznej. Na Powązkach pewna panienka dla ostudzenia buczących zaczęła polewać ich wodą z butelki. Nie było o tym w mediach być może dlatego, że nie zostałoby to uznane za zgodne z wersalskimi zachowaniami. Ale było na cmentarzu, bo tam mogło być skuteczne. Ciekawe, co teraz przygotowane będzie dla tych Polaków, którzy 11 listopada postanowią świętować jednak Dzień Niepodległości, a nie radość szczytu klimatycznego? Czyżby butelkę wody zastąpić miała armatka wodna?
Ks. Jacek Świątek