Historia
Bitwa pod Kolanem

Bitwa pod Kolanem

Według doniesienia burmistrza 17 listopada wszedł do Kocka liczący 1,2 tys. osób oddział powstańczy, co wydaje się liczbą przesadzoną. Ok. 13.00 powstańcy aresztowali burmistrza i dwóch ławników.

Ok. 17.00 oddział z aresztowanymi odszedł w nieznanym kierunku. Później okazało się, że urzędnicy zostali zatrzymani i uprowadzeni za nadgorliwość w stosunku do zaborcy. Po przesłuchaniu oraz dochodzeniu w lasach czemiernickich zostali wypuszczeni. Następnego dnia wrócili do miasta. Prawdopodobnie dokonał tego oddział mjr. Józefa Lenieckiego. Dowodził nim były oficer armii carskiej, który przeszedł do powstańców i teraz zastępował Jankowskiego.

Ponieważ mylnie przekręcano jego nazwisko na Liniewski, zastępca podziemnego naczelnika pow. radzyńskiego Józef Seweryn Liniewski miewał z tego powodu komplikacje. Tak o tym zapisał: „Pojawiła się w naszej okolicy nowa partia pod dowództwem Liniewskiego. Zapewne przybrane nazwisko, bo ile razy badałem, czy czasem nie jest jaki mój krewny, zbywał mnie ni tak, ni owak. Miałem jednak z tego nazwiska mały kłopot. Przejeżdżałem przez Parczew, a była forma, że każdy przejezdny musiał się legitymować przed oficerem tzw. stanowym. Był nim kpt. Bobrow. Kiedy przyszedłem meldować się, spojrzał na paszport i mówi: „Może pan jesteś ten Liniewski, co dowodzi partią?” Odpowiadam: „Żebym był tym Liniewskim, to bym na pewno meldować się do pana kapitana nie przyszedł”. „Kto tu pana zna w Parczewie?”

„Wszyscy, zaczynając od burmistrza do ostatniego Żyda”. „Niech pan siada”. Była to pora wychodzenia z kościoła i właśnie przed oknami Bobrowa przechodził pocztmajster Włodarski. Odzywam się – i ten mnie zna. Bobrow go zawołał i pyta: „Kto jest ten pan?”. Odpowiada Włodarski: „Jest to Liniewski z Lejna, niedaleki stąd obywatel”. Dopiero oddał paszport i jechać pozwolił”. 18 listopada 1863 r. doszło do bitwy pod Kolanem. K. Krysiński nawiązał współpracę z przybyłym z guberni grodzieńskiej oddziałem Walerego Wróblewskiego. Połączone siły miały ok. 800 żołnierzy. Liczący 150 jazdy oddział Wróblewskiego został zaatakowany w Kolanie przez kolumnę rosyjską Hryniewieckiego i Kwiecińskiego złożoną z czterech rot piechoty, szwadronu ułanów, sotni Kozaków i dw3óch armat, razem przeszło 700 żołnierzy. Wróblewski cofał się ze swoją kawalerią i wciągał piechotę rosyjską w przygotowaną zasadzkę. Tak o tym zanotował oficer Krysińskiego J.N. Rostworowski: „Nieprzyjaciel zaatakował Litwinów w Kolanie, a ci w nieładzie cofnęli się ku nam, lecz, czując pomoc, niebawem sformowali się i zaczęła się bitwa ogólna. Nasi ustawieni brzegiem lasu, utrzymywali silny ogień”. Jak zapisał inny uczestnik walki: „Rosjanie dostali się pod rzęsisty ogień sztucerów powstańczych. Na komendę „Uchodi” bojcy cofnęli się biegiem. Usłyszano rozkaz „Podawaj orudie” [„wytaczaj działa” – JG]. Wkrótce armaty carskie zaczęły walić do lasu i pod ich osłoną Moskale pospiesznie zabierali rannych i zabitych”. Tymczasem Kozacy i inni kawalerzyści rosyjscy skierowali się na skrzydła w stronę lasu, aby dokonać obejścia powstańców, ale powitał ich znowu skuteczny ogień. Szybko poszli w rozsypkę, zostawiając 20 zabitych i rannych. Nieprzyjaciel cofnął się, chcąc wywabić naszych z lasu, ale to mu się nie udawało. Rostworowski zapisał, że zniecierpliwiony Krysiński: „Kazał mi wziąć jazdę i objechać z nią nieprzyjaciela, a gdy ujrzę rozwinięty sztandar, uderzyć. Tymczasem począł wysuwać swoje kompanie z lasu i rozwijać je przed nieprzyjacielem. Gdy już się znacznie od lasu oddaliły, jazda ros. rzuciła się na nie, lecz one, zwinąwszy się w czworoboki, cofały się ku lasowi i nawet w las zagłębiły. Nieprzyjaciel naciskał je i piechota rzuciła się nawet w las z bagnetem do ataku”. Jak zapamiętał P. Powierza: „Wtedy po stronie polskiej padła komenda: kosynierzy naprzód”. Uczestnik kontrataku wspominał: „Ruszyliśmy jak lawina. Na widok nas Moskale cofnęli się w popłochu i rozsypali po lesie. Zmęczeni całodzienną bitwą nie zdążyli uciekać przed wypoczętymi kosynierami, którzy dopadali ich i rąbali bez litości”. Jak uzupełnił Rostworowski: „Piechota rosyjska została przyjęta ogniem krzyżowym ze strony batalionu Bardeta i będącego w zasadzce Ejtminowicza, że spiesznie wybiegła na pole, a jeden z żołnierzy został na miejscu, dał ognia przeciw swoim i połączył się z naszymi. Wtedy cała nasza piechota wybiegła z lasu z rozwiniętym sztandarem”. P. Powierza dodał do tego opisu: „Rozgrzani powodzeniem kosynierzy popędzili za nieprzyjacielem daleko w pole, kładąc trupem każdego, kto był w tyle”. Na innym odcinku kpt. Leszczyński (jak wspominał później): „ruszył na czele 2 kompanii strzelców z baonu Bardeta, które z takim impetem zaatakowały Rosjan, że ci, porzuciwszy rannych, zabitych i karabiny, umknęli. Samych sztucerów zabrano ok. 50. Wtedy nadszedł czas do akcji kawalerii. Rostworowski wspominał: „Widząc naszą piechotę z rozwiniętym sztandarem, daliśmy ognia i rzucili się na furgony nieprzyjaciela. Jazda więc rosyjska zamiast być użytą przeciw piechocie, musiała spieszyć ku nam. Nie mogliśmy ryzykować starcia z dragonami i ułanami, których była w dwójnasób większa siła, nie licząc Kozaków; kontentując się więc zabraniem dwóch dobrych oficerskich koni, trochę płaszczy i kociołków, jakie były na furgonach, rozsypaliśmy się w tyralierkę i w ten sposób zajmowali nieprzyjaciela.”. Stwierdziwszy, że nadciągają Kwiecińskiemu posiłki z Parczewa, Krysiński nakazał odwrót. Powstańcy stracili 25 osób, wśród których byli zabici i ranni, a wg źródeł polskich Rosjanie pozostawili na placu boju 160 zabitych i rannych. Kawaleria płk. Wróblewskiego zasłoniła odwrót, który odbył się bez pośpiechu po otrzymaniu wsparcia. Rosjanie rozpoczęli ostrzał z dział pustego lasu w Pacholu. Później nie chcieli się przyznać do klęsk pod Rossoszą i Kolanem. M. Pawliszczew fałszywie zapisał: „mjr Hryniewiecki zaatakowany 17 listopada przez bandy Krysińskiego, Bardeta i pewnego Węgra (Alladara) w pobliżu miasteczka Łomazy w pow. bialskim wyparł je z kilku pozycji i wziął szturmem miasteczko Rossosz; powstańcy uszli do lasu, a następnie wycofali się ku Chełmowi”. O Kolanie nie wspomniał.

Józef Geresz