Historia
Bitwa pod Malinówką

Bitwa pod Malinówką

20 listopada 1863 r. rosyjskiemu płk. Borodinowi udało się dogonić zgrupowanie Krysińskiego pod Rudką za Hańskiem.

Celem powstrzymania przeciwnika Krysiński wydzielił batalion mjr. B. Ejtminowicza, a sam - z resztą oddziału i taborem - maszerował na południe w kierunku Łowczy. Gdy doszły go wieści, że nadciągają siły rosyjskie i droga na południe może być odcięta, postanowił wezwać na pomoc oddział Ćwieków i stoczyć walną bitwę. Liczący ok. 800 powstańców oddział Ćwieków, którym dowodził mjr Kozłowski, podchodząc wieczorem 20 listopada z Syczyna do Chutczy, słyszał odgłosy ostatniej potyczki Krysińskiego pod Rudką i zatrzymał się we wsi. W celu wyjaśnienia sytuacji do Rudki został wysłany sześcioosobowy zwiad pod dowództwem wachmistrza Weissa.

 
Niestety, pikieta carska, udając pikietę Krysińskiego, wciągnęła go w zasadzkę i rozbiła. Z sześciu powstańców z rozpoznania wróciło tylko trzech. Jednak wysłana nocą czata od Krysińskiego odnalazła mjr. Kozłowskiego, zawiadamiając go o sytuacji i namawiając do współdziałania.

Gdy rankiem 21 listopada gotowi do akcji Ćwiekowie przybyli do lasu pod Malinówką, bój właśnie się rozpoczynał. Zadziwia odwaga Krysińskiego, który postanowił stoczyć bitwę z przeważającymi siłami nieprzyjaciela. Połączone siły polskie liczyły ok. 1,5 tys. ludzi, podczas gdy przeciwnik dysponował ok. 3 tys. i ściągał dodatkową pomoc. Bitwę rozpoczęli mjr Hryniewiecki i ppłk Kwieciński, obaj z garnizonu z Białej Podlaskiej, oczekując na płk. Borodina. Przez pierwsze dwie godziny z oddziałami polskimi ostrzeliwali się nawzajem. Potem Rosjanie próbowali atakować kawalerią.

Literacki opis tej walki zamieścił Stanisław Strumph-Wojtkiewicz: „W odpowiedzi powstańcy zastosowali w walce przyrząd do wyrzucania rac. Broń ta wprowadziła zamieszanie wśród moskiewskich ułanów. Aż cztery rosyjskie działa zaczęły bić wówczas do rakietowego stołu, ustawionego pośrodku polskiego szyku, skąd wylatywały syczące i gwiżdżące, ogniste rakiety, płosząc i parząc konie. W pewnej chwili polski rakietnik zginął, ale miejsce jego zajął natychmiast ktoś inny i wiele jeszcze rac przepłoszyło swoim świstem i trzaskającymi iskrami kolejne szarże dragonów”.

Następnie mjr Ejtminowicz poderwał z prawego skrzydła swoich kosynierów, prowadząc ich na rosyjskie armaty. Niestety, atak litewskiej piechoty załamał się w ogniu działowym. Krysiński, czuwając nad przebiegiem bitwy i mając dość silne odwody, zdołał opanować sytuację. Po zażartej walce na szable, kosy i bagnety zaczęto spychać nieprzyjaciela z lasu na odkryty teren. Gdy szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę powstańców, na ich tyłach pojawiły się świeże pododdziały płk. Borodina, który nadciągnął z Rudki. Krysiński, chcąc uniknąć okrążenia, wysłał przeciwko nowemu przeciwnikowi oddział Ćwieków z zadaniem zatrzymania go do chwili, kiedy główne siły polskie nie osiągną lasów nad rzeką Uherką. Jednak nad drogą odwrotu panowało zalesione wzgórze, skąd artyleria rosyjska prowadziła morderczy ogień. Podstawowym zadaniem stało się więc zdobycie wzgórza i pozostawienie na nim osłony do czasu ewakuacji głównych sił. Pośród silnego ognia kilkakrotnie zdobywano i tracono wzgórze.

Tak to opisał uczestnik bitwy J.N. Rostworowski: „Trzy razy wydarł się z piersi naszych okrzyk radości, gdyśmy dotykali tych sosen tyloma kulami podziurawionych i tyleż razy słyszeliśmy grzmiące „hura” nieprzyjaciela, gdy wzgórze to odzyskał. Już późnym wieczorem po raz czwarty stanęliśmy na tym wzgórzu. Kompania wyborowa z oddziału Kozłowskiego, strasznie zdziesiątkowana kompania Leszczyńskiego [on sam został ranny – J.G.], naczelnicy, oficerowie, część Litwinów z krwią okrytym Ejtminowiczem na czele, moja komenda, wszystko w poszarpanych o krzaki łachmanach, czarne od dymu, z ostatkiem sił wtargnęło znów w lasek”. Opis ten uzupełnił literacko Strumph-Wojtkiewicz: „Działa wystrzeliły jeszcze raz i umilkły, zadźwięczały bagnety i kosy, rozległ się wrzask ginących, potem chłopski śpiew „Święty Boże”. Za ustępującym wrogiem sypnięto jeszcze gradem kartaczy z jego własnych czterech armat, których jednakże zabrać ze sobą nie było można. Z dziką zawziętością zagwoździli je osmaleni prochem, pokaleczeni, obdarci po całodziennej walce zwycięzcy”. Ale na innych odcinkach walka jeszcze trwała. Mjr Kozłowski raportował później: „Przeszło milę, okrążeni ciągle, musieliśmy się przebijać; walczono nie tylko bagnetami, ale bito się kolbami”.

Także jazda Krysińskiego przebiła się przez uśpiony obóz ppłk. Antuszewicza pod Sawinem. Tak o tym zapisał uczestnik walk: „Ciszę przerwał huk strzałów, zabrzmiały nasze trąbki i konie pomknęły z kopyta. W obozie nieprzyjaciela wszystko wrzało. Pędziliśmy pomiędzy ogniskami i furmankami. Nikt nam drogi nie zastępował. Trąbki i świstawki zwoływały do szeregów uśpionych żołnierzy. Gdzieniegdzie tylko spóźnieni pojedynczo spieszyli do swoich komend. Nie szukaliśmy też bitwy i chodziło nam o to, aby się przedrzeć przez obóz. Co, gdy dopełnionym zostało, rozsypaliśmy się w tyralierkę i poczęli strzelać do obozu. Odpowiadano nam stamtąd na wiwat”.

Dziwacznie o bitwie tej zapisał referent rosyjski Pawliszczew: „Pod Malinówką (…) nasze połączone oddziały zadały Krysińskiemu i Kozłowskiemu okrutną klęskę, położywszy na miejscu ponad 100 ludzi i wziąwszy do niewoli 46, przy stracie z naszej strony nie więcej niż siedmiu. Sami oni obliczają swoje straty na 128 ludzi, za to nasze straty podwyższają do 300 zabitych i rannych”. Burmistrz Sawina w swym raporcie wymienił 43 poległych i 12 rannych powstańców. Krysiński podał, że wziął do niewoli 12 jeńców moskiewskich. Było to więc pyrrusowe zwycięstwo Rosjan. Powstańcy wyszli z okrążenia.

Józef Geresz