Błogosławieni, czyli szczęśliwi
Z prześladowań, oszczerstw, niedostatku, odrzucenia, pogardy? Poza tym: czy śmiech, bogactwo, sytość, akceptacja są złe? Skąd to „biada”? Czy nie ma w tekście (uciekam się do intelektualnej prowokacji) cienia marksistowskiej logiki, wedle której koniecznością dziejową jest społeczna zamiana ról, zemsta, która spadnie na bogatych, sytych – dotąd uciskani wreszcie wyzwolą się (w domyśle i praktyce, co potwierdziła historia: zajmą miejsce dotychczasowych panów, burżujów itp.)! Różnica jest tylko taka, że w nauczaniu Marksa i Lenina „sprawiedliwość” ma się dokonać tu i teraz, w nauczaniu Jezusa perspektywa przesuwa się w stronę wieczności. Dla wielu była zbyt odległa, aby na nią czekać, dlatego pomaszerowali za czerwonym sztandarem.
Racz jasna, Jezus nie był marksistą. Nie chodzi o karę czy odpłatę, tym bardziej zemstę. Bóg nie jest przeciwnikiem dobrobytu i radości. Błogosławieństwa należy czytać w odpowiednim kluczu – Chrystus mówi o nich z perspektywy wieczności, a ona wskazuje konkretny cel: Bóg, niebo. Z niej wszystkie dobra ziemi są względne, choć potrzebne. Jego uczniowie właśnie dlatego będą znienawidzeni przez świat, że idąc za Nim, swoim życiem głoszą wyższość osoby nad rzeczą, zaufania nad wyrachowaniem, współodczuwania nad skoncentrowaniem na sobie i samozadowoleniem. Otrzymają za to wieniec zwycięzcy. „Biada” to przestroga dla tych, którzy nie potrafią/nie chcą zrozumieć, gdzie jest źródło ich nadziei, którzy żyją, jakby Boga nie było. Nienasyceni, zapatrzeni w siebie idą przez życie niczym ślepcy, niepomni przepaści, która przed nimi się rozwiera. Groźnie brzmiące słowa są ostrzeżeniem przed życiem pustym, bezsensownym, gonitwą bez celu. Przed gloryfikowaniem tymczasowości i egoizmu.
„Błogosławieństwa przedstawiają to, czym winien być chrześcijanin” – mówił św. Jan Paweł II w Toronto w 2002 r., podczas Światowych Dni Młodzieży. „Są one portretem ucznia Jezusowego, obrazem tych, którzy przyjęli Królestwo Boże i chcą, aby ich życie było zgodne z wymogami Ewangelii (…). Radość obiecana przez błogosławieństwa jest prawdziwą radością samego Jezusa: radością poszukiwaną i odnalezioną w posłuszeństwie Ojcu i w darze z samego siebie (…). Być błogosławionym znaczy być szczęśliwym”.
To bardzo niepopularna dziś wizja szczęście – inaczej je postrzegamy, inne drogi wiodące do niego wybieramy. Zaczęło się w rajskim ogrodzie, błąd prarodziców przez wieki multiplikuje się w nas. Pan Bóg w swojej wszechmocy to wiedział, dlatego pozostawił w nas swoisty „bezpiecznik” – odkrywaną przez nas samotność, którą tylko On może sobą wypełnić, pragnienie szczęścia, które jest według Jego miary. Stąd szukamy Go, czasem po omacku. Dlatego św. Augustyn mógł napisać: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”.
Siedlanowski Ks. Paweł