Bób, Hummus, Włoszczyzna
Nie brakuje ludzi, którym zależy tak naprawdę tylko na jednym: aby się o nich mówiło. Wszystko jedno co i jak, gdzie i kiedy... Nie ma absolutnie znaczenia, czy będą to słowa zachwytu czy oburzenia, pogardy czy potępienia. Milczenie, brak zauważenia oznacza dla nich publiczny niebyt, medialną śmierć, a wraz z nią utratę kontraktów reklamowych, koniec marzeń o sławie, pieniądzach, władzy. Doskonale zdają sobie z tego sprawę politycy, którzy „wypadli z obiegu”, celebryci, aktorzy i podstarzali rockandrollowcy okupujący tzw. ścianki i mizdrzący się do oblegających ich fotoreporterów, dający „cynk” paparazzim, że oto tego i tego dnia będą robić zakupy w markecie, pokażą się z nowym partnerem/partnerką w parku, zameldują na lotnisku po powrocie z dalekiego tournee albo... i pustymi walizkami. „Przypadkiem” ubrani w podarte dżinsy i bez makijażu dadzą się sfotografować (często nie za darmo, a jakże!) - „przyłapać” na zwyczajnych, ludzkich czynnościach.
„Patrzcie państwo: oto bogowie zstąpili na ziemię i łaskawie zaszczycili swoją obecnością ziemski padół!…”. Ludzie to kupują. Każdego tygodnia tysiące egzemplarzy „kolorowego badziewia” (stanowiącego finał owej gry) trafia pod przysłowiowe polskie strzechy. Czytelnicy konsumują je, trują się toksyczną papką i utwierdzają w przekonaniu, że owe fałszywe refleksy są prawdą objawioną. Że „tamto” życie jest kolorowe, a to nasze… marne, bezbarwne, nudne.
Póki co, nie zanosi się na zmianę gustów i zainteresowań. Słynna Michałowa z „Rancza” – chodząca skarbnica mądrości – powiedziała niegdyś, że „tylko głupi szuka prawdy w kolorowych gazetach i reklamie”. Ale to była Michałowa.
Znani z tego, że są znani
Ale ad rem… Nie o tym miał być dzisiejszy felieton. ...
Ks. Paweł Siedlanowski