Bóg daje nadzieję
Nawet „Suplikacjom” śpiewanym w kościołach (w intencji o pokój) jakoś zabrakło żarliwości i wiary. Wszystko może dlatego, że wojna nie dotknęła nas bezpośrednio - ciągle niebezpieczeństwo jest „gdzieś tam”, w bezpiecznej odległości. Może też z tego powodu Pana Boga również wolimy trzymać „na dystans”. Jakub Maciejewski, korespondent wojenny i publicysta tygodnika „Sieci”, w ostatnim numerze gazety pisał: „W Donbasie nie ma ateistów”. Kiedy idzie się na front, gdy mina rozrywa na strzępy kolegę, z którym przed chwilą paliłeś papierosa, albo gdy mijasz siedmiometrowej głębokości lej po iskanderze i wiesz, że tu był schron, w którym godzinę temu ukrywało się kilkadziesiąt osób, nie sposób nie zadać pytania: „Dlaczego ja przeżyłem?”. Doświadczenie bezradności, wbrew pozorom, nie generuje buntu wobec Niego („Gdybyś był, nie pozwoliłbyś na to!”), ale wzmacnia pewność Jego obecności.
Przynosi pokój. Nawet pozwala przespać noc w ziemiance, gdy niedaleko słychać eksplozje. „«Bóg daje nadzieję» głoszą niebiesko-żółte naklejki widniejące na maskach samochodów w różnych częściach kraju. Daje nadzieję absolutnie wszędzie” – pisze Maciejewski (tekst: „Gdzie jest Bóg w Donbasie”, „Sieci” nr 23, 2022 r., s. 34-35). Paradoksalne? Niekoniecznie.
Bóg daje nadzieję
Inną niż ta „światowa”. Bo też u jej źródeł leży przekonanie, że życie, które mamy, to nie jedyne życie. Nie dadzą jej sojusze wojskowe ani brudne deklaracje państw i ich przywódców, których tak naprawdę interesuje cena gazu, ropy i to, aby powrócił business as usual – czyli, „aby było, jak było”. Reszta się nie liczy. W wymiarze czysto ludzkim pogrzebano ją wraz z Bogiem, dla którego dziś coraz częściej brakuje miejsca w naszej rzeczywistości. ...
Ks. Paweł Siedlanowski