Bóg to nie ściema
Tego stroju używałem na co dzień w swojej pracy. Działałem w policji, w brygadzie antyterrorystycznej. To był mój pancerz fizyczny. Niestety w tamtym czasie nie miałem żadnej zbroi wewnętrznej, duchowej.
Myślę, że byłem wtedy chodzącym trupem. Na zewnątrz wyglądałem świetnie, ale w środku cuchnąłem. Nie chodziłem do kościoła. Nie istniały dla mnie żadne sakramenty. Byłem bardzo daleko od Boga. Żyłem w konkubinacie, w ciężkim grzechu, czasami zdradzałem swoją dziewczynę. Przede wszystkim liczył się dla mnie kult siły. Kiedy brakowało argumentów logicznych, udowadniałem swoje racje przemocą. Szkolenia i to, co miałem w głowie, sprawiały, że byłem gotowy nawet do tego, by zabić drugiego człowieka. Niczego mi wtedy nie brakowało. Byłem młody, cięższy o 15 kg mięśni, wysportowany, szeroki w barkach. Nie narzekałem też na brak pieniędzy. Mimo że pracowałem w policji, dorabiałem staniem na bramkach. Moją pasją były samochody terenowe. Kupowałem coraz lepsze, modyfikując je do jazdy w coraz cięższym terenie. Wydawało mi się, że jestem jak młody bóg.
Kiedy zaczęły się zmiany? Co było tym punktem zwrotnym?
Byłem wtedy na siłowni. Zawsze dużo trenowałem, ale akurat tamtego dnia przygotowywałem się do trzytygodniowych ćwiczeń na poligonie. Na ten zjazd mieli przybyć antyterroryści z całej Polski. Podnosiłem sztangę, ćwicząc tzw. kaptury. W pewnym momencie postanowiłem sprawdzić, czy już trochę „urosły”. Dotykając mięśni, wyczułem dziwne zgrubienie. ...
Agnieszka Wawryniuk