Ból macierzyństwa
Anna i Piotr czekali dwa lata. Świadomie – chcieli zachować pożądaną kolejność, ale przede wszystkim nacieszyć się sobą. Po powrocie z wakacji wszystko stało się jasne. Mąż szalał ze szczęścia. „Będę ojcem!” – obwieścił z dumą swoim rodzicom – przyszłym dziadkom. – Ja byłam nastawiona mniej optymistycznie. Albo inaczej: cieszyłam się, ale nie chciałam zapeszać. Tyle się słyszy o chorobach, trudnych ciążach – relacjonuje mama 2-letniej Aleksandry.
Jednak systematyczne kontrole znacznie poprawiły jej samopoczucie – upewniła się co do płci i zdrowia potomka. „Jak dąb!” – powiedział lekarz. Pozostała słodycz kompletowania wyprawki i planów: jak to w środku nocy będzie zaglądać do łóżeczka i godzinami wpatrywać się w śliczną twarzyczkę nowo narodzonego dziecka albo spacerować po osiedlu z wózkiem, do którego wszyscy zaglądają z zachwytem… Zupełnie jakby sam fakt posiadania dziecka miał zastąpić inne pragnienia. Jakby jego bliskość gwarantowała stan wiecznej euforii.
Baby blues razy dwa!
Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej prozaiczna. – Może problem tkwi w tym, że ja zawsze byłam bardzo poukładana? Lubię mieć sprawy dopięte na ostatni guzik, a tu nagle: trach! – zaznacza Anna. Po czym wspomina: – Wieczorem odeszły mi wody. Pojechaliśmy na oddział. Lekarza nie było już na dyżurze. Podłączyli mnie… – nagle urywa. – Nie będę opowiadać – rzuca, wyjaśniając, iż minęły dwa lata, a trauma wciąż trwa. – Poród był bardzo ciężki. Jak przez mgłę pamiętam kolejne etapy, za to świetnie uczucie niechęci i żalu do Oli, że tak mnie wymęczyła. Zamiast radości od początku dominował płacz. Zaskoczonemu mężowi lekarz tłumaczył, że to baby blues: poporodowe przygnębienie i huśtawka nastrojów, że organizm potrzebuje czasu, by się reaktywować. Tyle że taka chandra mija zwykle po kilkunastu dniach, a moja…
Anka mówi o tygodniach, które przeleżała w łóżku – uczuciu otępienia i wpatrywaniu się w sufit. – Słyszałam, że ona płacze. Ale moja wola nie podążała za instynktem. Przerażała mnie myśl o kąpieli czy przewijaniu. Bywało i tak, że zastanawiałam się, co jej zrobić, by przestała krzyczeć. Mężowi nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że i tak nie zrozumie. A już najgorzej było z teściową – pomstowała, że Bóg skarze mnie za tę znieczulicę. Że zdrowe dziecko to dar, a ja zamiast dziękować, robię łaskę, że w ogóle je urodziłam. Wstydziłam się siebie takiej, ale nie potrafiłam zrobić kroku, by to zmienić. Zupełnie jakby ktoś odarł mnie z godności, jakby macierzyństwo nie było powołaniem, a karą, dopustem Bożym – mówi dalej.
Choć nie byłam supermamą
Annę uratował nie czas, ale ciotka. – Czas tylko pogłębiał mój stan. Po kilku miesiącach odwiedziła nas Helena. A że podobny stan przeżyła w latach, kiedy o rozkładaniu na czynniki pierwsze ludzkiej psychiki nikt by nie pomyślał, rzuciła okiem, posłuchała mojego męża i już wiedziała, co i jak. Później mówiła, że na depresję poporodową najczęściej zapadają kobiety, które żyją aktywnie, a ciąża oznacza kres ich wolności, albo matki po przejściach, tj. poronieniach, martwych ciążach. Tyle że ja nie byłam ani jedną, ani drugą. Przecież bardzo czekałam na to dziecko – zaznacza.
Pod rządami ciotki szybko zaczęły obowiązywać nowe zasady. – Powtarzała, że sprzątanie nie zając, poleciła Piotrowi przejąć część domowych obowiązków. Zaczął mi pomagać przy karmieniu i kąpielach, ale też interesować się moim stanem – wspomina. Helena zaleciła Ance wizytę u fryzjera. Gdy z dzieckiem zostawała ona lub babcia, oboje udawali się na spacer albo do kina. – I choć nie byłam supermamą, powoli budziłam się do życia – przyznaje.
Z perspektywy lat winowajcą swojego stanu czyni świat, który domaga się od współczesnego człowieka, w tym matki, by była najlepsza, -piękniejsza, -mądrzejsza, -czulsza, -wytrwalsza… – Potem wyczytałam gdzieś, że każdy bohater miał swojego pomocnika, np. Don Kichot Sancho Pansę, a ja wszystko chciałam robić sama. Że dziecko woli sztuczne mleko z rąk zrelaksowanej mamy niż zestresowaną, choć karmiącą piersią – podsumowuje.
Zasada złotego środka
Krystyna nie miała tyle szczęścia. Od kilkunastu miesięcy pod opieką psychologa na nowo uczy się sensu słów: wiara w siebie, poświęcenie, zasada złotego środka. Zaszła w ciążę dwa razy. Za pierwszym poroniła, drugą zwieńczyło pojawienie się Jacka. Z jej opowieści wynika, że podobnie jak Anna miała problem z przytuleniem, nakarmieniem, ale przede wszystkim samą sobą. Wcześniej dusza towarzystwa, nagle przestała się rozumieć. – Teraz wiem, że ten, kto nie akceptuje siebie, nie zaakceptuje drugiego. Że jeśli chcesz, by inni cię szanowali, uszanuj siebie. Wtedy dzień zaczynał się od wzajemnych pretensji, a kończył nieodzywaniem. Wydawało mi się, że skoro to ja rodziłam, obowiązkiem męża jest wspierać mnie i być na każde skinienie. Małżeństwo z dnia na dzień popadało w ruinę. A kiedy podczas rozprawy mąż zażądał opieki nad synem, nie oponowałam. Tak, wiem – rzuca w międzyczasie. – Wiem, że nie mogę zwalać wszystkiego na tamten stan, choć rozumiem też, że nieleczona depresja trwa latami, a jedne decyzje pociągają za sobą drugie. Podczas terapii dowiedziałam się, że gdybym otrzymała w porę pomoc, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Ale też, że źródłem mojego stanu były nieuporządkowane relacje z matką. Ona nigdy mnie nie przytuliła, więc i ja podświadomie karałam własne dziecko. Nie potrafiłam odpowiedzieć miłością na miłość…
W świetle statystyk depresja poporodowa dotyka 20% kobiet. Co łączy matki, które na nią zapadają?
Wystąpienie depresji poporodowej zależy od czynników psychologicznych, biologicznych i środowiskowych. Uważa się, że prawdopodobieństwo pojawienia się jej jest wyższe w sytuacjach, gdy występują komplikacje okołoporodowe, a kobiecie brakuje wsparcia otoczenia; rodzice są młodociani i ciąża nie była planowana (niedojrzałość do ojcostwa, macierzyństwa); matka będzie samotnie wychowywać dziecko; urodziło się ono chore lub jest wcześniakiem; kobieta późno zaszła w nieplanowaną ciążę (pojawienie się potomstwa zaburza dotychczasowy, uregulowany tryb życia). Depresja częściej występuje u kobiet, które nie radzą sobie ze stresem i nowymi sytuacjami albo są w konflikcie z partnerem lub w trudnej relacji z matką. Istotnym czynnikiem zwiększającym ryzyko jej wystąpienia okazuje się też przebyty wcześniej epizod depresyjny bądź występowanie depresji poporodowej w przeszłości. Nie bez znaczenia będzie także przebieg ciąży – kwestia jej zagrożenia, czy matce towarzyszył lęk o zdrowie dziecka i wreszcie – czy jest ono kochane od poczęcia – planowane i oczekiwane.
Kobiety, które przeszły przez ten rodzaj depresji, mówią o apatii oraz niechęci do jakiejkolwiek aktywności związanej z opieką nad nowo narodzonym dzieckiem…
Depresja poporodowa to poważna choroba, wymagająca leczenia farmaceutycznego i psychoterapii. Jednak większość kobiet, które rozpoznają u siebie jej objawy, tak naprawdę cierpi na apatię poporodową lub stres pourazowy związany z traumą po przebytym porodzie. Te stany mijają zwykle same, chociaż mogą, gdy matka jest pozbawiona wsparcia najbliższych, doprowadzić do depresji. Objawami depresji poporodowej są: obniżony nastrój, zaburzenia snu, utrata apetytu, płacz bez wyraźnej przyczyny, brak zainteresowania dzieckiem, zaniedbywanie potrzeb swoich i jego, brak odczuwania radości w kontaktach z potomkiem. Dodatkowo objawom tym może towarzyszyć nieustanny lęk o zdrowie swoje i dziecka, niepokój oraz napady paniki, obsesyjne myśli dotyczące skrzywdzenia go, myśli samobójcze, a nawet nieuzasadnione bóle fizyczne.
Wspomniała Pani, że depresja bywa mylona z apatia. Jak je rozróżnić?
Apatia poporodowa, czyli tzw. baby blues, zdarza się o wiele częściej. Dotyczy on 50-80% młodych mam, podczas gdy depresja – ok. 10%. Ma też znacznie łagodniejszy przebieg – sprowadza się głównie do niepokoju o dziecko i niepewności, czy sprosta się nowej roli. Apatia występuje od razu po porodzie i trwa do kilku tygodni, natomiast depresja zaczyna się zwykle ok. 2-3 miesiąca i ciągnie się kilka miesięcy, a nieleczona nawet kilka lat. Apatia jest spowodowana przemęczeniem i wyczerpaniem organizmu matki porodem oraz stresem w związku z nową dla niej sytuacją. Kobiety dotknięte apatią są wprawdzie płaczliwe, smutne i zestresowane, ale nie towarzyszy temu bezsenność ani inne objawy fizjologiczne. Nie mają myśli samobójczych ani poczucia, że zrobią dziecku krzywdę. Nie tracą też kontaktu z nim. Apatia może przejść w depresję poporodową, ale nie zdarza się to często.
Innym, mylonym z depresją, zaburzeniem jest PDST (z ang. posttraumatic stress disorder), czyli zespół pourazowy, szok wywołanym porodem i pobytem w szpitalu. Charakteryzuje się on tym, że nastrojom depresyjno-lękowym towarzyszy silny przymus odtwarzania w myślach porodu oraz opowiadania o jego przebiegu innym osobom. Kobieta może mieć też koszmarne sny związane z porodem, problemy z oglądaniem zabiegów medycznych w filmach, silny opór przed przejściem obok szpitala, lęk przed konsultacją ginekologiczną.
Można zapobiec tym niepożądanym stanom?
Przyczyn depresji poporodowej jest wiele, dlatego nie sposób jej się ustrzec. Można natomiast – przez odpowiednie przygotowanie na przyjęcie dziecka – zmniejszyć ryzyko jej wystąpienia, a wiedząc o pewnych czynnikach z grupy ryzyka, zatroszczyć się wcześniej o swój stan psychofizyczny, np. gdy przyszła mama jest osobą samotną albo w konflikcie z ojcem dziecka, zaszła w nieplanowaną ciąża czy jest ryzyko urodzenia wcześniaka – powinna zawczasu zatroszczyć się o siebie. Już będąc w ciąży, może skorzystać z pomocy psychologa, zmierzyć się z lękiem o siebie i dziecko, nauczyć sposobów radzenia sobie ze stresem. Nie daje to wprawdzie gwarancji, że uchroni się przed depresją, ale nawet będąc w trakcie terapii, szybciej powróci do zdrowia.
ROZMOWA
psycholog Elżbieta Trawkowska-Bryłka
WA