Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Busy wciąż niebezpieczne

Przeróbki pojazdów na własną rękę, przekraczanie dozwolonej prędkości, przewożenie większej liczby pasażerów niż jest miejsc w aucie - to główne grzechy właścicieli i kierowców busów.

Niczego się nie nauczyliśmy – pokazują wyniki kontroli przewoźników osób w kilka tygodni od tragedii, jaka wydarzyła się w Nowym Mieście nad Pilicą. We wtorek, 12 października, przeładowany bus zderzył się z czołowo z ciężarówką. Zginęło 18 pasażerów volkswagena, który powinien przewozić maksymalnie sześć osób. Tragedia wstrząsnęła opinią publiczną. Policja i Inspekcja Transportu Drogowego wytoczyły busom prawdziwą wojnę. Każdego dnia kontrolują setki tych pojazdów. Niestety, wyniki są zatrważające. Pokazują, że takich wypadków może być więcej.

Kontrole wciąż trwają

Na drogach powiatu bialskiego kontrole prowadzono w 13 i 14 października.

– Działania te były elementem ogólnokrajowej akcji BUS, zleconej wszystkim jednostkom przez Komendę Główną Policji w Warszawie, po tragedii, jaka miała miejsce pod Nowym Miastem – tłumaczy asp. Jarosław Janicki, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej. Funkcjonariusze sprawdzili ponad 50 busów. – Nie stwierdziliśmy naruszenia przepisów dotyczących przewożenia osób niezgodnie z przepisami. Wykryto jednak szereg innych nieprawidłowości. Z powodu złego stanu technicznego pojazdów zatrzymaliśmy kilkanaście dowodów rejestracyjnych. Wiele do życzenia pozostawia również wyposażenie busów, które jest niekompletne. Natomiast do grzechów drogowych, które najczęściej popełniają kierowcy, należą przekraczanie dozwolonej prędkości i nieprawidłowe wyprzedzanie – dodaje J. Janicki. Podkreśla również, że kontrole busów na drogach powiatu bialskiego nie zakończyły się wraz z ogólnopolską akcją.

Długa lista grzechów

Kierowcy busów znaleźli się również na celowniku Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Jak podkreśla Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy GITD, jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów inspektorów jest zły stan techniczny busów. – Zatrzymywanych z tego powodu jest około 15% dowodów rejestracyjnych. W przypadku autokarów turystycznych jest to około 7%, czyli dwa razy mniej – dodaje. – Problemem jest też nadmierna prędkość. Swego czasu przeprowadziliśmy eksperyment na trasie Warszawa -Lublin. Przedsiębiorcy mieli wydane zezwolenia, w których były zatwierdzone rozkłady jazdy. Według nich, tę trasę można było pokonać w 2 godz. 30 min. Udowodniliśmy, jadąc za takim busem z wideorejestratorem, o czym kierowca był uprzedzony, że nie łamiąc przepisów tę trasę przejeżdża się w ponad 3 godziny – opowiada rzecznik.

Dodatkową kwestią są przewoźnicy, działający w szarej strefie, bez licencji, zezwoleń i kas fiskalnych. – Niestety, odbywa się to często za aprobatą pasażerów. Kiedy zatrzymujemy takiego busa, podróżni mówią na przykład, że są rodziną albo znajomymi, jadą na przykład na chrzciny czy na wesele i jest to prywatna podróż. Uniemożliwia to interwencję. Prawo bowiem nie pozwala kontrolować im pojazdów zarejestrowanych na mniej niż dziewięć osób – podkreśla A. Gajadhur.

Winni nie tylko kierowcy

Zenon Kopyściński, szef Niezależnego Związku Zawodowego Kierowców twierdzi, że kierowcy łamią przepisy, bo pracują pod presją czasu. – Dzisiejsze rozkłady jazdy były przygotowywane kilka lat temu. Są one zupełnie nieadekwatne do obecnego natężenia ruchu. Kierowcom dokuczają też roboty drogowe. Dlatego nie mogą zdążyć na czas. Z kolei pracodawcy, wiedzą, że kierowcy będą musieli łamać przepisy, by dojechać na czas – podkreśla. Dodaje, że kierowcy bardzo często działają pod presją pasażerów. – Busiarze zwykle pochodzą z małych środowisk. Znają swoich pasażerów. Dlatego kiedy ci proszą, aby zabrał dwie osoby więcej niż pozwalają mu na to przepisy, najczęściej się zgadza. Nie chce bowiem być postrzegany jako osoba nieuczynna – twierdzi Z. Kopyściński. Zaznacza też, że zdaje sobie sprawę z nagminnego zjawiska przekraczania dopuszczalnej liczby pasażerów w pojazdach. Niestety jest za mało inspektorów, by mogli dokładnie to kontrolować. Inspektorat transportu do niedawna zatrudniał tylko 200 osób na całą Polskę. Teraz udało się wywalczyć dodatkowe 60 etatów. Ale to wciąż zbyt mało. Inspektorzy kontrolują głównie ciężarówki i autokary, bo z racji wagi najbardziej niszczą drogi i stanowią najpoważniejsze zagrożenie. Większego zainteresowania busami nigdy nie było.

Zatem za naginanie standardów bezpieczeństwa do granic rozsądku nie sposób winić tylko kierowców. Potrzebne są rozwiązania systemowe, które uchroniłyby ich przed presją ze strony pracodawców. Także sami pasażerowie, którzy widząc załadowane do granic możliwości auto, a jednak starają się wcisnąć do środka, sami przyczyniają się do takiego stanu rzeczy. Tymczasem – jak pokazał wypadek busa w Nowym Mieście – prawa fizyki są nieubłagane.

MD