Komentarze
Cała „prawda” całą dobę

Cała „prawda” całą dobę

W noworoczny wieczór telewizja publiczna powtórzyła, jak świecka tradycja nakazuje, kilka polskich starych filmów, m.in. „C.K. Dezerterów”. Dla zmęczonego balowaniem umysłu to odpoczynek, nie trzeba się bowiem głowić nad zgadywaniem zakończenia, ponieważ doskonale się je zna. Mniejsza o to.

We wspomnianym filmie jest scena, w której adiutant Baldini „wkręca” przed generałem swojego okrutnego plenipotenta. Kiedy zadaje papużce pieprz prawą ręką, ta wiwatuje Najjaśniejszemu Panu, gdy lewą – ptak nagle radykalnie zmienia poglądy, nazywając go idiotą. Okazuje się, że punkt widzenia zależy od ręki, która karmi. Tylko i wyłącznie. O ile stworzeniu stojącemu w rozwoju ewolucyjnym ciut niżej niż człowiek to jeszcze przystoi, o tyle homo sapiens już nie wypada. A takie można odnieść wrażenie, gdy patrzy się na polską rzeczywistość. Konkretnie chodzi o środowisko dziennikarskie.

Biada temu, kto ośmieliłby się to głośno mówić, fałsz nazywać fałszem, lizusostwo lizusostwem, a klakierstwo oddzielać zdecydowanie od zdrowego moralnie osądu. Pacyfikacja jest kwestią czasu. Z „Rzeczpospolitą” się nie udało – przekręt byłby zbyt wielki. (Przy okazji pytanie: jak daleko jesteśmy od Białorusi, skoro nawet dziennikarze z rożnych krajów Europy dostrzegli problem i napisali list w obronie niezależności jednego z nielicznych polskich dzienników, mających odwagę twierdzić, że król jest nagi, który miłościwie nam administrujący chcieli uciszyć). Ale z redaktorem Pospieszalskim i programem „Warto rozmawiać” poszło już gładko. Wedle wiarygodnych informacji niedługo zostanie zdjęty z anteny – rzekomo jako zbyt jednostronny, skrajnie prawicowy i nierzetelny. Tomasz Lis „na  żywo” oczywiście zostanie. Wiadomo: wzór obiektywizmu i niezależności. Monika Olejnik – choć w konkurencyjnej, prywatnej stacji – takiego samego miana też nie straci.

W czym tkwi problem? Każdy ma prawo do swoich poglądów, sympatii politycznych. Więcej: nie wyobrażam sobie sytuacji, że mogłoby być inaczej. Nie ma telewizji, gazet w pełni niezależnych – taka jest okrutna prawda. Każde z tych mediów ma swojego właściciela, który ma swoje interesy, chce w spokoju zarabiać pieniądze i nie doprowadzić do sytuacji, że któregoś dnia o 6.00 rano zwalą mu się pod firmę wszystkie możliwe inspekcje. Jako widz, czytelnik mam jednak prawo do tego, aby informacja była wyraźnie oddzielona od komentarza. Granica ma być czytelna. Problem polega na tym, że ona się dziś dramatycznie zaciera. Jak to niedawno potwierdziła jedna z ekspertyz naszych mediów (wykonana przez niezależną instytucją europejską) polscy dziennikarze na tle swoich kolegów z innych krajów przejawiają zadziwiający pociąg do kreowania rzeczywistości, gdy tymczasem ich podstawowym zadaniem jest ją opisywać. Uparcie przepoczwarzają się w polityków. Choroba, zamiast zmierzać ku końcowi, pogłębia się…

Jan Pospieszalski jest wyrazistym dziennikarzem. Nigdy tego nie ukrywał. Podobnie jak swojej wiary,  poglądów na życie, małżeństwo, rodzinę, stosunku do prawdy. Zanadto kłuł w oczy. Nie mieścił się w demokracji, w której ponoć każdy ma prawo do wolnego wyrażania swoich poglądów. Wierzę, że znajdzie swoje miejsce w nowej dla siebie rzeczywistości. Nam pozostanie Tomasz Lis Super Star, bełkotliwe debaty, z których nic nie wynika i drżenie redaktorów z Woronicza, aby, broń Boże, nie urazić miłościwie nam administrujących folwarkiem zwanym Polską.

Ks. Paweł Siedlanowski