Cały urlop w moich rękach
Trzy kobiety, trzy walizki… Po kilkudziesięciu sekundach spoglądania na siebie z ust jednej z nas pada sakramentalne stwierdzenie: „Przydałby się jakiś mężczyzna”. Nie mija minuta, gdy w drzwiach przedziału pojawia się młody pan: „Usłyszałem, że jestem potrzebny”. Nasz wybawca o skromnej posturze z uśmiechem na ustach bez najmniejszego problemu radzi sobie z tobołkami. W głowach całej trójki kotłuje się kolejna myśl. W końcu jedna z nas wypowiada ją na głos: „Gdzie pan wysiada?”. Sympatyczny pan przyznaje, że w Kutnie. I już wiemy, jak się czuję ktoś, kto był blisko trafienia trójki w totka, ale znowu musiał się obejść smakiem. Nic to, przecież musi być jeszcze jakiś inny mężczyzna w tym wagonie, ba… nawet przedziale, który wysiądzie razem z nami w nadmorskim kurorcie. Póki co jesteśmy we trzy, a miejsc, sądząc po numeracji, ma wystarczyć w sumie dla ośmiu osób. Na kolejnych stacjach wsiadają nowi podróżni. Po kilku godzinach jazdy w przedziale jest już komplet. Na każdego z nas przypada miejsce szerokie na nie więcej niż pół metra. Niemożliwe? A jednak.
Choć już końcówka sierpnia, słońce świeci niemiłosiernie. W sumie powinnam się cieszyć, jadę przecież na urlop. Tym razem PKP poskąpiło firanek, o jakiejkolwiek klimatyzacji tradycyjnie można zapomnieć. Mamy dwie opcje do wyboru: albo się pocimy, albo otwieramy okno i wszystkim urywa głowy. Obie testujemy na przemian.
Udaje mi się na chwilę zdrzemnąć. Śni mi się, że jestem w jednym ze świeżo zakupionych pociągów marki Pendolino, który może rozwinąć prędkość do 275 km/h. Niestety to cudo techniki nie może jeszcze wozić pasażerów. Ciekawskim umożliwiono co najwyżej oglądanie go z bliska. Aby pociąg mógł zacząć kursować, musi przejść wszystkie niezbędne testy i cykl badawczy, a spółka PKP PLK ma za zadanie przygotować linie kolejowe. Złośliwi już stwierdzili, że pendolino wkrótce stanie obok dreamlinera. Z letargu wybudza mnie esemes od kolegi: „Nad morze 11 godzin? To jak ty jedziesz? Przez Zakopane?”.
Jest zatem czas na lekturę. „Odkrywałam w sobie umiejętności, o których istnienie się nie podejrzewałam. Przezwyciężałam trudności. A gdy się udawało, przychodziło uczucie, które kiedyś zapewne towarzyszyło odkrywcom nowych lądów” – chwali się w wywiadzie Dominika Kulczyk-Lubomirska, córka najbogatszego Polaka i żona księcia. Kilka stron dalej bije po oczach hasło jednej z firm odzieżowych w dwóch wersjach językowych: „Be strong, you never know who you are inspiring”. „Bądź silna – być może dla kogoś innego Twoje życie stanowi prawdziwą inspirację!”. W końcu nie wytrzymuję i pytam zaprzyjaźnionego trenera siatkówki, co zrobić, żeby mieć więcej siły w rękach. „Chyba trzeba trochę węgla przerzucić” – stwierdza żartobliwie i dodaje: „Albo kup sobie działkę”. Jednak po chwili ustala cały plan treningowy: „Niestety bez siłowni się nie obejdzie. Kup sobie jakieś małe ciężarki. Zacznij od pompek w domu”. Następnie przekazuje instrukcję robienia pompek przodem, tyłem i z oparciem. Oczywiście pada prośba o relację z wykonania ćwiczeń. Po kilku minutach robi mi się gorąco i cierpną mi ręce. „Nikt nie powiedział, że będzie lekko” – dodaje otuchy przyjaciel.
Nie wiem tylko, czy wystarczy mi samozaparcia do przyszłorocznego urlopu. Bo jeśli nie, znowu będę musiała liczyć na przepełniony przedział wagonowy.
Kinga Ochnio