Po ok. 40 latach przerwy w kościele parafialnym w Niwiskach znów
wystawiono „Pastorałkę”. Widowisko odśpiewane z sercem przez grupę
parafian pod wodzą organisty przypomniało dawne lata. Niejednemu z
widzów zakręciła się łza w oku.
Pastorałka - tak od zawsze mówiło się w Niwiskach na przedstawienie, którego głównymi bohaterami są pasterze odnajdujący nowonarodzonego Jezusa z pomocą „światła z nieba, co się połyskuje”. Stanisława Cepek pamięta pierwszą „Pastorałkę” tak dobrze, jakby to było wczoraj. A to dlatego, że wystąpiła w niej, grając na skrzypcach. Miała wtedy 11 lat. - Wszystko zainicjował Franciszek Gurba, rolnik z Niwisk śpiewający w chórze. To on wynalazł tekst, poprzydzielał role aniołów, pasterzy i prowadził próby, które odbywały się po domach. Przez wiele lat czuwał też nad przedstawieniem w kościele, które obejrzeć można było tylko raz w roku, 24 grudnia, przed Pasterką - opowiada. W widowisku grała razem ze swoim tatą, skrzypkiem samoukiem. - Tego się tak szybko nie zapomina - stwierdza prostolinijnie, odpowiadając na pytanie o to, czy odtworzenie melodii po tylu latach było trudne. Potwierdza to Jerzy Marciszewski, którego F. Gurba wciągnął do zespołu jako chłopaka, powierzając w jednym z kolejnych przedstawień rolę Bartosa.
Pastorałka - tak od zawsze mówiło się w Niwiskach na przedstawienie, którego głównymi bohaterami są pasterze odnajdujący nowonarodzonego Jezusa z pomocą „światła z nieba, co się połyskuje”. Stanisława Cepek pamięta pierwszą „Pastorałkę” tak dobrze, jakby to było wczoraj. A to dlatego, że wystąpiła w niej, grając na skrzypcach. Miała wtedy 11 lat. - Wszystko zainicjował Franciszek Gurba, rolnik z Niwisk śpiewający w chórze. To on wynalazł tekst, poprzydzielał role aniołów, pasterzy i prowadził próby, które odbywały się po domach. Przez wiele lat czuwał też nad przedstawieniem w kościele, które obejrzeć można było tylko raz w roku, 24 grudnia, przed Pasterką - opowiada. W widowisku grała razem ze swoim tatą, skrzypkiem samoukiem. - Tego się tak szybko nie zapomina - stwierdza prostolinijnie, odpowiadając na pytanie o to, czy odtworzenie melodii po tylu latach było trudne. Potwierdza to Jerzy Marciszewski, którego F. Gurba wciągnął do zespołu jako chłopaka, powierzając w jednym z kolejnych przedstawień rolę Bartosa.