Pisanie dzisiaj o „wyczynie” ks. Charamsy jest cokolwiek nudnawe. Wychodzące na jaw działania owego księdza wskazują wybitnie nie tylko na interesowny charakter jego „ujawnienia się”, ale również ośmieszają periodyki, które iście zaślepione chęcią dokopania Kościołowi (nieważne z jakich pobudek - czy ideologicznych, czy tylko pragmatyczno-wyborczych) nie zauważyły, jak dają się wkręcać żądnemu eventu byłemu urzędnikowi watykańskiemu.
Można oczywiście skonstatować, że taki mamy świat (jak klimat) i trudno dziwić się w końcu zanurzonemu w nim (być może tylko po szyję) człowiekowi. Faktem jednak jest, że miało to miejsce, a wielu dzisiaj jeszcze bierze tegoż człowieka za odnośnik dla oceny Kościoła i wierzących (o duchowieństwie nie wspominając).
Można oczywiście skonstatować, że taki mamy świat (jak klimat) i trudno dziwić się w końcu zanurzonemu w nim (być może tylko po szyję) człowiekowi. Faktem jednak jest, że miało to miejsce, a wielu dzisiaj jeszcze bierze tegoż człowieka za odnośnik dla oceny Kościoła i wierzących (o duchowieństwie nie wspominając).