Kościół
29/2018 (1201) 2018-07-18
Kiedyś ludzie przychodzili do klasztoru i zostawiali na furcie kartki z prośbą o modlitwę wstawienniczą. Dziś zakony wychodzą naprzeciw potrzebom współczesnego człowieka, wykorzystując w tym celu nowoczesne technologie. Internetowym pośrednictwem między ziemią a niebem zajmują się niemal wszystkie zgromadzenia.

- Kiedy po raz trzeci Pan Bóg zesłał nam dar życia, byłam już po 40. W dodatku miałam kłopoty ze zdrowiem - opowiada Anna, radca prawny. - Poprosiłam znajomych o modlitwę. Wtedy przyjaciółka powiedziała, że w mojej intencji szturmują niebo siostry karmelitanki. Obudziły się we mnie nowe siły. Lekarz kręcił głową przy rutynowych badaniach, a ja wiedziałam, iż będzie dobrze, bo siostry codziennie proszą Boga o łaskę życia i zdrowia dla nas - dodaje. Dziś jej synek ma cztery lata. Imię dostał po św. Janie od Krzyża, karmelicie. - A ss. karmelitanki, choć nigdy ich nie poznałam, są duchowymi mamami naszego Jasia - twierdzi Anna.
28/2018 (1200) 2018-07-11
Każdy święty ma swój czas. W ostatnich latach serca ludzi na całym świecie szturmem zdobywa o. Dolindo Ruotolo. Kapłan przemierzający ulice Neapolu z czarną torbą, w której nosił kamienie. „To skarby dla zbawienia dusz, aniołeczki” - tłumaczył zaczepiającym go dzieciom. Przy tym gigant pokory i posłuszeństwa.

I choć nie jest jeszcze ani świętym, ani błogosławionym do jego grobu w Neapolu docierają setki pielgrzymów, a modlitwa podyktowana mu przez Jezusa „Jezu, Ty się tym zajmij” zatacza coraz szersze kręgi. Ci, którzy mieli szczęście osobiście spotkać padre Ruotolo, twierdzą, że już za życia był święty. „Święci Antoni, Franciszek czy Augustyn - oni wszyscy najpierw wiedli ziemskie, czasem wręcz upojne życie, a potem nawracali się i stawali świętymi. Ks. Dolindo świętym się urodził” - tak o duchownym napisała Grazzia Ruotolo, jego najbliższa żyjąca krewna, która wzrastała przy tym niezwykłym kapłanie.
28/2018 (1200) 2018-07-11
Osoby, które zawierzyły Maryi, mówią o łaskach spływających na nich za Jej przyczyną. Nosząc Jej szatę - szkaplerz, mają świadomość, że może ogarnąć Ona całe życie człowieka.

Bogumiła Fedoruk z Białej Podlaskiej, w której rodzinie od zawsze żywy był kult Matki Bożej, daje świadectwo przylgnięcia do najlepszej z Matek. Od czasów dzieciństwa, jak opowiada, udział w nabożeństwach maryjnych, np. majowych, był niejako obowiązkiem, wypełnianym bez zbędnej niechęci. Pamięta też dekorowanie kapliczki uzbieranymi wcześniej na łące kwiatami. Matkę kojarzyła z Maryją. - Moi rodzice do tej pory są dla mnie wzorem miłości do Matki Bożej - wyznaje pani Bogumiła. - Dzięki ich modlitwie zostałam uzdrowiona. Kiedy byłam dzieckiem, wraz z rodzicami odmawialiśmy, szczególnie wieczorem, modlitwę szkaplerzną.
27/2018 (1199) 2018-07-04
Moje serce zawsze jest w Polsce - powtarzał ks. infułat dr Antoni Chojecki niezależnie od miejsca, w które rzucił go los. Nigdy nie czuł się jednak tułaczem. Potrafił - zachowując wierność powołaniu - każdą życiową okoliczność obrócić w dobro. - Pan wzywa nas przecież do pomnażania talentów - uzasadniał.

Urodził się 5 sierpnia 1905 r. w Bzowie (parafia Zbuczyn). Uczył się w Gimnazjum im. St. Żółkiewskiego w Siedlcach, a następnie w Liceum Księży Salezjanów w Białej Podlaskiej. W curriculum vitae napisał: „Wreszcie w roku 1923 nadeszła upragniona chwila dla mnie - przekroczyłem furtę seminarium duchownego w Janowie Podlaskim, by tu w zaciszu przygotowywać się do pracy w Winnicy Pańskiej”. Po upływie dwóch lat, widząc w młodym studencie potencjał intelektualny, ksiądz biskup zadecydował o wysłaniu go na studia w Papieskim Międzynarodowym Instytucie Angelicum w Rzymie. Pokrycia kosztów utrzymania podjął się Zygmunt Ścibor-Marchocki, właściciel majątku w Krzesku, znany filantrop.
27/2018 (1199) 2018-07-04
Historia stryja jest fascynująca - mówi Teresa Tchórzewska, bratanica ks. infułata Antoniego Chojeckiego. Rodzinne wspomnienia uzupełniają opowieść o nim o fakty, których nie da się wyczytać między wierszami oficjalnej biografii.

Rozmowę zaczynamy od… zdartych butów księdza Antoniego. Pewnego razu, będąc w Polsce, poprosił ją o zaniesienie do naprawy jego pantofli. Szewc rzucił na nie okiem i uśmiechnął się: „Z nimi nic się już nie da zrobić”. - W pewnym sensie stryj był duchowym synem bp. I. Świrskiego, np. prosił siostry posługujące w domu księdza biskupa o cerowanie koszul. Nie wynikało to ze skąpstwa, tylko z oszczędności i potrzeby pomagania innym - tłumaczy. I dodaje, że skromność to klucz do zrozumienia księdza, który doszedł do fortuny, ale sam nie miał niczego.
26/2018 (1198) 2018-06-27
2 lipca w sanktuarium Matki Bożej w Kodniu odbędzie się Diecezjalny Dzień Chorych. Ojcowie oblaci zapraszają do wspólnej modlitwy i czuwania razem z Maryją i znakami zbawienia.

Uroczystość zbiega się z liturgicznym wspomnieniem Matki Bożej Kodeńskiej. Lipcowy odpust, organizowany od 84 lat, jest pierwszym z serii dużych odpustów i co roku gromadzi kilka tysięcy osób. O początki tej tradycji zapytaliśmy ojców oblatów. Trzeba było zajrzeć do archiwum… - Mam przed sobą kronikę z 1927 r. Widnieje na niej napis: „Kodeks historicus Koden”. Udało się znaleźć nam wpis z 1934 r., sporządzony przez ówczesnego superiora o. Franciszka Kowalskiego. Czytamy tam m.in.: Zrobiłem porządek, ogłosiłem odpusty chorych na 2 lipca, matek z dziećmi na 16 lipca (…). Tymczasem były już rozesłane zaproszenia na odpust chorych dla księży proboszczów, których prosiłem o podanie liczby chorych, którzy chcą przybyć do Kodnia.
26/2018 (1198) 2018-06-27
Szczęść Boże. Mam pytanie do księdza o stanowisko Kościoła w sprawie rzeczy poświęconych, przeznaczonych do wyrzucenia. Mam w domu stare obrazy, które nie nadają się już do powieszenia na ścianie. Rodzice uczyli mnie, że to, co poświęcone, a da się spalić, to palimy. Ale co zrobić ze szkłem z obrazu albo ze starymi łańcuszkami, medalikami, które były święcone? Z góry dziękuję za odpowiedź. Małgorzata

Z takim problemem zetknął się zapewne każdy. Rzeczy się zużywają, ulegają zniszczeniu. Bywa, że do współczesnego wystroju wnętrza nie pasują stare, wyblakłe obrazy (choć spotyka się sytuacje, że takowe traktowane są jak cenne pamiątki po rodzicach, dziadkach, pradziadkach itd.; odnawia się je, „przepakowuje” w nowe ramy). Wytarte różańce (co zawsze nobilituje właściciela i bez wątpienia może być powodem do dumy!) zastępowane są nowymi, stanowiącymi pamiątki z wizyt w sanktuariach maryjnych Europy, z pielgrzymki do Ziemi Świętej itd. Problem, na który zwraca uwagę pani Małgorzata, chciałbym poszerzyć o dylematy innej Czytelniczki, która niedawno pytała, co robić np. z kartkami świątecznymi (zawierającymi motywy religijne), obrazkami przedstawiającymi świętych czy nawet archiwalnymi numerami katolickich tygodników, gdzie na pierwszej stronie był umieszczany np. wizerunek Jezusa Miłosiernego.
25/2018 (1197) 2018-06-20
Za nami kolejne Jerycho Młodych. Tegorocznej edycji patronował św. Stanisław Kostka. Spotkanie, które minęło pod znakiem modlitwy i tańca, zgromadziło ok. 700 osób.

Rozpoczęło się wieczorem 15 czerwca od uroczystego wniesienia na pratulińską scenę relikwii św. Stanisława. W programie spotkania była konferencja, adoracja Najświętszego Sakramentu i nabożeństwo pokutne przygotowujące do sakramentu spowiedzi. Następnie młodzi udali się do namiotów. Sobotę rozpoczęli od śpiewu jutrzni. Kolejnym punktem była konferencja wygłoszona przez ks. Radosława Piotrowskiego. Kapłan przypominał zgromadzonych, że nie ma na świecie człowieka, który nie otrzymałby od Boga jakiegoś talentu. Przed południem na scenę wskoczyli Piotrek i Jacek z grupy „Wyrwani z Niewoli”. Goście Jerycha najpierw zaprosili młodych do wspólnego tańca. Potem swoim świadectwem podzielił się Piotrek.
25/2018 (1197) 2018-06-20
Ktoś wypowiedział intrygujące zdanie - zanotowałem je sobie, bo dobrze tłumaczy istotę rzeczy: „przypadek to świecka nazwa Ducha Świętego”. Skłonni jesteśmy postrzegać rzeczywistość jako zbiór pozornie nieuporządkowanych wydarzeń, spraw na pierwszy rzut oka niekompatybilnych ze sobą. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że wszystko składa się w logiczną całość.

Jechałem samochodem z Wrocławia - wspomina Mariusz. - Wracałem do domu. To dobrych parę setek kilometrów, nic więc dziwnego, że zmęczenie dawało o sobie coraz mocniej znać. W którymś momencie droga zaczęła biec przez las. I wtedy usłyszałem wewnętrzny mocny głos: „zwolnij!”. Na liczniku prędkościomierza była „osiemdziesiątka”. Zdziwiony, zdezorientowany zwolniłem do 60 km/h. Za chwilę znów usłyszałem to samo przynaglenie: „zwolnij!”. Bez przesady, pomyślałem. Ale niech tam… zdjąłem nogę z gazu. W pewnej chwili wjechałem w ostry zakręt. I… wcisnąłem mocno hamulec!
24/2018 (1196) 2018-06-13
Gdy w roku 1865 papież Pius IX wyraził zgodę na przeniesienie słynącej cudami ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy do odbudowanego przez ojców redemptorystów dawnego kościoła św. Mateusza na via Merulana nieopodal bazyliki Matki Bożej Większej, powiedział do przełożonego generalnego zakonników o. Mikołaja Maurona: „Uczyńcie ją znaną na całym świecie”. Prośba została spełniona.

W wielu świątyniach naszej diecezji istnieje kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wierni każdego tygodnia, zazwyczaj w środę, uczestniczą w nowennie ku Jej czci, czytane są prośby. Ikona wrosła niejako w podlaski duchowy krajobraz, stała się jego integralnym elementem - znakiem swoiście rozumianej stabilności: skoro czuwa nad nami Ta, która jest gotowa nieustannie pomagać, nie mamy się czego bać… Niezwykła jest historia obrazu, rozwój kultu. Mało kto wie, że jest on podobny do historii wizerunku kodeńskiego: w tle kradzież, wielka miłość do Matki Jezusa i wdzięczność za uratowanie życia, potem zapomnienie i znów wywyższenie. Dzieje nakładają się na burzliwą historię naszego kontynentu, ale też wykraczają poza jego granice.