Opinie
36/2019 (1259) 2019-09-03
Telefon z zaproszeniem na bezpłatne badania czy prezentację kołder nowej generacji lub garnków o cudownych właściwościach powinien obudzić w nas czujność. Dlaczego? Bo zazwyczaj kryje się za tym pokaz bardzo drogich produktów, których zakup kończy się rachunkiem opiewającym na tysiące złotych, zaciągniętym kredytem, długami, a nawet sprawą w sądzie.

Scenariusz zwykle jest podobny. Zaczyna się od telefonu. Najczęściej na numer stacjonarny, bo emeryci zazwyczaj go posiadają. Do starszej osoby dzwoni telemarketer i zaprasza na bezpłatne badania lekarskie, pokaz kulinarny lub rewolucyjnego urządzenia mającego uchronić jego posiadacza przed wszelkimi chorobami cywilizacyjnymi, w tym cukrzycą, miażdżycą i nowotworami, oraz zapewnić mu lepszą sylwetkę, sprawność i wigor. A jeśli dla zapraszanego to mało, telefonujący ma w zanadrzu dodatkowe argumenty. Dobitnie podkreśla, że zaproszenie na pokaz jest nagrodą, wyróżnieniem, łutem szczęścia, z którego po prostu nie sposób nie skorzystać, bo taka okazja może się już nie powtórzyć. Ostatecznym argumentem są darmowy poczęstunek i gwarantowane prezenty dla wszystkich uczestników pokazu: parasole, zegarki, czajniki elektryczne, miniodkurzacze oraz możliwość otrzymania cenniejszego podarunku w przypadku przyprowadzenia ze sobą osób towarzyszących.
35/2019 (1258) 2019-08-28
Od lat nie milkną dyskusje, jaka powinna być szkoła. Obawiam się, że nawet pracownicy ministerialni mieliby kłopot ze zliczeniem reform, zmian podstawy programowej, które w międzyczasie się dokonały. Za każdym razem miało być lepiej, bardziej adekwatnie do nowych wyzwań, bezpieczniej.

Trudno nie odnieść wrażenia, że szkoła od jakiegoś czasu stała się elementem przetargowym w walce politycznej, nauczyciele zaś - zakładnikami sporu. Ostatnie strajki (ponoć mają znów się rozpocząć tuż przed wyborami) dobitnie to pokazały. Uczniowie, rodzice liczą się coraz mniej. Z drugiej strony rację mają nauczyciele, którym coraz trudniej zaakceptować sytuację, gdy są poniewierani, ośmieszani. Przybywa praw, jakie mają dzieci i młodzież, odwrotnie proporcjonalnie do obowiązków, które nakłada na nie system edukacji. Coraz trudniej dźwigać roszczeniowość rodziców, ich agresję, traktowanie szkoły jak pralki automatycznej: rano odstawia się do niej pociechy, odbiera po południu, uważając „temat” wychowania, nauki za zamknięty. Szkoła ma wychować, wprowadzić w dorosłość, nierzadko zastąpić rodzinę. Rodzice, zbyt zajęci sobą, nierzadko zmagający się ze swoimi problemami, wymagają, aby dzieci w domu były „bezobsługowe”. A że tak się nie da? Tym gorzej dla szkoły.
35/2019 (1258) 2019-08-28
Chcą żyć długo i szczęśliwie, ale - co najważniejsze - wyznając wspólne wartości. Coraz częściej odnajdują się na katolickich portalach randkowych.

Choć podobno to przeciwieństwa się przyciągają, w tym obszarze trudno zbudować dobrą relację na nich opartą. W dzisiejszych czasach osób żyjących samotnie jest więcej niż choćby dziesięć lat temu. Już nie są starymi pannami i kawalerami, ale singlami. I nie tylko o wydźwięk nazwy tu chodzi. Dziś młodzi ludzie (i nie tylko młodzi) chcą świadomie podjąć decyzję, z kim spędzą resztę życia i czy będą patrzeć razem w tym samym kierunku. Justyna, jak wiele jej koleżanek, po szkole postawiła na pracę. - Wyjechałam do Anglii szlifować język, kończyć kolejne kursy i studia, zaś życie towarzyskie odłożyłam na później - mówi, przyznając, że nie pomyślała, iż „później” może oznaczać „za późno”. - Po powrocie do kraju okazało się, że koleżanki i koledzy pobrali się, mają dzieci, a ja nie mam z kim się spotkać wieczorem, wyjść do kina. Owszem, poznałam kilku chłopaków, ale nie interesował mnie luźny związek, bo zostałam wychowana w rodzinie, dla której wartości katolickie zawsze stały na pierwszym miejscu - dodaje.
34/2019 (1257) 2019-08-21
Co mieszkańcy naszych podlaskich i mazowieckich wiosek i miast myślą, patrząc na kolorowych przebierańców, wożonych autokarami z miasta do miasta na tzw. parady równości?

- Śmieszni ludzie nie do końca rozumiejący swoje motywacje. Rozpieszczona „gówniarzeria”, sfrustrowani esbecy, którym obniżono emerytury i są „przeciw” wszystkiemu, co związane z aktualną władzą. Nie warto się nimi przejmować... - powtarza wielu moich rozmówców. Czy aby na pewno? Gdy na początku lat 30 ubiegłego wieku na scenie politycznej Niemiec pojawił się mały człowieczek ze śmiesznym wąsikiem, do tego faktu niewielu przywiązywało większą wagę. Ot, incydent bez znaczenia. Owszem, miał niewątpliwy talent oratorski i mówił to, co Niemcy - zmęczone wojną i upokorzone postanowieniami Traktatu Wersalskiego - chcieli usłyszeć. Volks miał być znów wielki! Miał powstać z klęczek i poczuć na nowo germańską dumę utrąconą podczas wojennej pożogi!
34/2019 (1257) 2019-08-21
Ks. Wiktor Sopyła (1905-1983), więzień Dachau, wieloletni proboszcz parafii w Gręzówce, budowniczy kościoła, na każdym kroku szerzył kult Maryi, rozdając niezliczone ilości obrazków z obliczem Czarnej Madonny i głosząc kazania, w których zachęcał do zawierzenia najlepszej z Matek.

Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej obchodzimy 26 sierpnia jako dziękczynienie za szczególną rolę Maryi w dziejach całego narodu i okazję do złożenia hołdu Matce Bożej w Jej jasnogórskim wizerunku. Wielkim czcicielem Matki Bożej Częstochowskiej był ks. W. Sopyła. To Maryi, której zaufał bezgranicznie w najcięższych chwilach, przypisywał cudowne ocalenie z kaźni jenieckich obozów w Niemczech - Orienburgu i Dachau - w których spędził ponad pięć lat. Po powrocie do Polski we wrześniu 1945 r. swoją kapłańską posługą spłacał zaciągnięty u Niej dług. Po wojnie ks. W. Sopyła został skierowany do Gręzówki. Jako proboszcz zastąpił tutaj swego brata - Ignacego Sopyłę, który stał na czele parafii pw. św. Huberta, powołanej tuż przed wybuchem II wojny światowej, w listopadzie 1938 r.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Uważamy się za uczciwych, ale… Gdy kasjerka wyda za dużo reszty, już niekoniecznie chcemy się przyznać. Praca na czarno? Czemu nie, przecież państwo i tak mnie okrada.

- Kiedyś w dużym sklepie budowlanym kasjerka nie nabiła nam jednej rzeczy za ok. 800 zł - opowiada pani Anna, która, jak przyznaje, zawsze uważała się za osobę uczciwą. - Jednak w tamtym momencie pomyślałam: super, choć jedna rzecz wyszła gratis przy tych wielkich wydatkach, jakie ponieśliśmy na remont mieszkania. Ale co chwila wracała natrętna myśl: to jednak nieuczciwe, powinnam oddać te pieniądze itp. Z drugiej strony od razu przychodziło usprawiedliwienie: przecież, patrząc na sklepowe ceny, to oni nas okradają, więc sprawiedliwości stało się zadość; oni nie zbiednieją, a dla mnie to sporo itp. Jednak chyba nie do końca te podszepty przyniosły efekt, bo, jak widać, minęło pięć lat, a ja wciąż czuję kaca moralnego - dodaje nie ze śmiechem, a nietęgą miną. Niezależnie od statusu materialnego, wykształcenia, zajmowanej pozycji, prawie każdy ma w tej sferze coś na sumieniu. A przykłady można wyliczać w nieskończoność.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Rehabilitacja przynosi efekty i grupa ludzi wyłącznie migających - na szczęście - sukcesywnie się zmniejsza. - Może w niedługim czasie okaże się, że Polski Związek Głuchych zamieni się w Polski Związek Niedosłyszących? Oby! - komentuje Alicja Zasuwik, prezes siedleckiego koła PZG.

Koło terenowe Polskiego Związku Głuchych w Siedlcach istnieje od 1977 r. - Na początku funkcjonowaliśmy w strukturach oddziału mazowieckiego. W 2012 r. podjęliśmy starania o uzyskanie własnej osobowości prawnej. Odkąd mamy wpis w KRS, działamy samodzielnie. Niemniej punktem odniesienia pozostaje dla nas ogólnopolski statut PZG, a pieczę merytoryczną nad aktywnością siedleckiego koła sprawuje oddział mazowiecki - wyjaśnia A. Zasuwik. Pani prezes nie ukrywa, że uzyskanie osobowości prawnej znacząco ułatwiło im pracę, dając m.in. większą swobodę w aplikowaniu o środki finansowe w ramach dotacji czy przystępowaniu do konkursów. Jaką formę wsparcia oferuje PZG? Które z realizowanych przez koło projektów cieszą się największym zainteresowaniem?
32/2019 (1255) 2019-08-07
Małe buteleczki z alkoholem, tzw. małpki, można było kupić w sklepach monopolowych praktycznie od zawsze. Długo nie cieszyły się zbyt wielką popularnością, bo - wiadomo - większy może więcej. Przeliczając, wychodziły drożej niż klasyczna „połówka”, „siódemka” czy poważnie wglądający litr. Dziś sytuacja diametralnie się odwróciła.

Od kilku lat mamy wręcz do czynienia z eksplozją popularności „małpek” przy utrzymującej się jednocześnie na stałym poziomie sprzedały mocnych alkoholi w klasycznych butelkach! Według opublikowanego w kwietniu br. raportu z badań rynku, wykonanego przez firmę Synergion, Polacy kupują rocznie ok. 1 miliarda małych buteleczek wódki (bądź innych alkoholi na bazie spirytusu)! Wyliczono, że średnio dziennie sięga po nie blisko 3 miliony osób. Dane zakwestionował Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, opierając się z kolei na wynikach badań Nielsenena i oceniając, że podane liczby zostały dwukrotnie zawyżone. Wynika z nich, że roczna sprzedaż małych formatów wyniosła w 2018 r. w Polsce 510 mln sztuk, z czego butelek o pojemności do 90 ml - 18,5 mln, 100 ml - 284,5 mln, a 200 ml - 207 mln.
32/2019 (1255) 2019-08-07
Niektóre o chorobie właśnie się dowiedziały, inne są w trakcie leczenia lub już je zakończyły. W RakOut chcą o tym rozmawiać, ale przede wszystkim działać!

Choć formalnie jeszcze nie są stowarzyszeniem, bo właśnie czekają na wpis do KRS, o ich działaniach już jest głośno. Głównie za sprawą facebooka, gdzie szukają pomocnych dłoni. Na każdy post z prośbą o wsparcie natychmiast pojawiają sie odpowiedzi. Florystyka do nowego projektu? Jest! Kosmetyczki, które za darmo wykonają makijaż permanentny? Są! Czy znajdzie się grafik, co po godzinach wesprze dziewczyny? Jasne! Na razie jest ich 25, ale ciągle pojawiają się nowe twarze. Najmłodsza ma 24 lata, najstarsza 50, jednak wiek nie gra roli, gdy ma się wspólny cel. Zgodnie przyznają, że nikt nie jest w stanie zrozumieć ich tak, jak one siebie nawzajem. Podczas comiesięcznych spotkań zamykają się w restauracyjnej sali. Czasem zdejmują peruki, pokazują blizny po operacji. Nikt nie ma oporów, nikt się nie wstydzi.
31/2019 (1254) 2019-07-31
Spsiała nam rzeczywistość. Zubożała. Śmieciowe jedzenie, śmieciowa elita, śmieciowy język. Nikt nie jest święty, każdemu kiedyś wypsnęło się to i owo. Problem w tym, że dziś bluzgi trafiły na salony. I stanowią normalny sposób komunikacji.

Kto miał okazję uczestniczyć w dobrym kursie językowym, ten wie, że nie może na nim zabraknąć lekcji, której zazwyczaj nie ma w oficjalnym programie. Rzecz w tym, że praktycznie każda nacja posiada w swoim zasobie leksykalnym przekleństwa, wulgaryzmy. Chodzi o to, aby nie uśmiechać się jak łysy do grzebienia, gdy ktoś nam „zasadza” bluzgi, a my w tym czasie gorączkowo będziemy zastanawiali się, dlaczego owych barwnych zbitek sylab nie było w ugrzecznionych podręcznikowych czytankach. Albo żeby uniknąć sytuacji, której osobiście doświadczyłem swego czasu, przedstawiając się rodowitym Włochom, z uśmiechem (i dumą) tłumacząc, że studiuję na KUL. W swojej naiwności (jak też przy ówczesnej marnej znajomości mowy Dantego) nie wiedziałem, dlaczego oczy moich rozmówców powiększają się ze zdziwienia. Dopiero ktoś litościwy wyjaśnił, że „culo” znaczy „dupa”. Cóż, podróże kształcą.