Sport
Źródło: M
Źródło: M

Charakter i odpowiedzialność

Bardziej chcę się skoncentrować na pracy trenerskiej, kończę bowiem kurs UEFA Pro i mogę podzielić się doświadczeniami z mojej gry w klubach ekstraklasy i zagranicznych. Co do występów na boisku, to pomogę na tyle, na ile będę potrzebny zespołowi.

Jak to się stało, że znalazł się Pan w klubie z Siedlec?

Podczas gali piłkarskiej tygodnika „Piłka Nożna” w lutym tego roku spotkałem się z prezesem Pogoni Jackiem Kozaczyńskim i tak od słowa do słowa zgadaliśmy się, że może będę w stanie pomóc Pogoni.

Co chciałby Pan osiągnąć w klubie z Siedlec jako piłkarz i szkoleniowiec?

Bardziej chcę się skoncentrować na pracy trenerskiej, kończę bowiem kurs UEFA Pro i mogę podzielić się doświadczeniami z mojej gry w klubach ekstraklasy i zagranicznych. Co do występów na boisku, to pomogę na tyle, na ile będę potrzebny zespołowi. Wprawdzie przez rok nie grałem, ale starałem się utrzymać kondycję. Oczywiście nie chcę blokować miejsca młodszym piłkarzom i jeżeli będą lepsi, ustąpię im miejsca.

W przyszłości myśli Pan o pracy z młodzieżą czy raczej z seniorami?

Zobaczymy jak to się wszystko się ułoży, ale z młodymi adeptami piłki także lubię pracować.

Dużo mówi się na temat podejścia polskich piłkarzy do swoich zajęć i obowiązków. Pan grał w pięciu krajach, jak zatem wygląda porównanie rodzimych zawodników i tych z innych państw?

Zależy od kraju. Ciekawe są obserwacje z Wysp Brytyjskich. Wiadomo, jak duże pieniądze zarabiają tam piłkarze, zwłaszcza w Premier League. Grając w zespole z niższej klasy rozgrywkowej, zauważyłem, jak dla każdego piłkarza ważne jest dążenie, by zagrać w tej najwyższej lidze. Kiedy przychodziłem do klubu dwie godziny wcześniej, to zawodnicy już trenowali – czy to na boisku, czy na siłowni – sami sobie aplikując zajęcia. Podobnie po treningach; byłem zszokowany, kiedy wszyscy zostawali i doskonalili swoje umiejętności, np. centrując z lewej czy prawej strony boiska.

Do tego dochodzi duża liczba spotkań.

W sumie zespoły rozgrywają ok. 60 spotkań – 46 ligowych, a do tego dochodzą mecze w trzech rozgrywkach pucharowych. Anglicy kochają futbol i lubią go oglądać. Praktycznie w każdy wolny dzień muszą być mecze. Najwięcej spotkań gra się w okresie świąt Bożego Narodzenia. Tak więc okres startowy to głównie mecz, potem rozruch i znów mecz.

Anglicy identyfikują się z zespołami?

Są z nimi na dobre i złe. Wiedzą bowiem, że zawodnicy dają z siebie wszystko dla dobra zespołu. Tam piłkarze mają poważanie i każdy chce być jego znajomym. U nas bywa z tym różnie, a piłkarze czasem są postrzegani jak zwykli kopacze.

Jak wygląda opieka nad zawodnikami ze strony klubu? Co ze sprawami socjalnymi?

W Anglii czy Szkocji są całe sztaby szkoleniowców, którzy opiekują się piłkarzami. W klubie w Szkocji przychodziliśmy rano na wspólne śniadanie, potem był trening, następie obiad i dopiero rozchodziliśmy się do domów. Klub zapewniał mi mieszkanie. W Szkocji, gdzie grałem w najwyższej lidze, miałem apartament nad morzem. Z kolei w Grecji klub wynajmował mi dom z umeblowaniem. Jeżeli chodzi o ekstraklasę, to dzisiaj podobnie jest w Polsce

Zauważa Pan w naszym kraju?

Jesteśmy bardzo do przodu, zwłaszcza pod względem budowy stadionów. Infrastruktura piłkarska nie wszędzie była na najlepszym poziomie. W Grecji także były z tym problemy. Zresztą w tym kraju kryzys dało się odczuć szczególnie mocno. Grałem tam przez sześć lat, początkowo wszystko szło dobrze, jednak pojawiły się problemy i do dziś mają w stosunku do mnie pewne zaległości finansowe. To nie to, co w Anglii czy Belgii, gdzie nie musiałem nawet sprawdzać swojego konta, bowiem pieniądze były wypłacane na czas.

A same zajęcia treningowe różniły się od tych w Polsce?

Mniej więcej wszystko przebiegało w ten sam sposób. Chociaż poszczególni trenerzy kładli większy nacisk na jakiś rodzaj zajęć.

Jaki okres w swojej długiej karierze uważa Pan za najlepszy?

Sportowo czułem się najlepiej około 28 roku życia. Wówczas wyjechałem za granicę. Muszę dodać, że za granicą, zwłaszcza w Grecji, miałem mocniejsze nazwisko niż w Polsce.

Było zainteresowanie Pana osobą ze strony trenerów kadry?

Występowałem w reprezentacji młodzieżowej Polski u trenera Lorensa, a jeżeli chodzi o seniorów, to w prasie, po dobrych meczach, w Polonii Warszawa były jakieś spekulacje co do powołania mnie na mistrzostwa świata w 2002 r.

Co jest potrzebne, by osiągnąć coś w piłce nożnej?

Oprócz predyspozycji to przede wszystkim praca, zaangażowanie, charakter. Osobiście pod względem motorycznym nie miałem zbytnich uzdolnień, ale właśnie pracą i zaangażowaniem udawało mi się nadrobić te braki. Muszę dodać, że grając za granicą, cały czas musiałem udowadniać swoją przydatność. W Polsce swego czasu obcokrajowcy mieli w składzie miejsce na zapas, a ja za granicą cały czas walczyłem o nie i udawało się to realizować. Myślę, że to o czymś świadczy.

Młodzi piłkarze podpatrują Pana na treningach Pogoni?

Pragnę im pomoc. Cieszy mnie, że chcą pracować. Np. Bartek Kaszubowski wprost nie chce schodzić z boiska, co imponuje, jednak z drugiej strony – to młody organizm i trzeba uważać, by nie przedobrzyć.

O piłkarzach, którzy coś osiągnęli i pod koniec kariery próbują jeszcze gdzieś się załapać, mówi się, że starają się odcinać kupony od swojej kariery, tzn. jeszcze zarobić przy zmniejszonym zaangażowaniu i możliwościach. W przypadku Pana, co potwierdzają obserwatorzy, jest inaczej.

Chcę dać przykład młodym zawodnikom, że od starego Tarachulskiego można się jeszcze czegoś nauczyć. Staram się być odpowiedzialny za to, co robię. A jeżeli chodzi o pieniądze w Pogoni, to przecież jest całkiem inny wymiar od tego, co zarabiałem za granicą czy jeszcze kiedyś w polskich klubach.

Jak pan widzi Pogoń?

Przede wszystkim są tu świetne warunki do treningów, których może pozazdrościć niejeden klub ekstraklasy. Osobiście, pomimo wieku, z przyjemnością wychodzę na każde zajęcia szkoleniowe, bo aż się chce grać. Gdyby to była jakaś łąka, zastanowiłbym się, czy nie skupić się tylko na pracy szkoleniowej.

Jak ocenia Pana zespół?

Są to utalentowani chłopcy, ale jak to się mówi: liga wszystko zweryfikuje. Na pewno przed nami jest trudny sezon, bo przecież tyle drużyn spada. Nie znam dokładnie zespołów w lidze, bowiem nie miałem do tej pory z nią styczności, ale wierzę, że będziemy wysoko. Ważny jest start, czego doświadczyłem wielokrotnie na swojej skórze.

Pana opinia na temat polskiej piłki?

Stadiony są lepsze niż zawodnicy, którzy na nich występują.

Zauważa Pan barierę finansową blokującą postęp?

Wszystko się wyrównuje. Kiedyś tylko nasi zawodnicy wyjeżdżali za granicę, teraz u nas mamy coraz więcej piłkarzy z krajów wysoko rozwiniętych piłkarsko. Ale z Polski wyjeżdżają młodzi utalentowani piłkarze.

To dobrze czy źle?

Jeżeli mają dobrą ofertę z lepszego klubu, ma to sens, bowiem należy się uczyć od lepszych. Jednak zubaża to naszą ligową piłkę. Praktycznie, jeżeli ktoś się wyróżni w polskiej lidze, to zaraz go nie ma. Nie ma szans na dłuższe występy jak kiedyś.

Pana zdanie na temat szkolenia młodzieży w Polsce?

Jest postęp w infrastrukturze, powstają liczne akademie, więc można mieć nadzieję, że coś z tego będzie. Ale patrząc na pobudowane „Orliki:, widzę, że nie zawsze tam są ćwiczący. Młodzież chętniej spędza czas na innych zajęciach, np. przy komputerach. Teraz to ja wyciągam syna, by pograć w piłkę, a nie odwrotnie. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, a przecież nie mieliśmy takich warunków jak teraz.

Mamy nowe władze PZPN na czele ze Zbigniewem Bońkiem. Ta sytuacja może zmienić na lepsze polską piłkę?

Myślę, że tak. Liczę na poprawę.

Dziękuję za rozmowę.


Bartosz Tarachulski, ur. 14 maja 1975 r. Napastnik. Wychowanek Piasta Gliwice. Grał w klubach w Polsce – Górnik Zabrze, Polonia Warszawa, Ruch Chorzów, Widzew Łódź oraz Beveren (Belgia), Hapoel Beer Szewa (Izrael), Yeovil Town (Anglia), Dunfermline (Szkocja), Veira Kovala, Diagoras Rodos, Kallonis (Grecja), od lipca 2013 r. w MKP Pogoń Siedlce. W polskiej ekstraklasie rozegrał 144 bramki, zdobywając 30 goli.

Andrzej Materski