Diecezja
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Chciał być między ludźmi

...i cieszył się tą możliwością. W pamięci pielgrzymów - co zgodnie podkreślają i kapłani, i pątnicy - zapisał się obraz kierownika stojącego na poboczu i pozdrawiającego kolejno przechodzące grupy…

Mimo iż od dzieciństwa wspólnie wyjeżdżaliśmy na oazy i służyliśmy w parafii jako ministranci, decyzja Piotra o wstąpieniu do seminarium była dla mnie zaskoczeniem - przyznaje ks. Jacek, brat śp. ks. P. Wojdata. O smykałce ks. Piotra do przedmiotów ścisłych i koleżeńskości przejawiającej się m.in. w pomocy nad „matematycznymi hieroglifami” mówił także podczas Mszy św. pogrzebowej jego licealny kolega ks. Jerzy Przychodzeń. „Talentów, jakie dał mu Pan Bóg, nie zatrzymywał dla siebie” - podkreślał. Wspomniał również, jak po przyjęciu do diecezjalnego seminarium wspólnie obmyślali plan, by do grona seminarzystów ściągnąć także Jacka, który myślał o innej drodze służby w Kościele. - Zostałem przyjęty do salezjanów, jednak ostatecznie zdecydowałem się na nasze seminarium - wyjaśnia ks. J. Wojdat. Czas wspólnej formacji seminaryjnej - jak zauważa - pozwolił mu na obserwację rozwoju brata. - Piotr nie afiszował się ze swoimi talentami, ale też nigdy nie odmawiał koleżeńskiej pomocy. Wzbudzał zaufanie wśród kleryków i wychowawców, co przekładało się m.in. na powierzane mu funkcje: był dziekanem naszego rocznika i seniorem alumnów - uściśla.

Droga kapłaństwa ks. Piotra nierozerwalnie związana była z organizacją Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę. – Mimo iż logistyka generowała coraz wyższe koszty, jako kierownik troszczył się o niepodnoszenie opłat – zdając sobie sprawę, że finanse mogą stać się dla niektórych poważną przeszkodą w pielgrzymowaniu – wspomina ks. J. Wojdat, który w ramach PPP wspierał brata m.in. w koordynacji pielgrzymkowej trasy. – Za czasów Piotra bardzo rozwinęła się także idea pielgrzymowania duchowego – dodaje z uwagą, iż ofiary pielgrzymów duchowych zasilały pielgrzymkowe konto, co pozwalało wyruszyć w drogę tym, których nie stać było na uiszczenie wpisowego. – Piotr zawsze cieszył się, gdy okazywało się, że liczba pątników jest wyższa niż przewidywania – zaznacza. Ks. Jacek wskazuje również na owoce pielgrzymkowego postu brata. – Był silny duchowo, a Pan Bóg już wiedział, co zrobić z tą ofiarą – mówi o towarzyszących pielgrzymkom świadectwach szczerych nawróceń i głębokich spowiedzi po latach. – Troszczył się o innych, a na sugestię, by sam coś zjadł, zawsze miał odpowiedź: „Później…”.

– Piotr cieszył się uznaniem w kręgach kierowników pielgrzymek – wspomina ks. Andrzej Karwowski, który w ostatnich pięciu latach szefowania ks. P. Wojdata pełnił funkcję jego zastępcy. – Zawsze myślał o innych i miał cenną umiejętność skracania dystansu. W relacjach ze współpracownikami nie dało się odczuć, że on jest kierownikiem. Co ważne, nigdy też nie narzucał swojego zdania, a oddelegowując do zadań, zawsze mówił: „Jeśli chcesz…”. Tym, co w sposób szczególny imponowało mi w Piotrze, była umiejętność podejmowania szybkich decyzji i nie przypominam sobie sytuacji, by nie były to decyzje trafne – zaznacza. Ks. Andrzej wskazuje przy tym na cechujący śp. ks. P. Wojdata wielki takt. – Trudne rozmowy zawsze przeprowadzał dyskretnie, ucinając okazje do spekulacji i okazując drugiemu szacunek – akcentuje.

Księża przyznają, że śp. ks. Piotr jako kierownik pielgrzymki najbardziej cenił sobie możliwość bycia na trasie z pątnikami. – Chciał być między ludźmi i cieszył się tą możliwością – zaznacza ks. A. Karwowski. W pamięci pielgrzymów – co zgodnie podkreślają i kapłani, i pątnicy – zapisał się obraz kierownika stojącego na poboczu i pozdrawiającego kolejno przechodzące grupy…

 

Cieszył się, że idą do Maryi

– „Jaka będzie pogoda?” – pytałyśmy ks. Piotra. A on z uśmiechem odpowiadał zawsze: „Jakaś będzie…” – wspomina Teresa Purgal, która na Jasną Górę pielgrzymuje z garwolińską grupą 7A i zawsze w służbie medycznej. Pasją pątniczego trudu – co potwierdza – zaraziła także swoich synów i męża. – „Idziemy do Maryi. Ona nas prowadzi. A pogoda będzie dobra, bo jest już dla nas wyznaczona” – przywołuje słowa księdza. – Ks. Piotr umiał zachęcić do zaangażowania. Powtarzał, że pielgrzymowanie w służbie jest drogą do duchowego umocnienia. I choć nigdy nie mówił zbyt długo, jego słowa zawsze dawały do myślenia. Jako kierownik czuwał nad wszystkim – opowiada, podkreślając troskę ks. P. Wojdata tak o chorych, jak i zaopatrzenie sanitariatów.

W podobnym tonie wypowiada się Helena Sosnowska, która przez co najmniej 20 lat podczas PPP pełniła funkcję szefowej służby zdrowia. – Do trudnych spraw, jakich podczas pielgrzymek nie brakowało, ks. Piotr zawsze podchodził ze spokojem i wielką mądrością. Był dla nas jak ojciec – zaznacza.

– Piotr potrafił związać ze sobą ludzi – potwierdza ks. Jacek, wspominając tak często padające w Mirowie, tj. na zakończenie pielgrzymki, słowa pod adresem brata: „Kierowniku, w przyszłym roku się widzimy”. – I chociaż wchodziły nowe środki społecznej komunikacji, zawsze powtarzał: „Nawet najbardziej nieudolne żywe słowo będzie skuteczniejszym narzędziem w ręku Pana Boga niż odtwarzane z nagrań, bo nigdy nie wiemy, co trafi do człowieka”.

Decyzja o rezygnacji z kierowania pielgrzymką po 15 latach podyktowana była – co zgodnie podkreślają księża – troską o jej przyszły kształt. – Piotrowi bardzo zależało na tym, by pielgrzymkowe dzieło mogło się rozwijać – zaznacza ks. Andrzej. – Cieszył się, że ludzie idą do Matki Bożej. Zaryzykuję stwierdzenie, że pielgrzymka, której Piotr poświęcił większość swojego kapłańskiego życia, była jego największą pasją – dodaje ks. J. Wojdat.

 

Góry zawsze go fascynowały

Przyjaciele śp. ks. P. Wojdata dzielili z nim także dwie inne pasje: sport i góry. – W latach liceum przynajmniej dwa razy w roku był w Tatrach – potwierdza ks. Jacek. O drodze do zrodzenia się tego hobby wspominał także podczas uroczystości pogrzebowej kolega ks. Piotra – ks. J. Przychodzeń: „Zawsze będę pamiętał błysk w oczach, kiedy opowiadał: «Jurku, Rysy nie są takie straszne. Byłem na Czerwonych Wierchach, Granatach»”. Wakacyjne wyjazdy w Tatry ks. P. Wojdat organizował również, posługując jako wikariusz w parafii w Gończycach. – Góry go fascynowały, a wspinaczkę traktował jako formę wypoczynku i oderwania od rzeczywistości – zauważa ks. A. Karwowski. Wspomina też o stałych terminach tych wypadów: zawsze, obowiązkowo, weekend po Bożym Ciele i ostatni tydzień sierpnia.

We wspomnieniach towarzyszących pożegnaniu śp. ks. Piotra pojawiały się również wzmianki o jego kolejnym hobby, jakim był sport. – W szkole był dobry w biegach przełajowych i piłce nożnej – opowiada ks. J. Wojdat. „W obronie Jacek, w pomocy Piotr. Koszulka numer 7 i niezmordowana postawa” – mówił ks. Jerzy, dodając, że kiedy wyznaczali skład drużyny seminaryjnej, prawa strona była zawsze zarezerwowana dla braci Wojdatów.

– I może właśnie to jego wytrenowanie sprawiło, że serce, mimo iż uszkodzone dużo wcześniej, nadal biło… – sugeruje ks. Jacek. – Organizm Piotra miał większą wydolność niż przeciętnego człowieka, co pozwoliło mu przez długi czas funkcjonować w miarę normalnie. Stąd też jego choroba, a tym bardziej śmierć, dla wszystkich była tak wielkim zaskoczeniem – dodaje.

 

Ufnie poddawał się woli Bożej

Problemy zdrowotne śp. ks. P. Wojdata narastały stopniowo. Nie poddawał się jednak i – co potwierdzają księża towarzyszący mu w chorobie – nigdy się nie skarżył. – Podczas rozmów telefonicznych mówił: „Nie jest źle”. Opowiadał o planach, jakie mają lekarze, kolejnych zabiegach. Dopiero kiedy widziało się go w szpitalu, widać było, jak jest naprawdę… – wspomina ks. A. Karwowski. – Chociaż z powodu podłączonych pomp, przez które podawano mu leki mające poprawiać wydolność serca, nie mógł oddalić się od łóżka i nieraz widać było grymas bólu na jego twarzy, nigdy nie narzekał. I zawsze dziękował – potwierdza ks. J. Wojdat. – Piotr miał świadomość, że wokół niego są ludzie, którzy chcą mu pomóc. Dlatego w pełni współpracował z lekarzami. Nie tracił nadziei, a jednocześnie ufnie poddawał się woli Bożej. Jeszcze dwa dni przed śmiercią na sugestię, że teraz musi bardziej o siebie dbać, odpowiedział: „To już nie ode mnie zależy…”.

Serce śp. ks. Piotra zatrzymało się rankiem 5 czerwca. O godzinie, w której – jak zauważył w homilii podczas Mszy św. żałobnej bp Grzegorz Suchodolski – zwykle wypuszczał pielgrzymów z Mirowa na ostatni odcinek drogi na Jasną Górę…


Msza św. w 30 dzień śmierci śp. ks. P. Wojdata sprawowana będzie w poniedziałek, 6 lipca, o 12.00, w siedleckiej katedrze.

Agnieszka Warecka