Chłopka. Opowieść o mojej babce
Dwa tygodnie przed Pierwszą Komunią św. straciła ojca. Pośpieszył Jędrzej z pomocą sąsiadowi, któremu krowa w zabagnionej łące się topiła, i kręgosłup popsuł. Śmierć go z cierpienia wielkiego wybawiła. - Ciężko, jak nas tato odumarli, było - wspominała Frania. - Mama to na początku wiecznie popłakiwali. Kiedy już Szymon dorósł i za ojca obowiązki głowy rodziny przejął, to się im poprawiło. Bo chłopak i robotny, i obrotny był. To dzięki niemu nauczyła się Frania drukowane litery składać.
Miała 14 lat, kiedy karczmarz za sąsiedniej wioski zaproponował jej u siebie posadę. Zgodziła się – choć marnie wynagradzał, a roboty że i na dwie zadawał. Z dnia na dzień to rzuciła, jak szykowany na spadkobiercę jedynak karczmarza za mocno się zaczął zalecać. Skąd miała wiedzieć, czy to nie szydery. Nie dla psa kiełbasa, nie dla Frani przecież karczmarzowy syn.
Na zgryzoty jeszcze przyjdzie czas
Janek – kolejarz z Warszawy – miał 25 lat. – Akuratny był, postawny i na stanowisku – wspominała Frania. Do mieszkającej we Franinej wsi rodziny każdego lata z rodzicami i siostrą na odpoczynek przyjeżdżał. I tak sobie 17-latkę upodobał, że do Szymona – jako zastępującego jej ojca – z prośbą o pozwolenie na słowo wystąpił. – Nie ja, tylko ona męża wybierać będzie – zawyrokował Szymon.
Żal było Franusi opuszczać matkę i braci, ale wiedziała: taki dziewczyński los. Na osłodę pozostawała jej świadomość, że narzeczonego nawet największa wsiowa bogaczka mocno jej zazdrościła. A rodzina Janka to cała się w literach wyznawała. Jego siostra chyziej nawet czytała, niż niejedna mówiła. O Filonie i Laurze śpiewać Franię wyuczyła. I „Boże, z Twoich rąk żyjemy” z pamięci recytować. ...
Anna Wolańska