Chroniła skrawek polskości
Wręcz przeciwnie – zwiększono nadzór policyjny i w większym stopniu obciążono poszczególne warstwy społeczne. Patentem cesarskim z 3 września 1797 r. nakazano zwiększenie ochrony cyrkułowej dla poboru rekrutów, na miasta nałożono wysokie opłaty czopowego, kwaterunkowego, składki na policję i utrzymanie departamentu miejskiego w buchalterii. Wprowadzono kwatermistrzów oraz setników i dziesiętników do spraw kwaterunku wojskowego i należności kwatermistrzowskiej. W drugiej połowie 1797 r. władze austriackie ustaliły nowe płace dla nauczycieli i nakazały wypłatę zaległych poborów z pieniędzy samorządowych. Z funduszy miejskich utrzymywano szkoły w Adamowie, Łomazach, Wohyniu, Janowie Podlaskim, Piszczacu i w Siedlcach, ale wprowadzono do nich naukę języka niemieckiego. W pierwszej połowie 1798 r. dokonano nowych połączeń pocztowych z miastami cyrkułowymi i zagranicznymi, np. Biała Podlaska, nazywana Radziwiłłowską, uzyskała łączność z Brześciem i Warszawą oraz z Lublinem.
Mimo że starostwa cyrkularne miały wzmóc inwigilacje podległych sobie terenów i śledzić przybyszów z zagranicy, Podlasianie w dalszym ciągu przekradali się do legionów Dąbrowskiego. 20 kwietnia 1798 r. potajemnie wyruszył z ziemi bielskiej dawny gen. kościuszkowski Andrzej Karwowski wraz z 20 ochotnikami. Wśród nich było jego dwóch bratanków oraz pochodzący spod Brańska Stanisław Kapica. Mimo trudności i przedzierania się przez kilka granic, po dwóch miesiącach grupa ta dotarła do północnych Włoch. W początkach 1798 r. wpłynęła do cesarza Franciszka II w Wiedniu odważna prośba Jana Wendorfa, właściciela wsi Kopce, należących wtedy do cyrkułu bialskiego. Jak już wspominaliśmy, Wendorf, dawny oficer polski, dwa lata wcześniej był deputowanym szlachty bialskiej na uroczystości homagialne w Krakowie. Teraz w jej imieniu złożył petycję do cesarza. Domagał się przywrócenia monety polskiej, usunięcia przepisów wprowadzających austriacki papier stemplowy, uwolnienia mieszkańców Podlasia od pożyczki wojennej, przyjmowania podatków w zbożu, zezwolenia na wywóz zboża i bydła oraz przywrócenia dawnych polskich przepisów sądowych. Kancelaria cesarska potraktowała postulaty Wendorfa jako wniesione przez osobę prywatną, gdyż jego mandat deputata uznano za wygasły. Prawie wszystkie żądania odrzucono jako niemożliwe do zrealizowania, zresztą nikt nie miał prawa wnoszenia skarg do tronu w imieniu ogółu. Jednakże za zgodą cesarza postanowiono Wendorfowi udzielić odpowiedzi odmownej, po wezwaniu go do urzędu cyrkularnego w Białej. Ten posiadacz jednowioskowy zbyt wiele chciał załatwić drogą odgórną, odwołując się do łaski cesarskiej, i z góry doznał niepowodzenia.
Właścicielka Siedlec, ks. Aleksandra Ogińska, nie pytała cesarza, ale co było w jej mocy i kompetencji, czyniła bez oglądania się na władze. Wspomagała szkółkę elementarną. Sama utrzymywała lekarza i szpital dla mieszkańców miasta. Ufundowała kuchnię dla biednych, gdzie wydawano darmo obiady dla najuboższych. Nie pozostawała obojętna na żadną zanoszoną do niej prośbę. Wiele rodzin podupadłych dźwignęła, wiele sierot płci żeńskiej wyposażyła i za mąż wydała. Była mecenaską kultury, hołubiła aktorów. Jej opieki doznali sławni później literaci i malarze: Kniaźnin, Karpiński, Kropiński, Orłowski. Była wiernym wizerunkiem staropolskiej gościnności. Miała serce tak czułe, że im większy stół widziała nakryty, tym była weselsza. Goście, co w pałacu i oficynach pomieścić się nie mogli, najmowali sobie domki w mieście. W 1797 i 1798 r. dla wieku i osłabienia nóg, które ją zmuszały do ciągłego pozostawania w krześle, już tylko świadkiem, a nie uczestnikiem tych wszystkich imprez być mogła. Póki ona żyła, lżej można było znosić panowanie austriackie i niemieckich urzędników. Po prostu w Siedlcach starano się ich nie dostrzegać. Jak dawniej odbywały się wielkie uroczystości religijne w kościele św. Stanisława. W Wielki Piątek ks. Ogińska i wszystkie goszczące u niej panie klęczeć musiały po godzinie przed grobem Zbawiciela. Ubierały się wtedy na czarno. W czasie rezurekcyjnej procesji obrazy podtrzymywane były przez córy najznakomitszych rodzin z okolicy. 20 maja 1798 r. ks. Ogińska kazała się przewieźć do Puław, gdyż koniecznie chciała być na ślubie Zofii Czartoryskiej z hrabią Stanisławem Zamojskim, właścicielem Wohynia. Niestety podczas pobytu w Puławach ciężko zapadła na zdrowiu. Dopiero teraz uwidoczniło się, jak była lubiana i kochana. Gdy wiadomość ta dotarła do Siedlec, cały dwór i miasto padło na kolana prosząc Boga o jej zdrowie i dalsze życie. Lirycznie wyraził to w swym wierszu jej wychowanek, późniejszy generał poeta Ludwik Kropiński – „Siedlce truchleją, okolica płacze, w łzach sąsiad, ziomek, Izrael, oracze”. Chyba te modły miały jakiś skutek, bo 16 lipca księżna radośnie witana wróciła do Siedlec. Jednak już 28 sierpnia 1798 r. Bóg odwołał ją do wieczności. W pogrzebie wzięły udział tłumy mieszkańców Siedlec, okolicznej ludności, szlachty i przyjaciół. Zwłoki spoczęły w podziemiach stojącej do dzisiaj kaplicy grobowej. Trafnie napisała o niej Zofia Ścisłowska „czy popioły tej, co tak pięknie użyć umiała bogactw, dzieląc się z biednymi, nie są relikwiami, przed którymi godzi się uchylić czoła?”
Józef Geresz