Komentarze
Chwała bałwankowi

Chwała bałwankowi

W dobie głębokiego peerelu mój śp. ojciec przez całe lata „robił za mikołaja” podczas szkolnych zabaw choinkowych. Kiedyś, wchodząc na salę gimnastyczną (tam miała miejsce wzmiankowana impreza), postukał wielgachnym kosturem i zaintonował: „Bóg się rodzi, moc truchleje...”.

Odpowiedziały mu cisza, niedowierzanie, a nawet ironiczne uśmieszki. Ale ojciec - mocny głos i twardy charakter - poszedł w zaparte. Więc choć - z oczywistych przyczyn głównie mnie - wydawało się, że jego samotne „Pan niebiosów obnażony;/ Ogień krzepnie, blask ciemnieje,/ Ma granice - nieskończony” trwa wieki, to frazę „Wzgardzony - okryty chwałą” podjęło kilka osób, a refren, że „Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami” wybrzmiał już niemal chóralnie. Zadowolony mikołaj w dowód wdzięczności podzielił się relacją ze swojej podróży do szkoły, opowiedział o przygodach, jakie go w wędrówce do zgromadzonej braci spotkały. Kiedy już nadeszła najbardziej oczekiwana chwila uroczystości, czyli rozdawanie prezentów (notabene przygotowanych przez samych zainteresowanych) mikołaj nikomu nie dał ot, tak, bez problemu, paczki. Musiało być wykupne. A ten, od kogo przybysz w odwróconym na nice kożuchu by wykupnego nie chciał, poczułby się zawstydzony, urażony, a nawet dyskryminowany. Wykupne pytania były rozmaite.

Począwszy od osiem razy siedem, poprzez „Kto ty jesteś…” aż do „A Dziesięć Przykazań umiesz?”. Na to ostatnie miłosiernemu staruszkowi wystarczała sama odpowiedź twierdząca, ale już przeżegnanie się i „Aniele Boży” należało zademonstrować.

Tu znów przypomnieć należy, że mówimy o peerelu, i że na scenie podczas choinkowych występów, owszem, pojawiał się świniopas, śpiąca królewna czy aktualne estradowe szlagiery, ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby wystawić jasełka. A może i przyszło, tylko biada głowie, w której by taki pomysł zagościł.

Gdy już po tej religijnej niewoli objawiła się nam III Rzeczpospolita, na wszelkiego rodzaju wigilie waliły tłumy. W śpiewanych kolędach, w opłatku była wolność. Nie minęło wiele lat i objawienie stało się codziennością. Ba, nudną koniecznością. Już nie tylko jeden, ale cały tabun zbłąkanych wędrowców zmieściłby się na pustych krzesłach instytucjonalnych bożonarodzeniowych spotkań. W licznych miejscach pracy wigilia to jedno z wielu (nierzadko zakrapianych) spędów integracyjnych. Coraz więcej osób, a może tylko głośniej, domaga się wyrzucenia wigilijnego spotkania. Zwłaszcza ze szkół. Bo ksiądz, bo opłatek, bo kolędy. Bo indoktrynacja. Bo ateiści i innowiercy. Dla kilkorga dzieci (albo nawet jednego) zmienia się wystrój szkoły, organizuje „świeckie jasełka” – bez słowa o Panu Jezusie. A gdzie tu prosta logika? W końcu okazja jest jednoznaczna i powszechnie znana. Całe to świętowanie jest przecież pamiątką narodzin Dzieciątka, Jezusa, Zbawcy.

Jeśli odrzucamy powód, to co pozostaje?  Bałwanki? Chyba jednak bałwany.

Anna Wolańska