Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Chwalą Boga śpiewem

Jeśli ktoś uważa, że współczesna młodzież jest zła, zapraszam do nas. Udowodnię, że jest w błędzie - mówi ks. Mariusz Rompa, założyciel i dyrygent chóru młodzieżowego przy parafii pw. św. Jana Pawła II w Siedlcach.

Najpierw były Mordy. To tu, w 2016 r., z inicjatywy młodzieży oraz ks. M. Rompy, ówczesnego wikariusza parafii, powstał chór młodzieżowy Cantores Mordensis. - Dzieci trochę na mnie to wymogły. Bardzo chciały śpiewać i dowiedziały się, że mam wykształcenie muzyczne, chociaż nie do końca w chóralnym kierunku, bo skończyłem szkołę muzyczną II stopnia na kontrabasie - przyznaje z uśmiechem ks. Mariusz. I dodaje, że miał duże opory przed podjęciem wyzwania: zastanawiał się, czy mu podoła oraz co się stanie z młodzieżą, kiedy odejdzie z parafii. - Jako że Pan Bóg w naszym życiu pisze niesamowite scenariusze, trafiłem do parafii pw. św. Jana Pawła II w Siedlcach, czyli niedaleko Mordów. Ubogacony doświadczeniem postanowiłem taki chór założyć również tutaj. A ponieważ między Siedlcami a Mordami nie jest daleko, to młodzież z tamtejszego chóru, która chciała dalej śpiewać, dołączyła do nas - podkreśla.

Chór skupia młodych ludzi, którzy swoimi umiejętnościami, poświęcając wolny czas, wzbogacają śpiewem uroczystości religijne w parafii. Obecnie liczy 23 osoby. Składa się w połowie z dziewcząt i chłopców. – To jest ewenement. Kiedy rozmawiam z zawodowymi dyrygentami, zawsze skarżą się na brak mężczyzn w chórach. To jest bolączka każdego chóru. U nas jest pół na pół – zwraca uwagę kapłan.

Tworząc chór, ks. Mariusz nie zrobił jednorazowego castingu, ale sukcesywnie proponował dołączanie do niego. – Podsłuchiwałem ministrantów śpiewających „pod nosem” podczas nabożeństw. Robili to czysto! Do śpiewania w chórze zachęcałem również młodzież, która „wyrosła” ze scholi działającej przy parafii – opowiada. Najmłodsza chórzystka rozpocznie od września naukę w ósmej klasie. Górna granica to 24 lata.

– Ks. Mariusz musiał długo mnie namawiać – przyznaje 16-letni Bartosz Kusiński, przyszły uczeń siedleckiego „Elektryka”. Choć muzyka nie jest mu obca, bo od czterech lat gra na gitarze elektrycznej i interesuje się różnymi stylami: od ciężkiego metalu po melodyczne ballady, śpiew był dla niego nie lada wyzwaniem. – Ostatecznie przekonał mnie kolega. Przyszedłem na próbę. Początkowo było ciężko, bo nigdy wcześniej nie miałem do czynienia ze śpiewem czy to solowym, czy chóralnym. Postanowiłem jednak zostać. Dołączyłem do chóru pół roku po jego powstaniu – wspomina Bartosz. Kolegą, który go namówił, był Jarosław Świderski, członek Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. – Kiedy usłyszałem hasło, że ks. Mariusz tworzy chór młodzieżowy, postanowiłem spróbować. Na pierwszych próbach było trudno, ale też bardzo inspirująco, co mnie zmotywowało do dalszej pracy – podkreśla.

Zdaniem ks. Rompy, młodzież przed śpiewaniem blokuje lęk, który trzeba powoli pomóc przełamać. Ma też swoją teorię. – Ludzi można podzielić na trzy grupy. Pierwsza, dla której śpiew jest czymś naturalnym, ich życiem, daje im radość. Większość społeczeństwa należy do drugiej grupy: zapytani, czy potrafią śpiewać, odpowiadają, że nie. Gdyby ich jednak zmotywować, posadzić przy ognisku, wziąć gitarę, to nagle zaczynają pięknie i czysto śpiewać. Trzecia, bardzo wąska grupa, to osoby, którym śpiewanie rzeczywiście nie wychodzi. Większość naszych chórzystów musiała w sobie przepracować blokadę psychiczną. Najpierw było nieśmiałe śpiewanie, chowanie się za kolegów, koleżankę. Po jakimś czasie sami się przekonali, że naprawdę potrafią to robić.

 

W zgranym zespole

Próby chóru odbywają się raz w tygodniu, w soboty. – Chciałbym mieć dwie i dłuższe, ale zdaję sobie sprawę, że młodzież musi pogodzić je z innymi obowiązkami – stwierdza kapłan. Każda próba zaczyna się od rozśpiewania, czyli ćwiczeń wokalnych. – Potem, w zależności od tego, czy czytamy jakiś utwór, czy już jesteśmy na etapie jego interpretacji, nasze spotkania wyglądają inaczej. Kiedy zaczynamy pracę nad utworem, najpierw z każdym głosem trzeba przeczytać jego partię. Potem kolejne głosy łączyć w całość. Dopiero na końcu możemy nadać temu utworowi coś, czego nie ma zapisanego w nutach: interpretację. Aby to nie było tylko słowo i dźwięk, ale też przekazanie emocji – podkreśla ks. Mariusz.

Na początku próby, jak przyznaje J. Świderski, wiązały się ze stresem. – Nie powiem, że teraz już nie, ale na pewno jest to mniejszy stres. Nabieramy doświadczenia. Śpiewanie jest bardzo rozwijające – stwierdza. Z kolei B. Kusiński zwraca uwagę na przyjacielskie stosunki panujące w chórze. – Znamy się już bardzo długo. Nikt między sobą nie rywalizuje. Zintegrowaliśmy się z chórzystami z Mordów. Jesteśmy naprawdę zgranym zespołem – zaznacza Bartosz.

Podstawą repertuaru są pieśni liturgiczne, które chór wykonuje podczas Mszy św. Ale nie tylko… – W listopadzie zeszłego roku podczas zorganizowanego przez nas koncertu z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości zaśpiewaliśmy pieśni patriotyczne – wspomina ksiądz dyrygent. I zapewnia, że repertuar stale będzie się powiększał. – Wraz z upływem czasu umiejętności naszych chórzystów rosną, więc możemy sobie pozwalać na coraz trudniejsze utwory. Dlatego nasz repertuar będzie szedł w objętość i trudność wykonawczą – zaznacza ks. Rompa. Zapytany, jak chór odbierany jest przez parafian, ks. Mariusz stwierdza, że jest mu niezręcznie wypowiadać się na ten temat, ale przyznaje, że otrzymuje tylko pozytywne sygnały. – Nie słyszałem, żeby w którejś z parafii był czterogłosowy chór młodzieżowy. Myślę, że to nasz wielki atut. Momentami naprawdę brzmimy jako profesjonalny chór. Jeśli ktoś uważa, że młodzież jest zła, to zapraszam do mojego chóru. Udowodnię, że jest w błędzie – podkreśla.

 

Cegiełka w postaci płyty

W lipcu chór przebywał na tygodniowych warsztatach w Borach Tucholskich, w miejscowości Ocypel. Zajęcia prowadził ks. Mariusz oraz zaproszeni przez niego profesjonalni muzycy: dr Beata Śnieg-Wądołowska, pracownik Akademii Muzycznej w Gdańsku, specjalistka w chóralistyce, oraz Błażej Musiałczyk, organista w gdańskiej katedrze oliwskiej, dyrygent chóru w tamtejszym seminarium. – Byłem dumny z moich chórzystów. Z otwartymi oczami i uszami obserwowałem, co robią pod opieką specjalistów – mówi ks. Mariusz.

Na wysoki poziom prowadzonych warsztatów zwraca uwagę J. Świderski. – To było dla nas bardzo ciekawe doświadczenie. Zrobiliśmy ogromne postępy. Przede wszystkim wynieśliśmy z tych warsztatów bardzo dużo muzycznie, a poza tym zacieśniliśmy relacje między sobą – wylicza. Chórzystom udało się także zaśpiewać w parafialnym kościele w Ocyplu. – Był wypełniony po brzegi. Na Mszy było ok. 300 osób. Nagrodzili nas owacją na stojąco. Bardzo miłe przyjęcie – wspomina ks. Rompa.

Jednak głównym celem warsztatów było nagranie materiału na płytę z kolędami i pastorałkami. – Turyści, którzy byli w tym samym czasie w ośrodku, słyszeli nasze próby i trochę się dziwili, że śpiewamy kolędy w lipcu. Kiedy jednak poznali nasze plany, mówili, że fajnie nam to wychodzi i sami zaczęli podśpiewywać – opowiada ks. Mariusz. Nagrany materiał jest obecnie poddawany obróbce studyjnej. – Ufam, że płyta ukaże się w drugiej połowie listopada. W ramach promocji chcielibyśmy wystąpić z repertuarem adwentowym w poszczególnych siedleckich parafiach. Po nabożeństwach chcemy proponować parafianom płyty jako formę wsparcia budowy naszego kościoła. Będzie to swoista cegiełka, prezent od młodzieży, która buduje sobie kościół – tłumaczy kapłan.

 

Coś, czego nikt nie zabierze

Chór przy parafii św. Jana Pawła II jest otwarty na wszystkich pragnących chwalić Boga swoim śpiewem. – Cały czas można się przyłączyć – zachęca ks. Mariusz. I z chęcią opowiada o zaletach przynależności do chóru: – Przede wszystkim uczy pracy zespołowej. Bardzo lubię porównywać śpiewanie w chórze do gry w siatkówkę. To rodzaj sportu, gdzie zawodnicy muszą sobie ufać: jeżeli gracz wystawia piłkę koledze, który jest za jego plecami, musi być pewien, że on tę piłkę odbierze. Podobnie jest w chórze: jeden głos musi być pewny tego, co zrobi drugi.

Z kolei J. Świderski przyznaje, że śpiewanie w chórze zmieniło go jako człowieka. – Dla mnie to było przełomowe wydarzenie. Zacząłem bardziej doceniać muzykę klasyczną, chóralną, mając okazję poznać ją od strony wykonawczej. Gdybym miał jeszcze raz decydować o wstąpieniu do chóru, zrobiłbym to samo – stwierdza.

Ks. Mariusz, który obserwuje swoich podopiecznych, podkreśla, że przynależność do chóru bardzo ich uwrażliwiła: – Inaczej patrzą na muzykę, na świat, na kategorie piękna. Kontakt ze sceną, z publicznością daje mnóstwo pewności siebie. Młodzież się otwiera. To jest coś, czego nikt im nie zabierze…

Kinga Ochnio