Cierpiący Mesjasz
Słowa głoszonej przez Niego nauki wielu napotkanym osobom przyniosły duchowe pokrzepienie. Nie brakuje również tych, którzy doświadczyli Jego nadzwyczajnej mocy, doznając uwolnienia z władzy duchów nieczystych lub odzyskując zdrowie, a nawet życie. Jak wynika z odpowiedzi udzielonej przez uczniów na pierwsze pytanie – „Za kogo uważają Mnie tłumy?” – większość Żydów uważa, że Jezus swoim działaniem wpisuje się w długą listę starotestamentalnych proroków. Gdy jednak Pan pyta samych apostołów – „A wy za kogo Mnie uważacie?” – z ust Piotra pada odpowiedź, która wskazuje na totalną nowość. Jezus jest kimś więcej niż jedynie prorokiem, to oczekiwany od wieków Boży Mesjasz! Reakcja Pana na wyznanie Piotra na pierwszy rzut oka może zaskakiwać. Mimo że ma rację, zarówno on sam, jak i pozostali apostołowie otrzymują zakaz rozgłaszania mesjańskiej tożsamości Jezusa. Dlaczego tak ma być, widzimy już w kolejnych wersetach, kiedy to Pan po raz pierwszy zapowiada swoją mękę: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Wyobrażenia ówczesnych Żydów na temat Mesjasza ograniczały się do marzeń o restauracji królestwa Izraela i przywrócenia jego świetności jak za dni Dawida czy Salomona. Tymczasem Jezus jako Boży Pomazaniec nie przyszedł na świat, by wstrząsnąć panującym wtedy w basenie Morza Śródziemnego imperium rzymskim czy po prostu przywrócić Izraelitom polityczną wolność. Celem Jego misji jest pojednanie każdego człowieka z Bogiem. Dokona się to właśnie poprzez Jego śmierć na krzyżu. Na Golgocie prawdziwie objawi się moc Syna Człowieczego, który w całkowitej wolności złoży ze swojego życia ofiarę przebłagalną za grzechy całego świata. Krzyż Chrystusa stanie się znakiem ofiarnej i czułej miłości, która jest silniejsza niż wszelkie zło i śmierć. Dlatego warto, byśmy dzisiaj w naszych rozważaniach pochylili się nad paradoksem cierpiącego Mesjasza i na nowo odkryli, na czym faktycznie polega Jego wielkość. Może w ten sposób uda nam się w końcu otworzyć na nasz własny krzyż i zobaczyć, że tylko z nim na plecach będziemy w stanie przemierzyć drogę prowadzącą ku zbawieniu.
ks. Rafał Pietruczuk