Kultura

Cierpienie z dwóch perspektyw

13 kwietnia w Centrum Kultury Chrześcijańskiej w Wisznicach odbył się wernisaż wystawy zatytułowanej „Droga krzyżowa”.

Na ekspozycji zaprezentowano prace Edwarda i Adama Korszunów. E. Korszun zasłynął jako rzeźbiarz ludowy. Urodził się w 1943 r. Przez całe życie mieszkał i pracował w Rossoszu. Swoją przygodę z rzeźbą rozpoczął w wieku 27 lat. Był samoukiem. Własne umiejętności doskonalił na warsztatach i plenerach rzeźbiarskich. Początkowo tworzył rzeźby o tematyce ludowej z motywami wiejskimi. Potem poświęcił się tematyce sakralnej. Jego ulubionymi motywami był Chrystus frasobliwy, Matka z Dzieciątkiem, Pieta i ukrzyżowanie Jezusa.

Na swoim koncie miał również wiele płaskorzeźb. Rzeźbił w dębie i lipie. Jego prace znajdują się w kolekcjach w Polsce i na świecie. Parę z nich możemy oglądać także w zasobach Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej. Wiele trafiło też do mieszkańców Rossosza i okolic. Kilka z nich wykonał do parafialnego kościoła; był to m.in. bogato rzeźbiony karawan, tron z baldachimem do prezbiterium świątyni, a także pamiątkowe tablice z nazwiskami poległych za wolność ojczyzny.

 

Podsumowanie twórczości

E. Korszun nigdy nie malował swoich rzeźb. Charakteryzowały się one tym, że były starannie wykonane, precyzyjne i pełne detali. – Ojciec zmarł w 2002 r. Ostatnie lata życia poświęcił tworzeniu 14 stacji drogi krzyżowej. Uznawał je za swoje największe dzieło. Chciał być zapamiętany właśnie dzięki tej serii. Stacje stały u mnie w domu. Już od dłuższego czasu planowałem pokazać je w niesamowitych wnętrzach Centrum Kultury Chrześcijańskiej w Wisznicach. Ten budynek był niegdyś świątynią [cerkwią unicką]. Uznałem, że jego białe ściany i ciekawy pogłos nadają się na prezentację rzeźb przedstawiających drogę krzyżową Chrystusa – mówi Adam Korszun, syn Edwarda.

Każda stacja wygląda podobnie. Postacie umiejscowiono na solidnej podstawie. Wśród nich są, oczywiście, Jezus, żołnierze, Matka Boża, Szymon Cyrenejczyk i Weronika. Wspólny mianownik rzeźb stanowią krzyż i ukoronowany cierniem Chrystus. Stacje w swoim wyglądzie są bardzo tradycyjne, oparte na przekazach ewangelicznych. – Ojciec sam je wymyślił, zaprojektował i wykonał. Niektórzy mówili mu, że wyrzeźbiony przez niego Jezus ma jego twarz – dodaje A. Korszun.

 

W przeciwnych kierunkach

Syn rzeźbiarza odziedziczył talent artystyczny po tacie. Szlifował go najpierw w Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie, a potem na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W swojej twórczości zajmuje się rzeźbą w gipsie, instalacją rzeźbiarską, a także malarstwem olejnym i akrylowym. Uprawia sztukę współczesną i abstrakcyjną. Jego płótna charakteryzują się niedopowiedzeniami. Artysta gustuje w grze kolorami, często maluje twarze kobiet, lubi dzielić się emocjami z odbiorcami swoich obrazów.

– Planując wystawę rzeźb ojca, przyszedł mi do głowy pomysł, by namalować swoją wizję męczeństwa Chrystusa i zderzyć ją z tradycyjnymi rzeźbami. Wiedziałem, że będzie zupełnie inna od tego, co zrobił mój tata. Bardzo się różniliśmy. Na te same sprawy mieliśmy zupełnie inne poglądy. To widać nawet na moich obrazach. Pierwsze, co rzuca się w oczy to kierunek, w jakim zwrócone są postaci: u ojca w jedną, a u mnie w drugą. Ta moja „Droga krzyżowa” ma drugie dno. Centralną postacią, która widnieje na obrazach, jestem ja sam – zaznacza A. Korszun.

 

Od jasności po ciemność

Skąd taka inspiracja dla tej serii obrazów? – Życie każdego człowieka ma w sobie coś z drogi krzyżowej Chrystusa. Zresztą w kościele słyszy się, że powinniśmy za Nim podążać. Mam ponad 50 lat, w moim życiu przydarzyły się różne rzeczy, z wieloma z nich się nie zgadzam. Moja droga była i jest nieco wyboista. Nie myślę o tym w kategorii życiowych tortur, ale wiem, co to trudności – opowiada Adam. Można go nazwać człowiekiem poszukującym. – Ja jeszcze za bardzo się nie nawróciłem, być może seria tych obrazów jest ku temu jakimś krokiem. Do religii ciągle podchodzę z rezerwą. Pamiętam jednak, że praca twórcza dla mojego ojca była modlitwą – wspomina malarz. 

Na koniec opowiada o kolorystyce swoich obrazów. – Powiedziałbym, że to kolory złamane, czasem brudne. Plan był taki, by w początkowych stacjach „mój Chrystus” był jasny, a im dalej, tym bardziej zbrudzony, a w końcu prawie ciemny, szary, mało widoczny. Na każdym obrazie zapisałem tytuł. Odnoszą się one do nazw stacji drogi krzyżowej. Nie chciałem zbyt mocno wzorować się na obrazach wielkich mistrzów, ale np. na dodatkowym moim płótnie, utożsamianym ze zmartwychwstaniem, widać inspirację Matejką i Matthiasem Grünewaldem – opisuje A. Korszun. 

 

Barwy i linie

Jego malarska „Droga krzyżowa” składa się z 14 olejnych obrazów. Każde płótno odpowiada konkretnej rzeźbie i tak zostało zestawione na ekspozycji. Można się domyślać, że zimne barwy (w tonacjach niebieskich, zielonych i czerni) symbolizują szeroko pojęty ból, cierpienie, trud i ciężar. Z kolei ciepłe barwy (pomarańcze, czerwienie) odnoszą się do miłości, czułości, pokoju i bliskości. Ostre linie w barwach granatu i niebieskiej przypominają kolce, razy albo lodowaty deszcz. Są znakiem negatywnych emocji, odczuć i doświadczeń. Spośród 14 obrazów najbardziej oddziałują na odbiorcę szczególnie trzy z nich. Pierwszy dotyczy spotkania z Matką. Na tym płótnie pociągnięcia pędzlem są łagodne, spokojne, jakby płynne. Sugestywny jest również obraz z Weroniką. Ta odważna kobieta pokazuje człowiekowi wizerunek Chrystusa, w którym widać nawiązanie do Całunu Turyńskiego. Ciekawe jest również płótno przypominające złożenie do grobu. Przywołuje na myśl otchłań. Pomarańczowe koło może nawiązywać nie tylko do słońca, ale też do tunelu ze światełkiem, który jest drogą ku wieczności.

Wystawę E. i A. Korszunów będzie można oglądać w CKCh w Wisznicach do początku maja.

Agnieszka Wawryniuk