Ciiiiiii…
Dopiero gdy dany kraj zauważy, że jego plony uległy zniszczeniu, jego przemysł jest sparaliżowany, a jego siły zbrojne są niezdolne do działania, zrozumie nagle, że brał udział w wojnie i że tę wojnę właśnie przegrywa” - pisał przed ponad pół wieku Frédéric Joliot-Curie - laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii, najpierw asystent, a potem (od 1926 r.) zięć Marii Skłodowskiej-Curie. Ideowy komunista. Nie to jest jednak najważniejsze. Porusza trafność spostrzeżenia. Od lat wiadomo, że ciszę lubią wielkie pieniądze. I wielka polityka. Publice rzuca się ochłapy informacji, aby ją czymś zająć. Duże deale zawiera się za kulisami - władzą dzielą się Klaus Schwab, George Soros, bankierzy, miliarderzy i inni. Niewidzialną. Ale taką, od której wszystko zależy.
Gdy ponad rok temu papież Franciszek mówił do ambasadorów i członków korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej, iż „trwa trzecia wojna światowa zglobalizowanego świata, gdzie konflikty bezpośrednio dotyczą tylko niektórych obszarów planety, ale w istocie angażują wszystkich”, wielu przyjęło jego słowa z przymrużeniem oka. Jaka wojna? Owszem, w wielu miejscach na świecie – w tym na niedalekiej Ukrainie – wybuchają rakiety, giną ludzie. Ale u nas? Trwają wakacje, ludzie jeżdżą na urlopy, granice są otwarte.
Gdzie ta wojna?
Ważne są sytość, igrzyska i samozadowolenie, grill i ciepła woda w kranie. Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Tłuste koty nie lubią się męczyć. Nawet szeroko otwarte ramiona Angeli i jej „herzlich willkommen” szły po tej linii: migranci mieli na Niemców pracować, aby ci mogli liczyć euro i spędzać długie miesiące na Majorce. ...
Paweł Siedlanowski