Cmentarz to historia ludzi
Od 20 lat restaurowaniem zabytkowych pomników zajmuje się artysta Andrzej Sołtysiuk z Siedlec. Jego prace - malarstwo, rzeźby, medale - można obecnie oglądać w siedleckim Muzeum Regionalnym na wystawie zatytułowanej „Na skraju rzeczywistości”. Inne - chodząc siedleckimi ulicami. Jest autorem m.in. pomnika stojącego przez siedzibą Państwowej Straży Pożarnej czy płaskorzeźby przedstawiającej płk. Ryszarda Kuklińskiego na budynku PBM M-3 przy ul. Ks. Niedziałka. To A. Sołtysiukowi zawdzięcza swój obecny wygląd wiele zabytkowych budynków, m.in. LO im. B. Prusa, Poczta Polska i Sąd Wojewódzki przy ul. Piłsudskiego czy kapliczka na dziedzińcu Szpitala Miejskiego. Jak też wiele leciwych krzyży, rzeźb, tablic nagrobnych na cmentarzach Siedlec, Ruskowa, Sokołowa Podlaskiego, Węgrowa czy Siennicy.
Na rozmowę artysta umawia się chętnie, mimo że w pracowni czeka na dokończenie „rozgrzebana” akwarela. Na pierwszym planie obrazu – sylwetka smutnego faceta z papierosem. Po prawej stronie widać przód lokomotywy. – Obłożyłem się zdjęciami Himilsbacha, żeby dobrze ująć jego rozterki: czy ma wyruszyć w podróż pociągiem, czy też w rejs – śmieje się A. Sołtysiuk, pokazując rozsypujący się stosik fotografii na brzegu wielkiego stołu, który – sądząc po ilości szkicowników, farb, szablonów, ram – nigdy nie odpoczywa. Tak jak jego właściciel. – Nie lubię siedzieć bezczynie. A mój kalendarz pracy wygląda tak: wraz z początkiem jesieni zaszywam się w pracowni. Wychodzę z niej późną wiosną – i ruszam na cmentarze – tłumaczy. To, oczywiście, przypadek, ale na Cmentarną ma z domu raptem trzy minuty drogi.
Podczas studiów w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu, którą skończył w 1971 r., A. Sołtysiuk wybrał jako specjalizację rzeźbiarstwo. Sztuki renowacji uczył się pod okiem konserwatorów w Rzymie. Do Włoch wyruszył w zupełnie innym celu, jak powiada: tylko „na chwilę”. Trzy lata, które spędził tam z żoną i dwoma córkami w latach, gdy wyjazd zagranicę dla przeciętnego Polaka pozostawał w sferze marzeń, do dziś jawią się jak szansa od losu – zupełnie nieoczekiwana. Pobyt we Włoszech zaowocował wieloma pomysłami artystycznymi, nowymi umiejętnościami, prywatnie – licznymi, trwałymi przyjaźniami i wspomnieniami. A pracując w ekipie odnawiającej w Rzymie zabytkowe obiekty, A. Sołtysiuk otrzaskał się z restauracją zabytków.
– Dzisiaj renowacji przeprowadzam coraz mniej. Jestem przede wszystkim rzeźbiarzem, a to naprawdę ciężka fizyczna robota – po tylu latach czuje się ją w kościach – mówi A. Sołtysiuk. – Ale tak jak lubię malować czy rzeźbić, tak samo dużo satysfakcji mam z pracy przy starym nagrobnym pomniku – dodaje.
Nagrobek to pamięć
Nagrobki, które podziwiamy jako zabytki, wyróżniały się na cmentarzach także w czasach, gdy je stawiano, tj. 100 czy 80 lat temu. – Większość stanowiły groby ziemne – kopczyki opatrzone krzyżem drewnianym bądź metalowym. Jak już ktoś mógł pozwolić sobie na przykrycie mogiły bliskiej osoby płytą, musiał być majętnym człowiekiem. Rodziny ważnych osobistości: lekarzy, prawników, wysokich rangą urzędników, stać było na pomnik z piaskowca czy wapienia, bardzo kosztowny. Ale i wart swojej ceny – miał przetrwać jak najdłużej, pozostając czytelnym znakiem, że tutaj spoczywa osoba zasłużona – mówi A. Sołtysiuk. Nawet jeśli ocalał, z czytelnością jest po latach różnie. Glony, mech, liście opadające z rosnącego nieopodal drzewa, odchody ptaków, dymy, sadza ze zniczy, deszcze, mróz – liczba czynników, które mogą „przysłużyć” się zniszczeniom jest długa. Dołącza do niej nieumiejętna pielęgnacja. – Kilka lat temu podjąłem się pracy przy nagrobku z czerwonego piaskowca, który opiekująca się grobem osoba pomalowała rozrobionym na rzadko cementem. Chciała dobrze. Udało nam się ten cement usunąć, ale było to szalenie trudne. W ruch poszły szczotki, papier ścierny, skalpel, myjka ciśnieniowa. Przy drobnych elementach dekoracyjnych czyszczenie wymaga wielkiej precyzji i jest bardzo czasochłonne – dodaje.
Standardowe procedury przy renowacji pomnika obejmują – najkrócej mówiąc – usunięcie glonów i grzybów, jak też „wyciągnięcie” wszelkich zanieczyszczeń, które przez lata wżarły się w kamień. Widok opatulonego ligniną i folią nagrobka w trakcie renowacji trochę zaskakuje laika, ale tak właśnie wygląda tzw. opaska celulozowa nasączona specjalistycznymi preparatami, której zadaniem jest usunięcie np. wosków czy sadz z głębszych struktur kamienia. Nagrobki są również odsalane, osuszane i wzmacniane. Przy tej pracy liczy się przede wszystkim rzemieślniczy fach, wprawne oko, siła fizyczna. Z pomocą przychodzą nowoczesna chemia konserwatorska. To jednak za mało, jeśli wykonawcy brakuje artystycznego spojrzenia. – Ważna jest np. znajomość tworzywa, z jakim mamy do czynienia. Mając świadomość, że niektóre kamienie mają, podobnie jak drewno, słoje, wiem, że nie wolno mi przedobrzyć pewnych zabiegów, by nie zniszczyć tej struktury. Często trzeba uzupełnić fragment twarzy figury, dorobić ręce, krzyż czy fragmenty szat. Zmysł rzeźbiarski jest niezbędny, żeby nie zaburzyć artyzmu. Dlatego nad takimi pracami zawsze czuwa konserwator zabytków. To on dokonuje również odbioru pracy – wyjaśnia.
By nie zatracił ich czas
Wykaz prac konserwatorskich zrealizowanych przez A. Sołtysiuka w Siedlcach i na wielu cmentarzach w regionie, który dostaję do ręki, jest długi, a i tak nie są tutaj odnotowane wszystkie prace, jakich się podjął.
– Historię każdego obiektu przeznaczonego do renowacji na cmentarzu w Siedlcach opisuje Siedleckie Towarzystwo Samorządowe. Finansuje też konsultacje z konserwatorem zabytków, który rozstrzyga, czy dany obiekt posiada walory artystyczne, które warto zachować – tłumaczy A. Sołtysiuk. Renowacja, gdy już zapada decyzja o jej przeprowadzeniu, składa się z wielu faz. Każda z nich musi być udokumentowany. Obowiązek dokładnego opisania stanu nagrobka przed pracami renowacyjnymi, podjętych zabiegów, stosowanych preparatów chemicznych oraz wyniku końcowego wraz z zaleceniami dla osób opiekujących się danym nagrobkiem, spoczywa na wykonawcy konserwacji. Do opracowania dołączona jest również dokumentacja fotograficzna. Nie trzeba być znawcą, by docenić efekt prac renowatora, porównując odnowiony nagrobek z uwidocznionym na zdjęciu wcześniej: spękanym, brudnym, pokrytym mchem, zupełnie nieczytelnym.
Sztuka z duszą
Pomników zniszczonych przez dziesiątki lat jest na naszych cmentarzach jeszcze dużo. W lokalnych społecznościach nie brakuje, na szczęście, pasjonatów historii, światłych proboszczów, działaczy, którzy postanawiają iść tym zabytkom na ratunek. Powstają stowarzyszenia, które organizując zbiórki pieniędzy, zwykle na Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny, za cel stawiają ich ocalenie.
Jak zauważa mój rozmówca, polskie cmentarze mają swój klimat. Odwiedzając nekropolie choćby we Włoszech, na Słowacji czy Ukrainie, nie znajdzie się ani tej aury, ani – jak bywa na nekropoliach, gdzie stawiane są tzw. kolumbaria – miejsca do zadumy czy modlitwy. Na pytanie, czy nie przesadzamy, nadmiernie zdobiąc miejsca spoczynku bliskich, odpowiada, że tak rozbudowaną tradycję wiązać należy z naszą narodową historią, zwłaszcza okresem zaborów. Zawsze dbaliśmy o sferę duchową, ale też czuliśmy się zobligowani do troski o ocalenie polskości, m.in. poprzez pamięć o przodkach czy bohaterach.
– Dla mnie cmentarz to przede wszystkim historia ludzi – akcentuje A. Sołtysiuk. I dodaje, że pytanie, czy warto ratować przed zgubnym wpływem czasu stare nagrobki, w jego opinii pozostaje retorycznym. – Po prostu warto. Obrazują rzemiosło, którego dzisiaj już nie ma. Mają w sobie ogromny ładunek emocjonalny, artystyczny czy – jak kto woli – duszę. Mówią wiele poprzez inskrypcje i bogatą symbolikę zdobień. Są piękne. Nie ma w nich tak wszechobecnej dzisiaj sztampy. Gdyby nie one, nasze cmentarze byłyby kamiennymi pustyniami – monotonnymi i smutnymi – stwierdza.
Monika Lipińska