Co się stało z Pawłem?
Dwaj nastoletni bracia zaginęli 29 grudnia. Wyszli z domu ok. 13.00. Według różnych relacji mieli odwiedzić kuzyna lub pójść na ślizgawkę. Okazało się, że do ciotecznego brata nie dotarli. Nie było ich też u żadnego z kolegów ani rodziny. Rodzice zawiadomili policję.
W akcję poszukiwawczą włączyli się strażacy, policja, nurkowie i okoliczni mieszkańcy. Do późnych godzin sprawdzano m.in. tereny wzdłuż rzeki Liwiec i okoliczne akweny. Nie znaleziono jednak śladów, które wskazywałyby, że doszło do załamania lodu.
W wtorek, 30 grudnia, do poszukiwań włączono helikopter z kamerą termowizyjną. Wykorzystano też strażackie łodzie ratunkowe. Bezskutecznie.
Nadzieje na odnalezienie Marcina i Pawła żywych i całych wzrosły po opublikowaniu ich zdjęć. Policja otrzymała informację od świadka, który twierdził, że widział podobnych do zaginionych chłopców w pociągu jadącym z Siedlec do Warszawy. Dwie inne osoby zgłosiły, iż bracia mogą przebywać w stolicy. – Chłopcy, jeżeli mnie słyszycie, odezwijcie się. Błagam was, wracajcie do domu, wszyscy na was czekamy – apelowała w TVP Info zrozpaczona matka. Jednak bliscy, nauczyciele i mieszkańcy wątpili w wersję, jakoby Marcin i Paweł uciekli z domu. Ostatecznie nie potwierdziły jej także nagrania z kolejowego monitoringu.
Dramatyczny finał
2 stycznia o pomoc poproszono grupę poszukiwawczą nurków z Sokołowa Podlaskiego i ratowników wodnych z Siedlec. Ok. 13.00 ciało starszego z braci wyłowiono z Liwca. Znajdowało się niedaleko kładki, którą mogli przechadzać się chłopcy, między miejscowościami Kapuściaki i Zaliwie. Okoliczności jego śmierci bada policja. Niestety do tej pory nie udało się odnaleźć młodszego z braci. Rezultatu nie przyniosły działania nurków, którzy przez kilka dni metr po metrze sprawdzili nawet najbardziej niedostępne odcinki rzeki. Policja użyła także specjalnie przeszkolonego psa, który potrafi wykryć zapach ludzkich zwłok nawet znad lustra wody. Fiaskiem zakończyło się także obniżenie poziomu wody przez zamknięcie odpowiednich zastawek, a następnie ponowne przeszukanie koryta Liwca przez płetwonurków.
Zaangażowanie nurków bezzasadne
W środę, 7 stycznia, trwające od prawie dwóch tygodni poszukiwania przybrały inną formę. – Ponieważ nurkowie przeczesali już znaczny odcinek rzeki, ich dalsze zaangażowanie stało się bezzasadne. Niemniej jednak, gdy pojawią się przesłanki wskazujące na ponowne sprawdzenie rzeki, znowu poprosimy ich o pomoc. Jednak akcja poszukiwawcza będzie kontynuowana. Policjanci i strażacy będą pieszo patrolować okolice Liwca – mówi podinsp. Jerzy Długosz, rzecznik siedleckiej komendy policji.
Wciąż szukamy
Choć wszystko wskazuje na to, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, w którym śmierć poniósł także 12-letni Paweł, funkcjonariusze biorą również pod uwagę hipotezę, że młodszy z braci, będąc świadkiem utonięcia brata, pod wpływem szoku oddalił się z miejsca tragedii. – Dlatego przeszukujemy okoliczne pustostany, lasy, stogi siana, kępy drzew, by sprawdzić, czy chłopak gdzieś się nie ukrył – dodaje podinsp. Długosz, przyznając, że choć pracuje w policji od ponad 20 lat i przez ten czas zetknął się z wieloma dramatami, tragedia w Mokobodach jest jedną z najtrudniejszych pod względem emocjonalnym akcji, w jakich uczestniczył. Potwierdza to również rzecznik siedleckiej straży pożarnej bryg. Adam Dziura. – Poszukiwania chłopców to jedna z tych spraw, o których szybko się nie zapomina – podkreśla. – To także jedna z akcji, w której wzięło udział tak wielu ludzi i użyto najnowocześniejszy sprzęt. Cztery sekcje ratownictwa wodnego z Siedlec, Sokołowa Podlaskiego z Legionowa i Warszawy. Trzy łodzie – jedna do obsługi nurków, natomiast dwie związane są z pracą na sonarze, specjalna kamera przystosowana do pracy pod wodą, pies tropiący, helikopter. Niestety mimo takiego rozmachu 12-letniego Pawła nie udało się odnaleźć – mówi A. Dziura, dodając, iż poszukiwania prowadzono w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, w lodowatej wodzie, przy silnie wiejącym wietrze. – W dodatku Liwiec to trudna rzeka, z rozlewiskami. Jest tam mnóstwo konarów i korzeni drzew, a w niektórych miejscach woda ma głębokość trzech metrów – dodaje.
Apel o rozwagę
W związku ze zbliżającymi się feriami strażacy i policjanci przypominają, by pod żadnym pozorem nie ślizgać się na zamarzniętych sadzawkach, stawach czy jeziorach. W ujściach rzek oraz w pobliżu mostów lód bywa najcieńszy i podatny na pękanie. Dodatkowo gruba warstwa śniegu może utrudnić ocenę stanu tafli lodowej, zakrywając niebezpieczne przeręble i pęknięcia. Należy też unikać miejsc zacienionych, gdzie przez pokrywę widać płynącą wodę.
– W przypadku załamania lodu starajmy się zachować spokój i próbujmy wzywać pomocy. Najlepiej położyć się płasko na wodzie, rozłożyć szeroko ręce i starać się wpełznąć na lód. Starajmy się poruszać w kierunku brzegu leżąc cały czas na lodzie – tłumaczy A. Dziura. – Osoba udzielająca pomocy powinna próbować podczołgać się na odległość rzutu do tonącego, starając się podać mu drugi koniec długiego szalika lub grubej gałęzi. Należy też powiadomić służby ratunkowe, dzwoniąc pod numer alarmowy 112 lub 998 – przypomina rzecznik siedleckiej straży.
MD