Komentarze
Co z tą Unią?

Co z tą Unią?

Czy pamiętacie Państwo, co robiliście 1 maja 2004 r.? Przypominacie sobie, jak dwie dekady temu przeżywaliście wejście Polski do Unii Europejskiej?

Ja przyznam, że o wiele lepiej pamiętam etap poprzedzający owo wiekopomne wydarzenie. Okres, w którym pełna entuzjazmu niemal cała klasa polityczna zachęcała do udziału w referendum i wzywała, by opowiedzieć się za przyłączeniem Polski do wspólnoty europejskiej. Za wejściem do UE była wówczas zdecydowana większość polityków, celebrytów czy dziennikarzy.

Wszyscy: od braci Kaczyńskich, poprzez Andrzeja Wajdę po Adama Michnika mówili o korzyściach płynących z akcesji. Przeciwnicy, jak choćby Roman Giertych czy Andrzej Lepper, byli wprawdzie głośni, ale pozostając na marginesie sceny politycznej, nie mieli większej siły przebicia. Z kolei samo społeczeństwo było nieco sceptyczne, o czym świadczy choćby frekwencja – niespełna 59% – w wyjątkowym jak na polskie warunki, bo trwającym dwa dni głosowaniu. Wprawdzie zdecydowana większość uczestników plebiscytu opowiedziała się za przystąpieniem do wspólnoty, jednak nie pamiętam, aby towarzyszyła temu jakaś szczególna euforia. Tym bardziej, że ów sukces, który stał się udziałem postkomunistycznej lewicy, raził wielu obywateli.

Dziś, po 20 latach członkostwa, również nie widać jakiegoś wielkiego zachwytu. Wręcz przeciwnie: gwałtownie spada poparcie dla większości działań UE. Coraz częściej słychać także opinie, jakoby Polexit – wyjście Polski ze wspólnoty – był jedynym lekiem na brukselskie porządki. Unia, która w założeniach miała być wspólnotą gospodarczą, staje się na naszych oczach tyranem i chorą ideologicznie strukturą. Jej celem jest kontrolowanie jak największej ilości obszarów egzystencji człowieka. Usiłuje wpływać nie tylko na nasze portfele, ale również na nasze umysły i sposób funkcjonowania. Chce dyktować nam, jak mamy mieszkać, czym jeździć, czym ogrzewać domy, na co wydawać zarobione pieniądze, a nawet co jeść i w co się ubierać.

Po dwóch dekadach przynależności do struktur UE ucierpiała nie tylko nasza tożsamość, ale znacznie osłabła siła narodu. Wiele wskazuje na to, że czeka nas również szybkie ubożenie. Czasy, w których żyliśmy względnie spokojnie, kiedy przeciętny Kowalski mógł marzyć o własnym mieszkaniu, samochodzie, założeniu firmy czy podróżowaniu, zaczynają powoli przemijać. Co kilka dni słyszymy, że będzie drożej i gorzej, bo pod pretekstem choćby zielonego ładu narzuca się nam różne dziwne obostrzenia. Mamy płacić coraz wyższe podatki oraz kary za niedostosowanie się do wyśrubowanych norm i nierealnych wymagań.

Nie dziwi zatem, że niektórzy już postulują, by jak najszybciej opuścić UE, gdyż jej wpływ na życie przeciętnego człowieka za chwilę stanie się nie do wytrzymania. Na razie poparcie dla Polexitu jest stosunkowo małe. O tym, że byłoby to najgorsze z możliwych posunięć dla naszego kraju, mówią także oficjalnie przekazy medialne. Jednak jeśli unijna polityka będzie zmierzała nadal w kierunku, który obrała, za kilkanaście miesięcy – gdy ludzie połapią się, ile pieniędzy, których nie mają, muszą wydać na różne brukselskie kaprysy – może okazać się, że za opuszczeniem Unii jest już nie 20, a przeszło 80% mieszkańców kraju.

Leszek Sawicki